Scrigroup - Documente si articole

     

HomeDocumenteUploadResurseAlte limbi doc
BulgaraCeha slovacaCroataEnglezaEstonaFinlandezaFranceza
GermanaItalianaLetonaLituanianaMaghiaraOlandezaPoloneza
SarbaSlovenaSpaniolaSuedezaTurcaUcraineana

AdministracjaBajkiBotanikaBudynekChemiaEdukacjaElektronikaFinanse
FizycznyGeografiaGospodarkaGramatykaHistoriaKomputerówKsiążekKultura
LiteraturaMarketinguMatematykaMedycynaOdżywianiePolitykaPrawaPrzepisy kulinarne
PsychologiaRóżnychRozrywkaSportowychTechnikaZarządzanie

Zakłamany Katyń - Nowi okupanci robili wszystko, aby ukryć prawdę o wydarzeniach wiosny 1940 roku

historia



+ Font mai mare | - Font mai mic



DOCUMENTE SIMILARE

STANISŁAW M. JANKOWSKI, RYSZARD KOTARBA Krakowski oddział IPN i 'Dziennik' przypominają

Zakłamany Katyń

Nowi okupanci robili wszystko, aby ukryć prawdę o wydarzeniach wiosny 1940 roku


'Dziennik Polski' z 23 czerwca roku



Pamięć o Katyniu mogła się okazać największą przeszkodą w narzucanej Polakom 'przyjaźni i braterstwie' ze Związkiem Sowieckim. W roku zaczęło się tropienie ludzi mających pośredni nawet związek ze zbrodnią i wiedzących na jej temat więcej od innych.

   Nowi okupanci robili wszystko, by ukryć prawdę o wydarzeniach wiosny 1940 roku. Temu też miało służyć podjęte śledztwo. Jego celem nie było ujawnienie okoliczności i winnych, ale podejrzanymi stali się Polacy dowolnie wyznaczeni ze sporej grupy osób odwiedzających Katyń w roku. Za pretekst posłużyła ich domniemana kolaboracja z Niemcami, a faktycznie chciano znaleźć 'dowody', które nadwątliłyby powszechne przeświadczenie o zbrodni sowieckiej. Zbliżał się proces norymberski i sprawa musiała zostać w jakiś sposób rozstrzygnięta, gdyż tysiące ludzi oczekiwało wyjaśnienia zbrodni popełnionych na ich bliskich, znajomych, towarzyszach broni, a jej przemilczenie odebrano by jednoznacznie.

   Postanowienie o wszczęciu dochodzenia wydał 25 czerwca podprokurator Prokuratury Sądu Specjalnego Karnego w Krakowie dr Roman Martini. W tym też dniu zarządził aresztowanie podejrzanych i wysłał listy gończe za znanymi literatami Ferdynandem Goetlem i Janem Emilem Skiwskim, a także za prowadzącym badania w Katyniu medykiem sądowym dr. Marianem Wodzińskim. Czwarty z podejrzanych, robotnik z fabryki 'Zieleniewskiego' Franciszek Prochownik, przebywał już w krakowskim więzieniu św. Michała. Ich wspólną winą była obecność na grobach katyńskich w kwietniu roku.

Świadkowie w roli winnych

   Wyznaczony do prowadzenia sprawy prokurator Martini był jednym z młodszych i najmniej doświadczonych prokuratorów na tym stanowisku. Osobą faktycznie kierującą śledztwem był prok. Jerzy Sawicki z Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie. Ten absolwent prawa Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie, do czasu wojny był wybijającym się adwokatem o lewicowych poglądach. Od w tzw. Polsce lubelskiej zajmował odpowiedzialne stanowiska w formujących się na nowo organach wymiaru sprawiedliwości. Był na procesie norymberskim i prezentował polskie materiały oskarżycielskie, a jako prokurator Najwyższego Trybunału Narodowego brał udział w procesach największych zbrodniarzy hitlerowskich. W omawianym czasie był szefem Nadzoru Prokuratorskiego nad Prokuraturą i Sądownictwem Specjalnym i już ten fakt świadczy o randze, jaką nadano sprawie.

