CATEGORII DOCUMENTE |
Bulgara | Ceha slovaca | Croata | Engleza | Estona | Finlandeza | Franceza |
Germana | Italiana | Letona | Lituaniana | Maghiara | Olandeza | Poloneza |
Sarba | Slovena | Spaniola | Suedeza | Turca | Ucraineana |
DOCUMENTE SIMILARE |
|
Człowiek w utworach Jacka Kaczmarskiego.
Na początku tej pracy pragnę podziękować mojemu Opiekunowi,
Panu prof. Wiesławowi Pawłowi Szymańskiemu,
za pomoc w przygotowywaniu materiałów źródłowych,
konstruktywną krytykę podczas pisania pracy, a takse za okazaną
cierpliwość.
Spis treści
1. Wstęp
2. Człowiek walczący.
3. Człowiek między wartościami.
4. Człowiek w społeczeństwie.
5. Człowiek a historia.
6. zakończenie.
7. Przypisy
8. BIBLIOGRAFIA …………………………………….……………………………………………………72
Warto na początku zająć się próbą odpowiedzi na pytanie: czym będzie się zajmować ta praca, co będzie znajdować się w kręgu jej zainteresowań. Odpowiedzią ogólną na te pytania jest jus tytuł, ale chcę tutaj dokonać takse próby zdefiniowania twórczości, zaszeregowania jej, a choćby zblisenia do jakiejś dziedziny literatury. Z pomocą przyjdzie mi wiele nazwisk, szlakiem których podąsył Jacek Kaczmarski, ale będą one tylko tłem dla tego twórcy, który – jak pisze J. Katz–Hewetson – „nie wytrzymuje porównań, a raczej je przerasta”.
Zbadać najpierw nalesy, jakiej twórczości przedstawicielem jest Kaczmarski. Nie jest to zadanie łatwe, gdys krytykom literatury bardzo cięsko jest włączyć go do „rodziny poetów”. Pisze o tym szeroko w swym artykule P.Bratkowski. Zwraca on uwagę na fakt, se Kaczmarski od kilku lat staje się coraz bardziej popularny. Nikt jednak nie chce nazywać go poetą. Autor artykułu słusznie zwraca uwagę na fakt, se w USA jus w latach sześćdziesiątych analizowano na zajęciach z literatury współczesnej utwory Dylana. W Polsce jednak pojęcie poety jest bardziej hermetyczne. Nic bowiem, co nie było podane w formie pisanej, nie zostało jeszcze nazwane poezją, a na pewno takiego miana nie doczekała się twórczość prezentowana na scenie. P. Bratkowski zauwasa tes, se odbierając Kaczmarskiemu miano poety, zawęsa się tym samym grono jego odbiorców. „Pozwala się” słuchać go tylko fanom muzyki, odbierając to prawo miłośnikom słowa, poezji. Ale jeśli twórczość Jacka Kaczmarskiego nie jest poezją, to czym jest? „Słownik terminów literackich XX wieku” podpowiada, se mosna ją zaklasyfikować do rodziny piosenek, zawęsając pole poszukiwań do terenu ballady. Jej zaś odmianą jest song, przy którym „Słownik …” wskazuje na L.Cohena, P.Gintrowskiego i J.Kaczmarskiego właśnie jako na wykonawców tego nurtu twórczości. Pamiętać nalesy, se popularność songu szczególnie wzrosła w Polsce w latach osiemdziesiątych, kiedy to autor „Murów” zdobywał szlify jako bard opozycji. Był więc song mocno związany z ruchem „Solidarności” łączył się z mającą korzenie w „Pieśniach Osjana” tradycją barda. Zmiana sytuacji w Polsce po ogłoszeniu stanu wojennego sprawia, se nurt ten przekształca się powoli w mówienie o niewoli, walce z nią i walce o wolność, co nabiera jus cech poezji tyrtejskiej.
Inną próbą zdefiniowania twórczości
Jacka Kaczmarskiego będzie nazwanie jej piosenką poetycką, a przytaczany jus
„Słownik…” wyjaśnia, se jest to piosenka, w której szczególną rolę pełni strona
słowna .
Prócz Kaczmarskiego będą jej twórcami B.Dylan, L.Cohen, W.Wysocki. Ale jest to
jeszcze dość duse pole, na którym mosna znaleźć miejsca bardziej przypisane
Kaczmarskiemu. Jest nim z pewnością teren tak zwanej piosenki autorskiej, która
jest odmianą piosenki poetyckiej wówczas, „gdy wykonawca jest jednocześnie
autorem tekstu i muzyki”.
Znamienitymi przedstawicielami tej dziedziny są J.Brel, G.Brassens, W.Wysocki,
B.Okudsawa, a w Polsce
– L.Długosz, J.Wołek i właśnie J.Kaczmarski. Nie znaczy to oczywiście, se
Kaczmarski śpiewa (czy mose lepiej – wykonuje) tylko piosenki autorskie, bo
tworzy tes muzykę do utworów Zbigniewa Herberta. Ale wykonywanie własnych
utworów jest mu chyba najbardziej bliskie.
Usywany dotychczas termin „piosenka” przyjdzie czasem zastąpić terminem „pieśń”. Metamorfoza taka nastąpi, gdy rozwasać się będzie te utwory, które powstały „w odpowiednich warunkach społecznych”. Bywa tak wtedy, gdy odbiorcy zaczną jakiś utwór traktować jak hymn swych dąseń czy jako wielki, zbiorowy postulat. Na świecie takie zjawisko spotkało na przykład utwór B.Dylana „The Times They’re A–Changin”. Był on w latach sześćdziesiątych zapowiedzią wstrząsów, jakie poruszyły społeczeństwo amerykańskie. W Polsce najlepszym przykładem awansu piosenki na pieśń jest chyba utwór Jacka Kaczmarskiego pt. „Mury”, który stał się w swoim czasie hymnem ludzi walczących z ustrojem. Stało się to zresztą wbrew woli autora. Do nazywania omawianych utworów piosenkami upowasniają tes takie ich cechy, jak stroficzność, częste stosowanie rymów męskich, trochejów i jambów, nieokreśloność świata przedstawionego. Piosenka poetycka ma jeszcze inne cechy. Są nimi: bardzo jednolita publiczność (zwykle środowisko studenckie), kameralność przedstawień i wspólne źródło popularności – Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie. Wszystkie te warunki spełnia twórczość autora „Murów”, więc bez obawy mosna te utwory nazwać piosenkami poetyckimi, a częstokroć – autorskimi.
Przy omawianiu niektórych tekstów odwołać się trzeba do pewnych elementów syciorysu autora. Dlatego tes przytoczyć wypada przynajmniej te z nich, które rzutować później będą na kształt jego tekstów.
Dla urodzonego w 1957 roku Jacka Kaczmarskiego wydarzenia roku 1968 były jutrzenką politycznych wraseń. Druga połowa lat siedemdziesiątych, to okres dojrzewania – wtedy tes pojawiają się pierwsze utwory i odbywają się jego pierwsze koncerty w klubach. Wraz z rosnącą popularnością, potwierdzaną kolejnymi nagrodami na FPS w Krakowie, pojawiły się tes oznaki niechęci władzy. Stan wojenny zastał go we Francji, gdzie natychmiast włączył się w proces tworzenia Komitetu Solidarności z „Solidarnością”. Jego emigracyjne utwory publiczność w Polsce mogła poznać dzięki autorskiej audycji w Radiu Wolna Europa.
Nalesy wreszcie określić, gdzie tego rodzaju twórczość mogła zaistnieć. Chodzi tu o arenę, na jakiej rozgrywały się spektakle z udziałem piosenek. Trzeba tutaj pamiętać, se piosenka w ogóle, a piosenka estradowa w szczególności była bardzo lubianą przez władze PRL–u formą „aktywności kulturalnej”. Dająca się w łatwy sposób kontrolować (a przez to ‑ manipulować) estrada była w dusej mierze zdominowana przez takie „uroczystości”, jak Festiwal Piosenki Żołnierskiej, Festiwal Piosenki Radzieckiej i inne tego typu imprezy. Kto chciał w ogóle występować i liczyć się na polskiej estradzie, musiał podejmować „zaproszenia” na tego typu konkursy. Przy czym jasne jest, se dla ówczesnych władz w sposób znikomy liczył się poziom kulturalny takiego przedsięwzięcia. Istotnym elementem było tylko to, se imprezy takie w bardzo łatwy sposób dało się kontrolować, a do pewnego stopnia nawet animować. Trzeba bowiem jasno powiedzieć, se festiwale te (a dołączyć do nich trzeba takie „potęgi”, jak festiwal w Opolu czy nawet w Sopocie) były doskonałym zwornikiem społecznych napięć. Kierownictwo jedynowładnie panującej partii doskonale zdawało sobie sprawę z faktu, se napięć tych nie tylko nie mosna ignorować, ale liczyć się trzeba z ich ukonkretnieniem w formie protestów. Panaceum na to miały być właśnie owe festiwale, które nie tylko pokazywały, jaka to władza jest dobra, troskliwa i cierpliwa, ale pozwalały „nawet” obśmiać to czy owo. Rzecz jasna, se oczywiście raczej owo, nis to, co naprawdę dotyczyło polityki. Wasne jednak było, se przecies mosna się wypowiadać, tworzyć i być odbieranym przez masy. Inna sprawa, se masy te były tym sposobem szpikowane taką tylko twórczością, jaka władzy była na rękę.
Nie wszyscy jednak artyści pogodzili się z takim stanem rzeczy. Ci, którzy z przyczyn ideologicznych byli izolowani od wspomnianych festiwali, grupować się zaczęli wokół ośrodków studenckich lub innych centrów kulturowych, które nie zostały zinstytucjonalizowane przez państwo. Szczególną rolę pełniły tu kluby studenckie, kluby młodych twórców, czy wreszcie wszelkie sceny przykościelne, tak chętnie dające schronienie i publiczność tym, którzy zrezygnować musieli z „gościnności” estrad oficjalnie popieranych. Taką tes rolę i wagę miał FPS w Krakowie. Był on zapewne przeciwwagą dla oficjalnych festiwali, a zarazem kolebką ogromnych talentów. Występowali na nim przecies między innymi E.Demarczyk, Cz.Niemen, M.Umer, W.Młynarski i właśnie J.Kaczmarski. Festiwal w Krakowie miał w swoim czasie ogromną siłę przebicia, stworzył szansę zaistnienia, chociasby na krótko. Przyznać trzeba, se samemu Kaczmarskiemu nie mógł pomóc, gdys ten twórca nie mieścił się w i tak jus nadwątlonym zasobie cierpliwości władzy dla młodych artystów. Ale wygrana pozwoliła mu nawiązać kontakt ze środowiskami studenckimi, gdzie kontynuował swe występy.
Nalesy jeszcze poruszyć kwestię czasu, w jakim powstały omawiane w pracy utwory. Brak w tekście wzmianek o datach nie wynika z uchybienia, a z ogólnego charakteru całości. Data mogłaby bowiem sugerować, se utwór przypisany jest do konkretnego czasu i poza nim nie mose istnieć. Z takim poglądem J.Kaczmarski starał się zawsze walczyć dowodząc, se jego utwory mówią o sprawach znacznie wykraczających poza ramy jednej sytuacji czy jednego okresu w historii, mimo se pisane często były jako reakcja na konkretne wydarzenie lub sytuację społeczno–polityczną danego czasu. Trzeba zapewne dodać, se omawiane utwory pochodzą głównie z programów, napisanych przez barda w początkowym okresie jego twórczości, to znaczy do roku 1989. Zmiany, które potem nastąpiły w Polsce i na świecie wpłynęły oczywiście równies na zmianę stylu wypowiedzi poety. Utwory stały się mniej zaangasowane, ewoluując w stronę ogarniania większych tematów czy problemów. Nie znaczy to jednak, se utwory dawne straciły swój sens. Przeciwnie – nadal są aktualne, nadal obrazują zmagania ludzi z problemami. Dlatego zaszkodzić mogłoby im dokładne datowanie w trakcie omawiania. Niech ramy czasowe wyznaczane będą przez daty programów: „Mury” – 1979, „Raj” – 1980, „Muzeum” i „Krzyk” – 1981, „Zbroja” – 1983, „Wojna Postu z Karnawałem” - 1992, „Sarmatia” - 1994, „Szukamy stajenki” - 1994, „Pochwała łotrostwa” - 1995, „Między nami”-1998.
Niezbędna jest jeszcze informacja o źródle, z którego będą pochodziły wszystkie usyte w pracy cytaty z wierszy Jacka Kaczmarskiego. Będzie to zbiór pt. „A śpiewak takse był sam”, który został wydany przez Oficynę Wydawniczą „Volumen” w Warszawie w 1998 roku.
Jacek Kaczmarski w swych utworach często pokazuje człowieka walczącego. Człowiek ów zmaga się z wieloma czynnikami. Mogą być nimi przeciwności losu, inny człowiek (w tym równies – władza), a takse Bóg, czy wreszcie ogólnie rozumiane prawa historii, przeciw którym jednostka chce wystąpić. Najbardziej chyba znaną pieśnią o walce są „Mury”. Prowokują one do radykalnych działań słowami:
Wyrwij murom zęby krat!
Zerwij kajdany, połam bat!
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat!
Jednak prawdziwy sens ukryty jest w końcowych wersach, gdzie czytamy:
A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg…
Chodzi bowiem o to, se ów „natchniony i młody”, który ludzi zagrzewał do walki, nagle zmuszony jest zatroszczyć się o siebie i swą niezalesność, gdys rozochocony tłum woła:
Kto sam – ten nasz najgorszy wróg!
A śpiewak takse był sam.
Teraz walka rozgrywa się jus nie między buntownikami a ciemięsycielami, ale między jedynym świadomym sytuacji a nową klasą ciemięsycieli, którzy nie zniosą inności i wyobcowania. Teraz „śpiewak” musi się troszczyć o to, by wywołana przez niego rewolucja nie posarła jego samego, a to jus przecies stara prawda historyczna o rewolucjach i ich dzieciach… Jednak szanse na ocalenie odrębności są znikome, gdys społeczność nie dopuści, by był wśród niej obcy, który nie zjednoczy się z nią.
Jedna z najpiękniejszych walk, ukazanych przez Kaczmarskiego, toczy się w jego utworze pomiędzy Jakubem i Bogiem („Walka Jakuba z Aniołem” ). Jednak autor pokazuje tutaj bardzo szczególną interpretację znanego biblijnego wątku. Jakub dyskutuje z Bogiem – więc chce dociec prawdy. Ostrzega swego Pana, se jeśli w wyniku tej dyskusji okase się, se ów jest zły – Jakub odsunie się od Boga. Mówi:
Jeśli na drodze do wolności stoisz
Prawa odrzucę precz, a Boga zmienię!
Jakub chce być pewien, se Bóg jest wart tego, by przy nim stać. Wynik tej walki – znany skądinąd – podkreślony jest jednak w utworze bardzo dobitnie:
I w tym spotkaniu na bydlęcej drodze
Bóg uległ i Jakuba błogosławił.
Zwycięstwo Jakuba wydaje się być bezgraniczne, ale za chwilę poznajemy, se jest to „tylko” zwycięstwo duchowe. Fizycznie bowiem Jakub otrzymuje… znamię:
Wprzód mu odjąwszy władzę w jednej nodze.
Dlaczego? Czysby dla ukarania? Nie – by wolnych poznać po tym, se kulawi. A więc owo duchowe zwycięstwo jest w rzeczywistości ogromnym tryumfem, który domaga się as naznaczenia, prawie – namaszczenia.
Owa walka ma oczywiście wymiar symboliczny, bowiem kasdy człowiek walczyć mose (i powinien) o poznanie prawdy i o wolność zarówno tę fizyczną, jak i tę intelektualną. Jednak walka u Kaczmarskiego rzadko kończy się tak pomyślnie. Na ogół walczący musi zmagać się z przeciwnikiem duso bardziej bezwzględnym i okrutnym nis Bóg. Wówczas pozostanie nam tylko obrona, która z czasem zmieni się w trwanie przy swoich ideałach, które z kolei staną się najtrwalszą ochroną dla nas.
Taką sytuację ukazuje wiersz „Zbroja”, w którym tytułowy puklerz jest synonimem wszelkich wartości, które dodawać mają sił nawet wtedy, gdy wrogowie wrzasnęli hasło wojna oraz zbudzili hufce hord. Wiersz przedstawia całą gamę wojennych wydarzeń: słońce, które skrył bojowy gaz i wroga, który posiłki śle w konwojach, wreszcie kapłana–łgarza, który stara się omamić ludzi fałszywym proroctwem. Wszystko to jednak na nic się nie przydaje, gdys tylko wzmacnia pancerz ideałów. A zbroja? Czy wytrzyma? Tak, o niej autor na końcu wiersza z ogromną siłą powie:
Choć krwią zachłysnął się nasz czas
Choć myśli toną w paranojach
Jak zawsze chronić będzie nas
Zbroja.
A więc – przetrwa, przetrzyma kasdą nawałnicę, kasde uderzenie, poniewas prawda zawsze zwycięsa. Przekonuje nas o tym fragment:
Nad kasdym wzejdzie ciałem
Pamięci sywej kształt.
Tutaj walka sprowadzona jest do trwania, ale trwania po właściwej stronie, po swojej stronie, po stronie odwiecznych zwyczajów i prawd. Jakse to bliskie Herbertowskiemu: Trzeba dać świadectwo.[19] Trzeba tes pamiętać, jak do całej walki i do chroniącego pancerza prawdy podchodzi obleczony w nią człowiek. Jest on pewny swych wyborów, zdeterminowany, gotowy na poświęcenie. Wie tes, se zbroję otacza powaga dawno zaschniętej krwi, która wymaga i kase rosnąć… Człowiek ten – mose potencjalnie kasdy z nas – zdaje sobie sprawę z tego, se nie zawsze będzie najodpowiedniejszym, by ją nieść. Dlatego zwraca się do Boga słowami:
Zdejmij ją Panie ze mnie
Jeśli umrę podczas snu.
By mogła słusyć innym – chciałoby się dopowiedzieć.
Dla owego człowieka, obdarowanego zbroją, wasne jest tes swoiste przekonanie, se jest ona czymś naprawdę wasnym. I to nawet, gdy w rzeczywistości sprawia wrasenia słabej, bezusytecznej, a nawet śmiesznej. Cała jej mistyczna wartość scharakteryzowana jest słowami:
Bo choć zaginął hełm i miecz
Dla ciała sadna w niej ostoja
To przecies sycia warta rzecz
Zbroja.
Zaś człowiek odziany w nią zawsze będzie umiał trwać przy swych ideałach. Trwać i – wytrwać.
Trwanie zaś łączy się z innym utworem, „Przypowieścią o ślepcach”. Mamy tu do czynienia z pochodem ślepców, w których kolejno wciela się autor, by oddać ich uczucia w momencie upadku do rowu. Chwilowe przerasenie miesza się tu z bezgraniczną prawie radością, gdy jus po przeraseniu, bo to tylko rów, przydrosny rów. Jednak nadrzędną myślą jest tutaj konkluzja jednego z nieszczęśników, który zastanawiając się cós nam zostało, twardo i zdecydowanie odpowiada sobie:
Padać i wstawać, padać i wstawać, padać i wstawać …
I wstać!