   Miała ona dużo wątków, przesłuchiwano ludzi ze sceny politycznej, byłych więźniów obozów koncentracyjnych, wojskowych, którzy uczestniczyli w zaaranżowanych przez Niemców 'wycieczkach' z oflagów do Katynia, pracowników Zarządu Głównego PCK, Zakładu Medycyny Sądowej i zespołu dr. Robla badającego w Krakowie oryginalne dokumenty z Katynia. Wzywano świadków masowych egzekucji hitlerowskich, aby udowodnić podobieństwo metody rozstrzeliwań dokonanych przez Niemców i tej z Lasu Katyńskiego, uporczywie szukano osób figurujących na listach katyńskich, a które miały rzekomo przeżyć wojnę Wreszcie skupiono uwagę na literatach.

   W całym kraju poszukiwano pisarzy i dziennikarzy, którzy znali Goetla i Skiwskiego i mieli coś do powiedzenia o ich postawach w czasie okupacji, a przede wszystkim o stanowisku zajętym w kwestii katyńskiej. Przesłuchiwani odpowiadali na ten sam zestaw pytań. Pierwsze dotyczyły poglądów i działalności obu podejrzanych, następne miały poszerzać obraz sprawy o kwestie ogólniejsze, np. 'Jaki był zdaniem świadków stosunek społeczeństwa polskiego do sprawy Katynia i jakie fazy przechodził'.

   Zeznający mieli dużą swobodę wypowiedzi. Pamiętać trzeba, że nie był to jeszcze czas absolutnego zakneblowania myśli. Nowa władza wabiła intelektualistów i pisarzy, toczyły się dość swobodne i gwałtowne dyskusje w środowisku, pokazujące różnorodność myśli i ocen. Ujawniły się postawy godne, głosy poszukujące prawdy, ale i pełne oportunizmu, wyrażające się językiem bieżącej propagandy. Takie też były rozmowy literatów w prokuraturach, niezbyt krępujące, niekiedy w atmosferze obustronnego porozumienia w ocenie zasadniczych faktów.

   Wśród blisko dwustu świadków byli m.in. Jerzy Andrzejewski, Tadeusz Breza, Maria Dąbrowska, Jarosław Iwaszkiewicz, Mieczysław Jastrun, Stefan Kisielewski, Leon Kruczkowski, Czesław Miłosz, Zofia Nałkowska, Jan Parandowski, Julian Przyboś, Adam Ważyk, Kazimierz Wyka, Jerzy Zagórski. Byli też dziennikarze.

lipca jako pierwszy z redakcji Dziennika ruszył na przesłuchanie Bolesław Jan Frühling. W latach wojny widzieli się z Goetlem tylko kilka razy, bo Frühling przez wiele miesięcy przebywał we Lwowie, pracując tam w Czerwonym Sztandarze.

   Zgodnie z założeniami śledztwa był pytany o stosunek społeczeństwa polskiego do niemieckich informacji o zbrodni w Katyniu. 'Posłuch, jaki został dany łajdackiej wersji niemieckiej o Katyniu przyniósł Polsce nie tylko ogromne szkody na odcinku czysto politycznym przez fakt zerwania paktu Sikorski-Stalin' - ocenia w odpowiedzi. Z przesłuchania Frühlinga wynika, że denuncjowanie 'lewicowców i Żydów' w okupowanej Polsce preferowali 'ludzie słabych charakterów i słabej orientacji politycznej'. I byli dumni z denuncjowania, uważając swoje zachowanie 'za coś w rodzaju aktu sprawiedliwości społecznej i odpłaty'.

Uprzejmy Martini

   - Bito was w czasie śledztwa? Grożono aresztowaniem, jeśli nie będziecie wygadywali podobnych bzdur? - to nasze pytania do Zygmunta Szarguta, jednego z trzech żyjących nadal pracowników Dziennika Polskiego, którzy w l945 byli wzywani 'w sprawie Goetla i innych oskarżonych'.

   Był 12 dzień października roku. Koledzy z Dziennika twierdzili, że nie uda się znaleźć go już na tym świecie. Pan Zygmunt - jak na swój wiek - czuje się doskonale, a po przejściu na emeryturę i wyprowadzeniu się z Warszawy mieszka obecnie w Ciechanowie.

   - Najłatwiej byłoby powiedzieć, że komunistyczni prokuratorzy wymuszali na nas zeznania groźbami czy torturami - odpowiada. Nic z tego, prokurator Martini zachowywał się uprzejmie, a całe przesłuchanie przypominało rozmowę przy kawie. Kolegi Frühlinga też nie tknął nawet palcem, więc każde zdanie w jego protokole odpowiada temu, co mówił Wśród innych jest protokół przesłuchania Stanisława Balickiego, w sierpniu l945 również pracującego w Dzienniku Polskim. Wydaną przed wojną książkę Goetla Pod znakiem faszyzmu uważa za 'błąd polityczny i ideowy'. Martiniemu udaje się wyciągnąć ze świadka komentarz, że udział Skiwskiego i Goetla w 'dobrze wyreżyserowanej prowokacji niemieckiej świadczy o nich ujemnie', bowiem 'mogli oddziaływać szkodliwie na mniej krytyczne umysły'. Chcąc jednak kolegów bronić dodaje, żeby wpływu podejrzanych nie przeceniać, ponieważ 'nie cieszyli się oni wybitnym uznaniem miarodajnej opinii'.

Zmyślone nazwiska
z Katynia?

   - Głoszono, że nazwiska ofiar Katynia są w niektórych wypadkach zmyślone, przytaczano np. szczegół, że przez megafony podano do wiadomości nazwisko Stanisława Maciejewskiego - mówi prokuratorowi red. Balicki - a właśnie Maciejewski zajmował w Krakowie poważne stanowisko.

   Nic nie wskazuje, żeby Martini próbował sprawdzać tę wiadomość przeglądając choćby gazety wydawane w czasie okupacji czy książkę o zbrodni. Podobnie nie sprawdził też pozyskanej od świadka Balickiego informacji o przedłożeniu przez Goetla władzom niemieckim 'spisu wszystkich członków Związku Zawodowego Literatów'. Przyjął to pomówienie do wiadomości, bo łatwiej, mając na piśmie takie i podobne argumenty, oskarżać Goetla o kolaborację z Niemcami. Jeszcze bardziej ucieszy prowadzących śledztwo oświadczenie, że 'według krążących po Krakowie pogłosek Goetel miał pojechać do Katynia w porozumieniu ze swoimi mocodawcami podziemnymi, związanymi z Londynem'.

   Dzisiaj doskonale wiadomo, że władze Polski Podziemnej wiedziały o wyjeździe Goetla na miejsce zbrodni w Lesie Katyńskim, ale w l945 dla prok. Martiniego to również okazja do - pozostającego jeszcze w planach - zaatakowania pisarza na sali sądowej jako sługusa 'faszystów polskich w Londynie'.

   Niewiele brakuje, aby nazwisko Ferdynanda Goetla pojawiło się w Dzienniku Polskim we wrześniu l945 r. Nie trafia na łamy, bo inaczej zdecydowali uczestnicy obradującego w Krakowie I Ogólnopolskiego Zjazdu Delegatów Związku Zawodowego Literatów Polskich. Pisarz zostaje nazwany kolaborantem i zgłoszony do wyrzucenia ze związku, ale niespodziewanie w jego obronie staje Jan Kott.

   - Zgłosił się do prokuratury i jego sprawa będzie rozpatrywana przed sądem - oznajmia, więc literaci nazwisko Goetla postanawiają wykreślić z listy kolaborantów. Uchwała z trzema innymi nazwiskami 'potępionych' pisarzy trafia do Dziennika, a kiedy okazuje się, że ukrywający się Goetel wcale nie ma ochoty na spotkanie z prokuratorem, jest już za późno, by o tym pisać.

Recenzja jako dowód
oskarżenia

   Inaczej jest w czerwcu l949, gdy w Krakowie toczy się proces grupy dziennikarzy oskarżonych o kolaborację z Niemcami. Tu zaocznie sądzi się Feliksa Burdeckiego i Jana Skiwskiego, ale nazwisko Goetla parokrotnie pojawia się w sprawozdaniach prasowych.

   Wśród zarzutów przeciwko Skiwskiemu - jak pisze sprawozdawca Dziennika Polskiego - nie brak krytycznej oceny jego 'kariery politycznej od faszyzmu do zdrady narodowej, podobnej do kariery emigrantów londyńskich: Bieleckich, Cat-Mackiewiczów, Goetlów'. Oskarżony Skiwski jest m.in. krytykowany za to, że 'w czasie bezpośrednio poprzedzającym wybuch wojny polsko-niemieckiej zamieścił w Pionie entuzjastyczną recenzję książki Ferdynanda Goetla, dającą jak najbardziej pozytywną ocenę reżimu faszystowskiego'. Mimo nieobecności na sali sądowej, Jana Emila Skiwskiego skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności.