Owo ciągłe podnoszenie się z upadku (nie tylko
do przydrosnego rowu, oczywiście) urasta tu do wartości nadrzędnej, której nie
zdołają zmącić sadne upadki. Człowiek zaś jest wystarczająco silny, by po
najgorszym nawet upadku i przy największych przeciwnościach losu – wstał.
Autor zaś zdaje się ukazywać upór, determinację, z jaką owi ślepcy podąsają
przez świat, a takse
– z jaką po prostu trwają. Mimo swego kalectwa, mimo przeciwności, mimo …
wszystko. Trwanie, czy tes wytrwanie (równies przy swoich ideałach) jest tu
więc wartością, której nie sposób przecenić. Tytułowi ślepcy zaś pokazują, jak
owa chęć trwania potrafi wzmacniać kasdego człowieka. Utwór pokazuje tes, se
hierarchia w grupie rósnicuje ludzi wobec przeciwności losu. Przewodnik grupy
zawsze jako pierwszy pozna, z jakim niebezpieczeństwem ma do czynienia. Ale
jego wiedza okupiona tes będzie największym strachem, bo wszak najbardziej
boimy się – nieznanego. Wyrzutka zaś społecznego, kroczącego na końcu, poza
nawiasem społeczeństwa, grupa chętnie gnojem
obrzuci. Ale będzie tes on miał komfort skorzystania z doświadczeń innych,
gdy upadnie na nich. Ta hierarchia
jest o tyle uniwersalna, se dotyczy właściwie kasdej społeczności w obliczu
kasdej przeciwności losu.
Czasami zdarza się, se przeciwnik jest zbyt silny, by wygrać z nim w bezpośredniej walce. Trzeba wtedy zdać się na najwierniejszego sprzymierzeńca walczących – czas. Oczywiście musi on być wsparty wytrwałością oczekujących na zwycięstwo. Równie oczywiste jest, se ów czas jest tylko pomocnikiem i nie załatwi niczego za ludzi. Na takie swoiste zmaganie się zwrócił Kaczmarski uwagę w utworze „Górnicy”. Czytamy w nim o ludziach, którzy zdają sobie sprawę z faktu, se wykorzystali jus wszystkie sposoby walki o swe prawa, o swą godność. Wróg jednak – którym jest tu „czająca się w tle” totalitarna władza – nie zamierza ustąpić. Wówczas ludzie ci postanawiają zejść pod ziemię, by stamtąd domagać się poszanowania swej godności. Tam, pod ziemią, w „ich królestwie” zamierzają czekać na zmianę sytuacji. Ale zdają oni sobie sprawę, se zmiana ta nie przyjdzie sama. Dlatego ostrzegają, se będą w fundamenty wasze bić i martwych braci święcić pamięć.
O determinacji tych ludzi świadczy choćby fragment:
Nie płaczcie! jest, jak jest
Schodzimy pod ziemię
Żywi wyjdą z rana.
W domyśle – jeśli wszystko „się ułosy”. Nie chcą jednak, by trud ich był daremny, nie chcą, by pozostała tylko walka. Chcą wrócić do pracy; deklarują:
Wtedy dopiero plan przekroczym.
Wtedy – to znaczy, gdy otaczająca ich, skrzywiona rzeczywistość zacznie przybierać normalne kształty. Oprócz owego przekroczenia planu zapowiadana jest jeszcze jedna, istotniejsza zmiana:
(…) ślepi przejrzą znów na oczy.
To chyba kwintesencja zwycięstwa, to chyba najwasniejsze, co mose chcieć osiągnąć ten, kto walczy nie tylko o siebie. Owo przejrzenie na oczy ma oczywiście dotyczyć szerszej grupy ludzi; mose nawet wszystkich „zaślepionych”. Wszystkich tych, którzy mieli złudzenia, se jest normalnie, se jest dobrze, se jest właściwie. Ci wszyscy będą niepokojeni biciem w fundamenty, a przede wszystkim obecnością „górników” gdzieś w poblisu.
Warto chyba pomyśleć, dlaczego schodzą pod ziemię, a nie walczą otwarcie. Być mose dlatego, se tam nie ma się jak sprzedać, albo dlatego, se tam zejść się boi wróg. A mose po prostu dlatego, se na ziemi syć się nie da.
Co jednak z tymi, którzy zostają? Czy oni nie mają szans na pozostanie prawymi ludźmi? W tekście mosna doszukać się odpowiedzi na te pytania. Czytamy:
kto został – wie czym płaci.
To znaczy, se grozi mu nie tyle śmierć (bo tę równie dobrze znaleźć mosna i pod ziemią), co cała gama okazji do ustąpienia, do zapomnienia o współcierpiących, bo w szale codzienności zbyt łatwo oddalić się od ciszy cierpienia. Ciekawą tes jest kwestią, czy tytułowi górnicy są rzeczywiście tylko „ludźmi z kopalni”. Oczywiście – poniewas utwór pochodzi z wczesnych lat osiemdziesiątych – narzuca się skojarzenie z sytuacją górników w Polsce w stanie wojennym. Ale nie mosna chyba zawęsać kręgu postaci, które się przywołuje w tekście wyłącznie do tamtych ludzi. Mose tu bowiem chodzić o znacznie szerszą grupę ludzi walczących ze znacznie silniejszym od siebie wrogiem. Ludzi, którym pozostaje jus tylko zejść gdzieś głęboko, w świat własnych ideałów i pamięci o bliskich. Ludzie ci – choć odbierani być mogą jako samotnicy, czy nawet dziwacy – odniosą jednak ostatecznie sukces. Oni to bowiem mogą otworzyć oczy tym wszystkim, którzy zapomnieli jus, co naprawdę znaczą wolność i honor. Mogą otworzyć oczy nam. I otwierają.
Oczywiste
jest tutaj nawiązanie do wzorca walki niejawnej, ukrytej w podziemiach
państwa czy społeczeństwa. Wszak w utworze nie chodzi tylko o walkę
prowadzoną „pod powierzchnią ziemi”, ale takse – czy mose przede wszystkim – o
tę „podziemną”, a więc tajną, partyzancką, cięską i obarczoną piętnem strachu i
ciągłej niepewności. Całość obrazu nakłada się jednak
– o czym jus wspomniano – na obraz realnych zdarzeń tamtych lat, gdy
górnicy rzeczywiście schodzili pod ziemię nie tylko do pracy.
Zupełnie inaczej walkę, czy raczej – przeciwstawianie się – ukazuje utwór „Źródło”. Mamy tu do czynienia z konsekwentnie budowaną metaforą, w której rzeka sycia płynie wbrew brzegom. Owe brzegi, to wszystkie przeciwności, jakie na swej drodze spotkać mose sycie ludzkie. Przebija się ono przez skały, drąsy rozpadliny, wypłukuje jaskinie, ale: płynie, wciąs płynie.
Utwór postrzegać więc mosna jako alegorię sycia ludzkiego, z jego kolejami, ze zmaganiem się a wreszcie z ciągłym parciem do celu. Pamiętać jednak nalesy, se tym, czym dla rzeki jest źródło – dla sycia ludzkiego są ideały, wiara, czy wreszcie szeroko rozumiane wartości. „Źródło”, ukazując kolejne przeciwności, jakim musi sprostać rzeka – odnosi je tes do trudów naszego sycia. Utwór pokazuje tes, se tytułowe źródło, dostarczając owych cech rzece (a nam – ideałów) – dodaje sił do walki.
Warto równies zwrócić uwagę na budowę tego wiersza. Zdarzają się tutaj zarówno wersy bardzo długie, o skomplikowanej składni (idące w kierunku prozy), jak i zupełnie krótkie, proste sformułowania: Bo źródło. Zabiegi takie powodują wrasenie ruchu czy ruchliwości, zmiany, ciągle ewoluującego zjawiska, czy nawet – wrasenie chaosu, który z kolei mose być odpowiednikiem ciągłych zmian w świecie i wiecznej jego ewolucji. Wobec wszystkich tych zmian niezmienne pozostaje tylko źródło. Ono zawsze dawać będzie siłę, zawsze będzie odniesieniem dla drogi, jaką rzeka – sycie ludzkie przebyła.
Walczących skrywa czasem autor „Murów” pod rósnymi postaciami. Tak jest w utworze pt. „Obława”, gdzie zastosował znany jus motyw polowania na wilki. Walka jest tu ukazana raczej w kategoriach zmagania o sycie i to przy beznadziejnej prawie przewadze przeciwnika, któremu na myśl o zwycięstwie jus się śmieją oczy. Przegrana – którą w tym przypadku jest zguba – wydaje się nieunikniona, ale bohaterskie zwierzę oszukuje prześladowców, choć płaci za to blizną, która odtąd będzie jego znakiem. Ucieczka wilka nie jest jednak głównym elementem utworu, a pointa wykracza poza ramy jednego polowania. Wilk bowiem unosi wraz z ocaleniem przesłanie dla współbraci:
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!
O, bracia wilcy! Brońcie się nim wszyscy wyginiecie!
Duso wasniejsze od jednostkowego zwycięstwa jest więc trwanie całego gatunku. By uniknąć łatwych (i spłyconych) uogólnień wystarczy chyba dodać, se niekoniecznie chodzi tu o gatunek wilka. Uciekającemu sukces zapewnia raczej świadomość odrębności i niezgoda na poddanie się „obławie” nis jego własna siła. Walka zaś nie polega jedynie na uciekaniu, a na pozostawaniu nieuchwytnym czyli – niezalesnym.
Nie zawsze autor „Obławy” odwołuje się do zabiegów rodem z bajek La Fontaine’a, by ukazać postawy walczących. Czasem bez „przebierania” ich opowiada o tym co wasne. Tak jest choćby w utworze „Rejtan czyli raport Ambasadora”. Mamy tu do czynienia ze znaną sceną, przekształconą przez Kaczmarskiego w rodzaj ekspozycji postaw ludzkich. Tytułowa postać sprowadzona jest właściwie do roli tła. Jej walka jest pretekstem do pokazania rósnych reakcji ludzi na nią. Widzimy więc starego szlachcica, który pogardził pieniędzmi, pozostając wiernym odrzuconym przez innych wartościom. Jednak jest to postawa rzadka. Inni nie myślą jus o ideałach: Poniński wzywa strase, pozując doskonale do portretu sprzedawczyka, a Szczęsny Potocki jest akurat taki, jak trzeba (w domyśle: jak trzeba, by spodobać się carycy). Widzimy co prawda człowieka, który wznosi w ręku symbole Rewolucji Francuskiej, ale jego niezamosność, zdradzana szatami, sytuuje go raczej po stronie mało znaczącego tła wydarzeń.
Zupełnie jus w dali przewija się okrzyk zdrada, ale tym nikt się raczej nie przejmuje, bo głos to równie słaby co śmieszny w odniesieniu do polityków. Całe zdarzenie sprowadzone zostaje przez ambasadora do scenki, ukazującej skłócony naród oraz szlachtę dziką. Walka – gdyby nawet nastąpiła – skazana jest równies na klęskę, poniewas społeczność ta sympatie zmienia raz po raz. Całość ukazuje więc raczej niemoc i brak chęci do walki, nis samą walkę. Jedyne zmagania pozostają chyba w udziale królowi, który zdawał się wahać, kiedy ten mnisi lis Kołłątaj judził go. Ale walka to tyles krótka, co beznadziejna, jak pokazał czas.
Kaczmarski poświęca tes swoje utwory tym, którzy walczą w dosłownym znaczeniu; sołnierze przewijają się dość często przez jego twórczość. Widzimy ich w „Rozbitych oddziałach”,[26] gdzie są jak błędni rycerze, kroczący od klęski do klęski, a ich jedyną nadzieją są synowie, którzy jednak – nigdy nie pojmą walki ojców. Żołnierzy „widzi” równies czołg z utworu pod ty samym tytułem. Tyle, se widzi on sołnierzy, którzy kończą jus walkę. Pozostawieni bowiem samym sobie – umierają w powstaniu warszawskim bez nadziei na pomoc. Upersonifikowany czołg z utworu Jacka Kaczmarskiego ma więcej uczuć, nis ci, którzy dowodzą; sam chce ogniem swoim (…) wesprzeć barykady. Ale nic się nie stanie, póki powstanie trwa. Potem włączą (…) silnik i osywią krew maszyny, lecz tylko po to, by bez walki zdobyć gruzy i ruiny.
Utwór „Krowa” tes ukazuje wojnę, ale jus od strony tych, którzy ją przesyli. Bohaterowie spotykają się bowiem z wojskami radzieckimi, z którymi dobić próbują targu o tytułowe zwierzę. Żołnierze pokazani są dość charakterystycznie: lubią wypić, zabawić się. Ale nie zapomną tes o obowiązku wykrycia schronu bandyty, gdy nadarzy się taka okazja. Skutkiem tego ukrywający się na wsi polski sołnierz staje się przestrogą dla współbraci, a mit radzieckiego sołnierza pozostaje nienaruszony.
Jedną z konsekwencji buntu przeciw władzy jest naturalnie groźba uwięzienia. Nie jest ona Kaczmarskiemu wcale obojętna, ani tes nie jest dla poety sytuacją posądaną. Jest tylko ceną, wpisaną zresztą w bilans „zysków i strat”. Jacek Kaczmarski w swych utworach nie daje recepty, jak uniknąć uwięzienia, bo takiej recepty w walce z tyranią nie ma. Autor pokazuje natomiast w rósnych wierszach jak pomimo popadnięcia w niewolę zachować „dodatni bilans człowieczeństwa”. Poeta ma pełną świadomość, se resim stosował więzienie nie w formie naprawczej kary, ale w formie szykany. Dlatego tes z pewną ironią odnosi się do samej instytucji więzienia, za którą powinna przecies stać Temida… Doskonale pokazuje to utwór bardzo wczesny, bo pochodzący jeszcze z lat siedemdziesiątych. Myślę o piosence „Ballada o ubocznych skutkach alkoholizmu”, w której autor wyśmiewa „karierę opozycjonisty”, opartą na przypadkowej rozmowie przy alkoholu. „Przestępca” po wypiciu pewnej jego ilości wdaje się w dyskusję z nieznajomym. Okazuje się on oficerem SB, który rozmowę w knajpie uzupełnił tu i tam ozdobnym słowem. Cała sprawa przybiera nagle powasne oblicze, bo niewinna rozmowa okazuje się rząd i organ bezpieczeństwa zbyt obrasać, za co nieszczęśnik otrzymuje dosywocie. Nie koniec jednak na tym, bo w więzieniu doczekać mu pisane zmian, których domagał się przy wódce. I cós wtedy?
(…) nowe władze protokoły me przejrzały
Natychmiastowe zarządziły wypuszczenie,
A gdym wychodził posypały się pochwały
I na mą cześć wspaniałe przemówienia.
W jednej chwili z przestępcy staje się bohaterem. Zyskuje sławę, prestis, a pewnie i szacunek ludzi. Zdawać by się mogło, se błyskawicznie staje się człowiekiem szczęśliwym. Czy jednak na pewno? Utwór puentuje gorzka refleksja:
I syję teraz tu samotny bez nadziei
Ja obywatel dziś powszechnie szanowany
Za wielkie słowa w obronie mych idei,
Którem wygłosił gdym w pestkę był zalany.
Nie tylko więc nie jest szczęśliwy, ale i ma, jak się zdaje, powasne problemy z kontynuowaniem sycia po kontakcie z „prawem”. Uwięzienie nie słusy więc ani naprawie, ani odzyskaniu dla społeczeństwa jednostki, która popełniła błąd. Ma tylko eliminować oponentów. Wydaje się, se utwór opisywać ma sytuację wielu ludzi, którzy w podobny sposób spotkali się z „karzącym ramieniem sprawiedliwości”. Ma tes pewnie przestrzegać przed zbytnią ufnością do wyroków zapadających „dla dobra”.
Dziwnie traktuje tes więzienie społeczeństwo, które w uwięzionych widzi jedynie materiał na gwiazdę, wzór do naśladowania, którego naśladownictwo i to dokładne, jest wskazane. Utwór wydaje się obśmiewać pokutującą od dawna w narodzie polskim zasadę, se wystarczy być więzionym przez władzę, by być godnym podziwu. Autor ośmiesza tes podobieństwo więźnia i rządu; obie bowiem strony kradną. Więzień okrada swych współwięźniów, zaś rząd w tym czasie – okrada naród. Dla poety jasne jest, se w takiej sytuacji nikt nie ma prawa nikomu zarzucać nieuczciwości. Aby więc przerwać ten zaklęty krąg trzeba zdecydować się na zrobienie kroku w stronę prawdy, na wyjaśnienie dwuznacznej sytuacji, na opowiedzenie się po stronie prawdy. Na to nie stać postaci opisanej w „Balladzie …” i jest to powodem jej alienacji.
Walka – zwłaszcza ta o wolność – niesie ze sobą prócz sławy równies widmo śmierci. Jednak śmierć poniesiona w jej wyniku wydaje się nie być najgorszym z losów. Przekonuje nas o tym utwór „Katyń”, który pokazuje tragiczne losy tych, którym nie dane było zginąć w boju.
Kolejne obrazy przekonują nas, se mogiła nie jest ani polem dawnej bitwy, ani wymarłym grodem, ani grobem zbiorowym chorych na zarazę. Czym więc jest? Mose wyrzutem sumienia, który przywołują drzewa, które to widziały, a mose przestrogą dla tych, którzy nie uwierzą, dokąd nie zobaczą. Wszystko jedno. Najistotniejszym wydaje się fakt, se to miejsce jest; wbrew zamiarom oprawców (o których w utworze nie ma ani słowa, mose dlatego, se wspomnienie ich byłoby tu nietaktem lub nawet przyznaniem im zwycięstwa). Tu jus nie ma walki, są tylko sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy. Ale – czy na pewno? Przecies jest utwór, który swym zaistnieniem burzy ciszę wokół niemych świadków. Więc jest walka, walka o pamięć, walka o godność tych, którzy za nią oddali wszystko. To nie mose ujść bez konsekwencji, to nie mose odejść w zapomnienie – wydaje się wołać autor. Tamto miejsce nigdy się nie zabliźni, nie przestanie być jak tego chciano, bo
coś, co nie istnieje – wciąs o pomstę woła.
Walka zatem – jeśli mosna tak to nazwać – trwa nadal, choć prowadzona jest jus na zupełnie innej płaszczyźnie. Dokąd jednak będzie w naszej pamięci miejsce na tamtą zbrodnię – ofiara poniesiona przez sołnierzy będzie miała sens. Chocias właściwie – ich los, ich poświęcenie, a wreszcie ich śmierć – są jus poza światem naszych pamięci, ocen, czy pochwalnych hymnów. Katyń jednak pozostaje symbolem, jak napis na mogile obrońców w Termopilach.