Proces Goetla?

   Propaganda niemiecka przedstawiła Goetla jako przewodniczącego pierwszej delegacji polskiej w Katyniu, krążyły plotki o jego wywiadach prasowych i składaniu antysowieckich oświadczeń. Mimo intensywnych poszukiwań i zdobycia wielu egzemplarzy prasy gadzinowej, nigdzie nie znaleziono tekstów Goetla. Podobnie jak jego książki o faszyzmie. Nawet Biblioteka Jagiellońska nie miała egzemplarza obowiązkowego, a poszukiwania w bibliotekach i wypożyczalniach nie dały rezultatu.

   Brakowało dowodów, wcześniejsze pogłoski o ewentualnym procesie Goetla i innych podejrzanych zanikły całkowicie. O poniechaniu takich planów zadecydował nie tylko fakt, że większość podejrzanych była poza zasięgiem rządowego wymiaru sprawiedliwości, ale też z obawy, że przy tej okazji mogłyby wyjść na jaw zupełnie niepożądane lub co najmniej niewygodne dla władz okoliczności. Tragiczna śmierć Romana Martiniego  III , o której w aktach nie ma najmniejszej wzmianki, stanowiła wyraźną cezurę, po niej nastąpił zupełny zastój w śledztwie.

Nadal ścigani

   Mimo to płynęły do prokuratury milicyjne zapytania, czy nadal są ścigani listami gończymi Goetel, Skiwski i Wodziński. Na pisma te, a ostatnie zanotowano jeszcze w styczniu , niezmiennie odpowiadano, że poszukiwania są wciąż aktualne. To z kolei obligowało właściwe służby do wykonywania rutynowych czynności poszukiwawczych.

   W 1954 r. do komisariatu MO w Krakowie został poproszony prof. Walery Goetel dla złożenia zeznań na temat miejsca pobytu swego brata. Oświadczył, że po upadku powstania warszawskiego Ferdynand z rodziną zamieszkał u niego, a w lutym wyjechał do Warszawy w celu odszukania swoich materiałów i książek w dawnym mieszkaniu. Spotkali się dopiero w czasie powojennego pobytu służbowego w Londynie i wówczas przeprowadzili 'krótką rozmowę', zaś dokładnego adresu brata nie zna Tak więc poszukiwania Ferdynanda Goetla trwały nieprzerwanie i jego losy emigracyjne budziły zainteresowanie służb bezpieczeństwa PRL. Umorzenie śledztwa było koniecznością, zmieniała się ogólna sytuacja polityczna i nastroje społeczne. W kręgach prokuratury zdawano sobie sprawę, że w tej atmosferze dalsze kontynuowanie sprawy mija się z celem, a jakiekolwiek jej nagłaśnianie byłoby pod prąd oczekiwaniom i nastrojom społeczeństwa upominającego się coraz odważniej o swobodę myśli i prawdę.

   Od wiosny r. trwała korespondencja Prokuratury Generalnej na temat nieaktualności poszukiwań Goetla, Skiwskiego i Wodzińskiego. Przestępstwa z 'dekretu sierpniowego' uprzednio im zarzucane, ulegały abolicji na mocy ustawy amnestyjnej z IV r., ale formalne odwołanie poszukiwań nastąpiło dopiero w lipcu. Ostatecznie, postanowieniem z dnia 4 IX r. Prokuratura Wojewódzka w Krakowie umorzyła postępowanie wobec wszystkich czterech podejrzanych.

2 października 2003 roku o godz. w siedzibie Zarządu Regionu NSZZ 'Solidarność' Małopolska, pl. Szczepański 5 w Krakowie (IV piętro), odbędzie się promocja książki Stanisława M. Jankowskiego i Ryszarda Kotarby 'Literaci a sprawa katyńska -  '.

Kopia internetowa artykułu z Dziennika Polskiego z 27.09.2003



Politica de confidentialitate | Termeni si conditii de utilizare



DISTRIBUIE DOCUMENTUL

Comentarii


Vizualizari: 720
Importanta: rank

Comenteaza documentul:

Te rugam sa te autentifici sau sa iti faci cont pentru a putea comenta

Creaza cont nou

Termeni si conditii de utilizare | Contact
© SCRIGROUP 2024 . All rights reserved