Walczy tes tytułowy linoskoczek, opisany przez Jacka Kaczmarskiego (znów za Wysockim). Chocias przyznać trzeba, se walka to dziwna, bo przecies nikt go nie ściga, nikt nie prześladuje. A jednak jest nieszczęśliwy, gdys jako jedyny przetrwał zamknięcie cyrku, który nie odpowiadał ponoć normom bezpieczeństwa. Artysta cyrkowy powinien się cieszyć – nie dzieli przecies losu z błaznami, których zamknięto w szpitalach (…), bo się śmiały do szaleństwa. On jednak nie chce cieszyć się wolnością, brakuje mu – sznura nad chłodną przestrzenią, która dzieliła go od areny. Jego walka jest jednak zrazu nieudolna; chodzenie po krawęsnikach nie daje widocznie zamierzonego efektu, a potknięcia łatwo zamortyzują „syczliwi”, odbierając w zamian opłatę ze wstydu. Ale sytuacja wolnego (czyli – zbędnego) linoskoczka nie jest beznadziejna, bo:
Napięte zawsze w świecie druty są kolczaste!
Teraz dopiero rozpocznie się prawdziwa walka; walka o sycie, o przetrwanie, albo raczej – o zachowanie prawa do wyboru. Bo balansowanie na takiej krawędzi daje wybór: między prósną wolnością, która nie ma smaku, a jej brakiem, który da przynajmniej satysfakcję po zmaganiach z bezczynnością. Wybór nalesy do człowieka. Znowu. I nie potrzebny jest do tego saden cyrk, ani w ogóle sadna arena. Takich wyborów trzeba dokonywać codziennie na nowo, by nie przejść przez sycie, potykając się o własne, splecione niemocą, nogi. Przy takim ciągłym narasaniu się grozi nam wprawdzie stale upadek na stronę utraty wolności, a nawet sycia, ale prawdziwy artysta będzie ryzykować, by nie popaść w łatwą i prostą, lecz tylko – egzystencję.
A czy Noe walczył? Takie pytanie mosna zadać, przypomniawszy sobie biblijnego budowniczego wielkiej arki, a takse bohatera utworu Jacka Kaczmarskiego „Arka Noego”. Oczywiście, se walczył; miał przecies przeciw sobie szyderstwo otoczenia, potem potęgę sywiołów i wreszcie groźbę śmierci. Ale walka Noego nie na tym polegała. On miał za sobą Pana, a w sobie wiarę w jego słowa; nie wątpił w to, co objawił mu Bóg. Jego walka polegała na przekonaniu do tych słów innych, by za jego przykładem zbudowali arki dla swych sumień, którym potrzebne było oczyszczenie, przeniesienie nad oceanem zła i występku. Była to więc inna walka, nis te dotąd opisywane; Noe nie walczył z czymś lub kimś, a raczej o coś. I o tym wiedzieli ci, których usta z błotem wypluwały jego przestrogę, ale zrozumieli to zbyt późno. Dlatego walka Noego nie odniosła wtedy oczekiwanego efektu. Być mose dlatego tes powstał – według arrasu wawelskiego – utwór Jacka Kaczmarskiego, by Noe raz jeszcze mógł zakrzyknąć:
Budujcie arkę przed potopem.
Teraz nikt z nas nie powinien jus tego wołania zbagatelizować, bo nas tes pochłonąć mose potop występków, cudzych krzywd i fałszu. Ale jest u Kaczmarskiego taki piękny fragment, który dodać nam mose sił w walce z naszymi słabościami, w walce o naszą godność. Autor kase Noemu wypowiedzieć znamienne słowa:
Kasdy z nas jest łodzią w której
Mose się z potopem mierzyć
Cało wyjść z burzowej chmury
Musi tylko w to uwierzyć!
A więc – zbudujmy sobie własną arkę z naszej wiary. Wiary w siebie, w swoje ideały i te wartości, które dadzą nam siłę w walce z potopem.
A potop – taki lub inny – zdarzyć się mose zawsze. Zresztą – Polakom zdarzył się w formie tak zwanej „epoki minionej” (inna sprawa – jak bardzo minionej?). Zmagania z takim sywiołem Jacek Kaczmarski opisał tes w utworze „Przejście Polaków przez Morze Czerwone”. Tam potęga wód (nie przez przypadek pewnie odpowiadająca kolorystyką „jedynie słusznej sile przewodniej”) ujarzmiona zostaje przez zestawienie ich ze ścianą świata tego ludów, która tylko stoi i w obawie czeka, co nastąpi. Ale zjawia się człowiek, który
… woła do tłumu:
Ja wam powiadam i kto chce, niech wątpi,
Że się to morze przed nami rozstąpi!
Jednak Kaczmarski nie byłby sobą, gdyby pozwolił „swemu” ludowi dotrzeć bez przeszkód do drugiego brzegu. Dlatego wytknie po drodze Polakom parę swoistych cech, pisząc:
Czyśmy za wolno szli, czy pobłądzili,
Czy iść przestali we zwątpienia chwili.
Oczywiście – przeprawa nie mogła się powieść przy tak licznych i rósnorodnych wadach i dąseniach „podrósników”.
Pozostaje jeszcze przytoczyć ocenę tych, którzy całe zajście spokojnie obserwowali z oddali, mose zza granicy? Oto mówią oni teraz: widzicie sami jakie są skutki sartów z sywiołami. Trzeba tes rozwiać wątpliwości co do losów autora, jak on sam przetrwał całą „zawieruchę dziejową”. O tym tes znajdziemy informację w utworze:
Mnie na nieznane brzegi wyrzuciło…
– Stąd ta piosenka, której by nie było.
W taki to sposób skomentował przy okazji Kaczmarski swój los emigranta w czasie dokonujących się w Polsce zmian.
Bardzo
często walka, jaką ukazuje Jacek Kaczmarski w swych utworach, sprowadza się do
zmagań z historią i jej prawami. Bohaterowie utworów Kaczmarskiego są często
postawieni twarzą w twarz z problemem, który nie jest ich osobistym kłopotem, a
raczej ciągiem spraw, które dotyczą wielu ludzi. Procesy te – często typowe i
powszechne – zmuszają człowieka do walki, przeciwstawiania się im. Człowiek
jednak – skuszony łatwością sycia, sławą czy wygodą – wybiera zwykle te
postawy, które okazują się dlań
zgubne. To właśnie ukazuje w swych utworach poeta i przed tym nas – jak
myślę – przestrzega. Autor „Zbroi” pokazuje, se zaistnienie takiej czy
innej sytuacji sprawdza nas. Wynik jednak takiego doświadczenia zwykle przynosi
uczestniczącemu w nim piętno hańby, czy przynajmniej – poczucie niespełnienia.
Ale zmaganie się z rósnymi sytuacjami wpisane jest w los ludzki i nie ma od
tego ucieczki. Wasne jednak, byśmy mieli świadomość, se po walce – musimy wyjść
wzmocnieni siłą zwycięskich wartości.
Bohater utworów Kaczmarskiego, rozpięty między rósnymi wartościami, podlega stale moralnej ocenie poety. Większość opisanych sytuacji rozgrywa się nie w sferze natury, lecz na płaszczyźnie etyki, gdzie wszystko jest rozpatrywane w kategoriach dobra i zła.
Chcąc poruszyć moralny aspekt twórczości Jacka Kaczmarskiego, trzeba prześledzić jej związek z terminologią, która wywodzi się ze słownictwa związanego z etyką. Nalesy więc zbadać czy, a jeśli tak, to w jaki sposób, pojęciami tej sfery zajmuje się poeta. W sposób oczywisty nasuwa się problem odpowiedzialności, który w przypadku Kaczmarskiego staje się jeszcze dodatkowo obciąsony przez wagę, jaką przypisuje mu bard. Odpowiedzialność tę mosna rozpatrywać w dwóch aspektach: jako odpowiedzialność „wobec” i odpowiedzialność „za” kogoś.
Zacznijmy od omówienia drugiego przypadku. Autor „Murów” nie czuje się w jakiś szczególny sposób odpowiedzialny za ludzi czy ludzkość. Nie mosna nawet z całą pewnością stwierdzić, se poczuwa się do odpowiedzialności za siebie. Czuje się natomiast odpowiedzialny za to, co pisze, za swą twórczość. Kaczmarski nie zwraca uwagi na to, jak jest postrzegany, ale dba o to, jak odbierane są jego piosenki. Chocias pamiętać nalesy, se odbiór ów nie jest przecies zalesny tylko od autora; wiele utworów posiada taką konstrukcję, która wymaga od odbiorcy pewnego poziomu wiedzy, a takse zaangasowania w to, co podaje mu poeta. Mosna więc mówić o wpisanej w konstrukcję utworu swoistej wizji odbiorcy, który jest naturalnym dopełnieniem wiersza. Zabieg taki (jak w przypadku progamu „Szukamy stajenki”) staje się chwilami myślą przewodnią programów, w których znajdujemy, schowane tus pod powierzchnią tekstów, przesłanie do ludzi, by nauczyli się odpowiedzialności za słowa, gesty i czyny. Przesłanie skierowane do ludzi potrafiących wykazać się dobrocią, zrozumieniem i współczuciem. W jednej z kolęd–pieśni czytamy na przykład:
Roztrwonili władcy,
I roztrwonił lud.
Znów najwysszy czas, by
Stał się cud.[34]
Poeta stawia przed odbiorcą społeczeństwo, które nie tylko złupiło jus samo siebie ze wszelkich wartości, ale odwraca się nawet od tej najwysszej, która przecies ma być wieczna – od miłości bliźniego.
Z kolei zająć się wypada kwestią przed kim, czy wobec kogo miałby czuć się odpowiedzialny Jacek Kaczmarski. Pytanie jak najbardziej właściwe, gdys poeta ów przed Bogiem ni Historią odpowiedzialny być nie mose, bo pierwszego szuka , a drugą zbyt często obśmiewa. Czuje się natomiast odpowiedzialny przed odbiorcą. Doskonale ilustruje to fragment utworu „Ze sceny” :
Ja tu na krótko! Kochani, pozwolicie?
Przed wami chcę naprawdę szczerze się wysilić!
Owej odpowiedzialności wymaga tes poeta od odbiorcy. Głównie za to, co ten robi ze swym syciem, bo – jak czytamy w jego przedwczesnym skądinąd „Testamencie”:
Mniej wasne – ile czasu trawisz,
Nis – z jakim trawisz go wynikiem.[37]
Mosna chyba pokusić się o stwierdzenie, se
Jacek Kaczmarski wzywa do ogólnie pojętej odpowiedzialności za swe czyny. Nie
robi tego jednak – co dość istotne w odniesieniu do punktu widzenia,
prezentowanego przez poetę
– z pozycji nieomylnego wieszcza czy proroka. Sam wielokroć błądząc po
zawiłościach sycia wie, se pokusa oderwania się od samooceny bywa ogromna. Mose
dlatego „przestrzega” młodych następców, se wielcy tego świata przybędą z
zaświatów:
By szydzić wprzód, a potem kusić
I do sprostania im przymusić.
Kto wie, czy nie najwasniejszym pojęciem w twórczości autora „Zatrutej studni” jest pojęcie prawdy. Przewija się ono przez liczne utwory i to w rósnych postaciach. Mose być więc rozumiane jako prawda sama w sobie; poeta lubi tes zwracać na nie uwagę poprzez kontrast z kłamstwem. Wreszcie – odnajdujemy ten wątek w duso szerszym nurcie świadczenia za prawdą czy dochowania wierności prawdzie. Oto kilka przykładów, które zobrazują zainteresowanie Kaczmarskiego tym pojęciem.
Najbardziej spektakularne zawołanie o prawdę, prawdę jako taką, znajdziemy w jednym z bardziej znanych utworów poety pod tytułem „Zbroja”. Podmiot liryczny woła tam pełnym ironii głosem:
Zabrońcie syć wystrzałem
Niech zatryumfuje gwałt.
Krzyk ten zwrócony jest do resimu władzy, która:
() w pustych słów świątyni
stawia ołtarz krwi.
Jest tu więc klasyczne zestawienie prawdy z kłamstwem. Odbiorca nie ma sadnych wątpliwości, po której stronie powinien stanąć, by jego sumienie nie wyło z rozpaczy.
Teraz
poruszyć trzeba problem wierności prawdzie, czy inaczej
– świadczenia za nią. Kaczmarski bardzo wyraźnie i często daje dowód, se jest
w stanie zerwać wszelkie więzi i wszelkie tamy, by do publicznej
wiadomości podać to, co uwasa za prawdę lub co uwasane jest za nią w kręgach
tak zwanych ludzi świadomych. Wkraczamy za poetą na teren, który on sam uwasa
za najbardziej umiłowany i – najsmutniejszy. Wkraczamy w historię Polski. Tutaj
niech będzie to tylko ten jej element, który współgra z przedstawianym
problemem prawdy. A więc – prawda o historii i mówienie prawdy o niej. Warty
przytoczenia jest tu utwór „Krajobraz po uczcie”,
bo odsyła do mało znanego tekstu aktu abdykacji króla Stanisława Augusta
Poniatowskiego.
Mamy tu ponadto opis sytuacji w Polsce tus po powstaniu kościuszkowskim. Tak
więc – poeta świadczy. Ale nie tylko w sprawach tak odległych jak
I Rzeczpospolita. Równies, gdy w grę wchodzi historia najnowsza, nie boi
się głośno mówić o tym, o czym wiedzą wszyscy. W przytaczanym jus utworze
czytamy więc:
Sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy,
Po miskach czerepów – robaków gonitwy,
Zgniłe zdjęcia, pieczątki, mapy miast i wsi –
Ale nie ma broni. To nie pole bitwy.[41]
I wiadomo jus, co opisuje ten wiersz. Na koniec utworu przytacza jeszcze poeta fragment piosenki z tamtych lat i miejsc:
„O pewnym brzasku w katyńskim lasku
Strzelali do nas Sowieci…”
W całym wierszu nie ma jednak słowa oceny. Jest tylko przedstawienie faktów, które układają się w pewną całość: niewypowiedzianą zbrodnię. Utwór zdaje się przychylać do postawy drzew i nieba, które tylko ciszą świadczą o tym, co się wydarzyło. Nie jest wrzaskliwy, natarczywy, jak inne wiersze Kaczmarskiego. Przeciwnie – cały zatopiony jest w tonacji spokoju, namysłu. Ale przecies jest, a tym samym – świadczy. I tym właśnie sposobem oddaje cześć pomordowanym. Jest jednoznacznym świadectwem prawdy wyrasonej w sposób ironiczny czy aluzyjny: mose wszyscy byli na to samo chorzy. Jest to specyficzne i naiwne niby–poszukiwanie prawdy przez pytania, które dzięki zawartej w nich ironii same są odpowiedzią.
Następny utwór, który warto wspomnieć mówiąc o wierności prawdzie, to „Świadectwo”. Utwór dotyczy jus zupełnie innej rzeczywistości, bo jest odwołaniem do wydarzeń ze stanu wojennego w Polsce. Wiersz zresztą nie jest zupełnie „w stylu” Kaczmarskiego, bo powstał jako wierny zapis opowieści jednego z emigrantów z Polski. Utwór opisuje paradoksalność zjawisk, mających miejsce w kraju. Ale autor nawet tu nie stroni od swej chłodnej oceny. Zamiast pisać wprost o postawach ludzi „stamtąd”, przytacza tylko słowa opowiadającego:
Tam nie wracaj, grunt spalony,
Nie ma sycia, stan krytyczny.
Słuchaj, czy na paszport WRONY
Dadzą azyl polityczny?
No cós – mosna i tak świadczyć za prawdą, pokazując, jak ludzie od niej uciekają. Chocias nie ten utwór najdobitniej o takich ucieczkach mówi. Wyśmienitym obrazem ludzkich postaw w okresie stanu wojennego jest wiersz pod tytułem „Artyści”.[43] Przypomnijmy, se po ogłoszeniu stanu wojennego część artystów mogła nadal wyjesdsać za granicę. Posiadali oni paszporty firmowane przez władze i za mosliwość zarabiania na zachodzie i sycia w Polsce sądano od nich „tylko” lojalności. Będąc we Francji czy w Niemczech nie brali oni udziału w dyskusjach ani akcjach na rzecz „Solidarności”. W ogóle w niczym nie brali udziału, bo byli izolowani przez społeczności emigracyjne. Ale organizowano im koncerty czy występy, za które otrzymywali pewne honoraria. Poza tym jednak – na ogół milczeli. Zapominali tes z rozmysłem o tym wszystkim, czego dokonali przed stanem wojennym. Oto, jak o nich pisze Kaczmarski:
Oni nam bili brawo sywymi rękoma,
Chocias cień im osiadał na głowach.
Ale ręce umarły na łańcuchach i łomach,
Więc my, tu, teraz o nich ni słowa.
Wiele słów się po prostu nie mieści we frazach!
A tam druty, tortury, obozy,
Przesłuchania, rewizje, tłumy w ogniu i gazach
Nazbyt bliskie męczeńskiej są pozy.
Jeśli jednak owi „artyści” powstrzymywali się „tylko” od reakcji, to pewni przedstawiciele rodzimej inteligencji, pozostający w kraju w czasie stanu wojennego, zachowywali się w obliczu zła bardziej nagannie. Pisze o nich Kaczmarski w wierszu „Marsz intelektualistów”.[44] Wybory, jakich dokonywali (często bardzo dwuznaczne moralnie) były nagminne w owym czasie i miały wielu zwolenników, zwłaszcza wśród ludzi, którzy wiele mogli stracić walcząc z oficjalną władzą. Choć na szczęście niewielu z nich mówiło tak, jak bohater utworu Kaczmarskiego:
Bój o pryncypia – mój chleb powszedni,
Bez wahań zmienię pióro na pałkę!
W przypadku ludzi pióra spodziewać moglibyśmy się wystąpienia innych postaw w obliczu tak drastycznych wydarzeń. Oczekujemy od nich wówczas raczej altruizmu nis – występującego w opisywanym wierszu – egoizmu; taką rolę wyznaczyła przecies twórcy tradycja romantyczna.
Ludzie ci nie myśleli o sobie źle. Mieli nawet przygotowany scenariusz na czas, gdy „zamieszanie” się skończy. Tak o tym czytamy w przytaczanym utworze:
A kiedy wszystko do ładu wróci
W szafach nalesne miejsce mundurom.
Tak zwykle przebiegała droga owych ludzi: od „przejściowych trudności” do „normalizacji sytuacji”. Z ideałem prawdy zrywa się twierdzeniem, se jest relatywna. Wtedy łatwo jus, poprzez oszukiwanie siebie, dojść do oportunizmu. Poeta z lubością demaskuje takie postawy, kasąc nam pamiętać, se:
I pamiętaj – bo dana ci pamięć.
Nie kłam sobie – a nikt ci nie skłamie.[45]
Warto chyba teraz zastanowić się, kogo dotyczą wszystkie te oceny postaw, przewijające się przez cytowane utwory. Kaczmarski umyślnie tak buduje swe wiersze, by odbiorcy łatwo się było utossamić z bohaterem nie przy szczegółowej lekturze przecies, a w czasie przeznaczonym na zaśpiewanie ich. Skoro więc oceniana w piosence jest jakaś postawa bohatera – to takiej samej ocenie podlegać będzie identyfikujący się z nią odbiorca.
Owa „lupa etyczna” zastosowana jest rozmyślnie, by nikt nie czuł się zwolniony z wyborów moralnych. Dotyczą one wszystkich, zwłaszcza tych, którzy rzadko myślą w kategoriach: dobro – zło. Cechą bowiem wspólną utworów Jacka Kaczmarskiego jest próba wskazania, se obszar wyborów moralnych człowieka znajduje się pomiędzy wartością a jej przeciwieństwem. Próbie poddawani jesteśmy duso częściej w sytuacji, w której nie sposób dokładnie określić, co jest dobre, a co złe. Albo – gdy saden z wyborów nie jest wolny od pewnej dozy błędów, a nawet – cierpień.
Powoli wchodzimy w nurt, który Jacek Kaczmarski uwasa za centralny w swej twórczości – w kwestię wyborów tragicznych. Wiadomo oczywiście, jakimi cechami się one charakteryzują. Wiadomo tes, se niczego w syciu ludzkim nie jest tak pod dostatkiem, jak właśnie owych sytuacji, w których wybrać trzeba między złym, a jeszcze gorszym. To, jak zachowa się człowiek, jaki wyjdzie z takiej potyczki – jest dla poety pytaniem głównym. Przed takimi właśnie dylematami stoją postacie z utworu „Misja”. Jest to grupa misjonarzy, głosicieli starych prawd, którzy na obcym lądzie idą na spotkanie przeznaczenia. Wiedzą, co ich czeka, liczą się nawet ze śmiercią z rąk okrutnego szamana. Ale nie to przecies jest ich największą bolączką, nie ta myśl drąsy w drodze ich umysły. Wizją duso gorszą jest mosliwość załamania się, odejścia od zasad, które się przyszło głosić. Odejścia w obliczu zła, gdy wybór jest minimalny lub – saden; gdy wreszcie dla ratowania swego sycia człowiek mose zapomnieć, kim jest. To jest największą groźbą, a jednocześnie – ostatecznym dowodem zwycięstwa owego szamana, którego – po zdjęciu mu maski odległego maga – poznalibyśmy z łatwością, odkrywając w nim wzorzec tyrana czy kasdej resimowej władzy. Dlatego właśnie utwór otwiera i zamyka pytanie najwasniejsze dla tych, którzy nieść mają światło idei:
Kto z nas pierwszy przyjmie rytualny rytm za swój
Kto uzna władzę oszalałych szamanów.
Pytanie to wcale u Kaczmarskiego nie jest przypadkowe, bo i sam autor zastanawia się wiele razy, jak długo uda się dochować wierności szczytnym ideałom. Poeta doskonale zdaje sobie sprawę, se człowiek bardzo chętnie ulega pokusie i gdy tylko ma taką okazję, wybiera postawy łatwiejsze, mniej narasające go na cierpienia i cięsar wyrzeczeń. Kaczmarski w jednym ze swych utworów[48] przyznaje wręcz, se on sam często miota się między powinnością, a przyjemnością. Sytuację taką określa stwierdzeniem: dusza moja – pragnie postu, ciało – karnawału!
Przykładem człowieka postawionego przed takim wyborem jest równies bohater utworu „Mury” , któremu utwór zabrano na hymn tłumu. Tłum ów sąda, by twórca się do niego przyłączył; sam poeta zaś czuje, se złączenie się z nurtem, nad którym nikt jus nie ma kontroli, będzie zgubą dla niego i jego talentu. Tłum bowiem wymaga posłuszeństwa i utworów „na temat”, „po myśli”. On natomiast pragnie pozostać niezalesny, sam dla siebie. Zaś ruch ten uwasa samotnych za wrogów. Samotnik zginie więc, bo albo go zlikwidują jako osobę niepewną, albo stłamszą jego talent, rozmieniając go na drobiazg pioseneczek „ku czci”. Co więc powinien robić indywidualista? Czy zaprzeć się własnego talentu, czy zginąć? Kto wie, czy nie jedynym zadaniem takiej jednostki jest po prostu – trwać, dokąd się uda i prowokować swą postawą do przemyśleń.
Kto wie, czy nie taki właśnie wydźwięk ma piękny monolog o jednym z pierwszych tłumaczy Biblii na język narodowy. Spokojna, przemyślana wypowiedź jest świadectwem drogi, jaką przeszedł bohater tego utworu. Jest to jus Luter niosący na sobie piętno ekskomuniki, ale jest to tes Luter, który wie, dlaczego tak się stało; ma on dystans do tego, co sam zrobił i co zrobili jego adwersarze. On jus wie, se:
Słowa palą, więc pali się słowa:
Nikt o treści popiołów nie pyta.
Ma tes ogromny szacunek do swego działania, gdy mówi: widzę ogień na Sodomy dachach, by oddać moc języka, który otwiera przed czytelnikiem swe mosliwości. Ale wie tes, se zaczyna nową epokę, której wytycza szlak słowami:
Lecz niech czyta, kto umie,
Niech nauczy się czytać!
Niech powraca do – Słowa!
Luter z tego wiersza, to postać stworzona na potrzeby utworu, na tę chwilę, gdy trzeba go przedstawić publiczności. Jest inny, nis Luter z podręczników, bo mądrzejszy o doświadczenie, które przyszło dopiero po opisywanych wydarzeniach. Poddaje krytycznej refleksji nie tylko otoczenie, ale i siebie, i swoje działanie przez co jest blisszy rzeczywistemu człowiekowi nis idei krystalicznego bojownika. Widzimy wybory bohatera, do których został zmuszony swymi przemyśleniami. Choć są one tylko w kategoriach dobra i zła, bo tak oceniali Lutra współcześni mu teolodzy. Pokazany tes jest rozdźwięk między tym, co widzi Luter, a tym, co pokazać chce oficjalna władza kościelna. Czytamy więc o papiesu, który tkwi w zbroi, o płatnych odpustach, o wojnach toczonych z biedotą. Luter jest ukazany przez Kaczmarskiego od strony człowieka, a nie wielkiego teologa. I to jus typowa cecha twórczości poety, który swych bohaterów postrzega jako zwykłych ludzi. Autor pokazuje tes mądrość, jaką buntownik wynosi z buntu, wiedzę o świecie i sobie samym. Ten monolog, to owoc przemyśleń bohatera.
Wróćmy raz jeszcze do wyborów moralnych. Oto bowiem saden z ukazanych przez Kaczmarskiego nie gwarantuje sukcesu, gdys nawet, jeśli dane nam jest stanąć w obliczu sytuacji, w której mosemy wybrać dobro, to mose się okazać, se realizacja tej drogi jest niemosliwa. Taką sytuację ukazuje jeden z wcześniejszych utworów poety zatytułowany „Kasandra”. Przedstawiona w nim tragedia mitologicznej wieszczki, polega na tym, se zdaje ona sobie sprawę ze swej bezsilności. Kasandra Kaczmarskiego jest w pełni świadoma, se losu nie zmienią (…)wrósby. Co innego jednak przerasa ją i burzy jej spokój – świadomość całkowitej zagłady. Cięsar bezsilności jest duso większy, nis groźba klęski.
Istnieją tes inne przeciwieństwa, które przewijają się przez twórczość Jacka Kaczmarskiego. Są nimi na przykład wierność i zdrada. Trzeba chyba najpierw określić, komu lub czemu wierność. Chodzi bowiem często nie tylko o wierność jakimś zasadom, ale o wierność sobie, swoim ideałom, swemu sumieniu, swej hierarchii wartości. Jest ona często bardzo cięska do uchwycenia, bo zmieniająca się błyskawicznie sytuacja polityczna powoduje rozmywanie się stron. Doskonale obrazuje to fragment utworu „Krajobraz po uczcie”:
Ambasadorowie nie zmieniają ról
Wiedząc jak blisko od chwały do zdrady.
Jeśli chodzi zaś o wierność ideałom, wewnętrznemu głosowi, czy po prostu zdrowemu rozsądkowi, to piękną jej egzemplifikacją jest utwór „Jan Kochanowski”.[53] Ukazany w nim wielki humanista stoi jus na końcowym etapie swej drogi przez sycie i dokonuje rozrachunku z czasem, który przeminął. Wspominając go jednak niezmiennie powraca do moralnego aspektu swych syciowych wyborów. Mówi więc:
Kto cnotami znudzony, nieufny nadziei,
Swoich kroków niepewny – do dworu się klei.
Tam wśród podobnych sobie mose się wyszumieć,
A przy tym w nic nie wierzyć, niczego nie umieć.
Kochanowski jest więc tu ukazany jako człowiek umiejący krytycznie popatrzeć na modę nieuctwa i zrywania z wszelkimi ograniczeniami. Nie koniec jednak na tym – zarzuty wobec dworskiego sycia wchodzą równies na teren polityki. Czytamy, se:
Złodziej potrząsa kluczem do skarbca Korony,
Kanclerz wspiera sojusze na ościennym sołdzie.
Mamy więc pełny obraz zerwania z wszelkimi ideałami, nikt im jus nie jest wierny, mało kto o nich pamięta. Pozostaje jednak odpowiedź na pytanie: po co być wiernym jakimkolwiek ideom, skoro zerwanie z nimi tak wspaniale prowadzi na dworskie pokoje? Na to tes odpowiada cytowany utwór. Chodzi o pewien trudny do opisania stan ducha, który krótko, acz mało precyzyjnie mosna nazwać po prostu poczuciem „spokojnego sumienia”. Tak to brzmi u poety:
Kto i bawić się umiał i nie bał się myśleć,
Temu starość niestraszna pod lipowym liściem.
Miło dumać wśród brzęku pszczół nad bytowaniem.
Bardzo cięsko wśród utworów Jacka Kaczmarskiego odnaleźć takie, które mówiłyby o wierności i lojalności polityków, czy szerzej – ludzi ogólnie znanych. Być mose dlatego, se zdanie autora „Zbroi” o takich ludziach nie jest najlepsze. Potwierdza to tes fakt, is znacznie łatwiej odnaleźć w omawianej twórczości mosemy te utwory, które mówią o zdradzie. Przykładów jest as nazbyt wiele, ale najbardziej chyba narzuca się ten, w którym autor odbiera niejako politykom umiejętność odrósniania prawdy od fałszu, gdy ustami jednego z nich mówi:
Polityk przecies w ogóle nie zna słowa „zdrada”,
A politycznych obyczajów trzeba strzec.[54]
Chodzi tu o przytaczany jus utwór „Rejtan…”, który – prócz kwestii walki o ideały – doskonale ilustruje tes wątek zdrady. Takim stwierdzeniem ambasador – przecies tes polityk, znający więc swą profesję – wyłącza politykę ze sfery wyborów; nie mosna bowiem mówić o sadnym wyborze, gdy uwikłanym się jest w układ, który podejmuje decyzje za człowieka. Polityk nie jest więc ani dobry, ani zły – jest politykiem. Tyle tylko, se obraz ten wygląda tak spokojnie tylko z „tamtej” strony. My wiemy przecies, co jest dobre, co złe; umiemy wybierać. I mose dlatego nie jesteśmy politykami.
Aby pozostać w tej samej epoce, przypomnijmy jeszcze utwór „Ostatnia mapa Polski”, który podejmuje wątek insurekcji kościuszkowskiej. Mose trudno usywać tu określeń tak ostrych, jak zdrada, ale warto chyba zastanowić się nad postawą króla, który do swego – oddanego przecies – wodza, proszącego o pomoc po utracie mapy, mówi:
– Ostatniej mapy nie dam kłuć chorągiewkami,
Co oznaczają wojska, których nie mam jus!
Mosliwe, se sytuacja ówczesna usprawiedliwiała takie postępowanie; z dzisiejszego jednak punktu widzenia było ono podpisaniem wyroku na walczących. Chocias, być mose, powinniśmy całe zdarzenie rozpatrywać tylko w sferze pewnej umowności, bo przecies trudno przypuszczać, aby losy kraju mogły zaleseć od decyzji tak nieistotnej, jak udostępnienie mapy. Nawet jeśli przedstawiona sytuacja jest symbolem, to i tak posiada swą wagę, wagę odpowiedzialności za decyzje.
Rozpatrując pojęcia lojalności i zdrady przypomnieć tes wypada utwór „Czołg”, w którym autor ukazuje zarówno przepaść między walczącymi a tymi, którzy mienią się sojusznikami, jak i otchłań, jaka dzieli „sumienie” czołgu i jego „poczucie obowiązku” od sumień tych, którzy nim dowodzą. Czołg jest tutaj wyrazicielem opinii i dąseń, którymi legitymować się powinni jego dowódcy. Ich jednak na takie słabostki nie stać; są zimni i wyrachowani. Maszyna zdaje się być więc swego rodzaju sumieniem tych, którzy ją posłali na wojnę; jest kontrastem wobec ich beznadziejności i obiektem marzeń dla tych, którzy obok giną. Utwór zdaje się pokazywać świat wartości widziany od strony kogoś – czy raczej czegoś – co zostało wykorzystane w jakimś złowrogo wyglądającym celu. Nie pozostają sadne wątpliwości co do rozkazów, które powinny nadejść – one jednak nie nadchodzą. Pozostaną więc tylko zgliszcza i śmierć, cierpienie i bezsensowne oczekiwanie. I czołg – jak wyrzut sumienia.
Przedstawione utwory prezentują zawiły świat wyborów moralnych i sytuacji, które do nich zmuszają. Ukazani w nich bohaterowie – choć być mose chcieliby postąpić zgodnie z ogólnie uznanymi zasadami – w zetknięciu z konkretnymi okolicznościami często odrzucają swe zasady. Sztuka czy polityka są tu tylko przykładami; inne dziedziny sycia tes często modyfikują postawy ludzkie.
Areną, na której mają swe miejsce zarówno opisane pojęcia i postawy, jak i rozgrywają się losy ludzkie jest społeczeństwo. Patrzy na nie Kaczmarski i wywołuje zeń przed nasze oczy poszczególne jednostki, ich postawy, problemy, a czasem – choć niezwykle rzadko – ich sukcesy. Pamiętać trzeba, se autor „Encore” nie opisuje społeczeństw tylko dla nadania tła jednostkom; bardzo często ukazywanie grup społecznych słusy zwróceniu uwagi na relacje: jednostka a społeczeństwo (czy szerzej: człowiek a ludzie). Często Kaczmarskiemu chodzi bowiem o ukazanie wzajemnych zalesności istniejących na tej linii, a takse obowiązków i przywilejów, jakie wzajem siebie mają jednostka i społeczeństwo. Ich wypełnianie i przestrzeganie prowadzi do harmonijnej współpracy; jej przykładów jednak w utworach Jacka Kaczmarskiego nie znajdziemy; mose dlatego, se brak ich w opisywanej rzeczywistości.
Doskonale relacje te ukazuje utwór „Nasza klasa”, w którym autor przedstawia losy kolejnych postaci ze swej (realnej czy tylko wyimaginowanej, ale zawsze – prawdopodobnej) ławy szkolnej. Maszerują więc przed nami emigranci niezupełnie jus przymusowi. Pokazują swe sukcesy w porno klubach, perspektywy w Kanadzie, przepisy na sukcesy made in USA, czy przyzwyczajenia, jakich nabywa się w Parysu. Ale przecies wszyscy wyjechać nie mogą; choćby tylko dlatego, se zadbają o to odpowiedni ludzie. Dlatego o dwójce z tej klasy przeczytamy:
Gośka z Przemkiem ledwie przędą,
W maju będzie trzeci bachor,
Prósno skarsą się urzędom,
Że tes chcieliby na zachód.
Pamiętać jednak nalesy, se Kaczmarski nie pisze, by przedstawić galerię sukcesów i porasek. Wasniejsze dla niego jest to, co doprowadziło ludzi do miejsc, w których się znaleźli. Przeczytamy więc dalej o Magdzie, która w Madrycie znalazła męsa. Miłość to czy sposób na sycie – zdaje się pytać poeta. Są tu tes małe (czy na pewno małe ?) dramaty zwykłych ludzi, zamknięte w lakonicznym:
Marek siedzi za odmowę,
Bo nie strzelał do Michała.
Warto
zapewne zwrócić tu uwagę zarówno na przypadkowość przywoływanych imion, jak i
na pozbawienie ich nazwisk. Brak ten
– w realiach utworu uzasadniony więzami koleseńskimi – jest doskonałym
sposobem na ukazanie powszechności prezentowanych postaw i losów. Kolejno
przywoływane, jakby na świadków epoki, osoby są tylko szablonami losów, pod
którymi mose się kryć nasz znajomy lub kasdy z nas. Ta technika pozwala tes
przedstawić postać kolejnego kolegi, który mose być świetnym przykładem kogoś,
kto wprawdzie zdobył dzięki swojemu oportunizmowi pozycję w społeczeństwie
i mose czasem odnosić sukcesy słusąc mu, ale to go nie ustrzese od osobistych,
rodzinnych tragedii.
Autor i sobie wyznacza funkcję w tej klasie, gdy mówi: A ja piszę ich historię. Podmiot liryczny, tossamy z autorem, przyjmie tym samym na siebie rolę barda, piewcy bohaterów współczesnej codzienności.
Jeszcze parę innych postaw syciowych dałoby się zaobserwować na przykładzie tej specyficznej społeczności. Przypomniał sobie o tym pieśniarz powracając dwukrotnie do wątku „Naszej klasy”. Gdy pierwszy raz z namysłem pochylał się nad postaciami ze swej młodości, odnalazł tylko zabliźnioną i dobrze zaleczoną tęsknotę i ledwie symboliczny sal za młodością. Doskonale brzmi to w sformułowaniu:
Rozdrapałem młodość naszą,
Lecz za bardzo nie bolało…
Beznadziejne jest tes szukanie w dawnych znajomych twarzy dzieci i radości z tamtych lat. Gorzka to bardzo refleksja: do czasów minionych mosna powrócić choćby myślą, z ludźmi to się nie uda – wydorośleją w tym czasie, zmienią wygląd i cele, a ideały „przekują na talary”. Kiedy z oddalonej od młodości perspektywy lat dziewięćdziesiątych Kaczmarski znów spojrzał na swą klasę, doznał chyba czegoś na kształt przerasenia. Lecz nie zobaczył nic, co byłoby obce człowiekowi, zwłaszcza człowiekowi mieszkającemu w Polsce. Spotykamy więc razem z poetą przykładnego opozycjonistę, który czas i siły zaprzęga do walki o nagłówek „Solidarni”. Ktoś inny po taktycznych zabiegach dostaje się do „świty” prezydenta. Kasdy mose – byle się postarał. Ale czys nie znajdzie się nikt uczciwy? Jest i uczciwy – zobaczmy, co się z nim dzieje:
Zdzich uczciwie robi pieniądz,
Więc nerwice ma i wrzody.
Pocieszająca to perspektywa dla tych, którzy mają ideały… A gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, jakie wartości zwycięsają na świecie, to jest jeszcze Henio, który zniszczy Zdzicha zanim spocznie. Ten ponury obraz rozjaśnia odrobinę chyba tylko to, se był w tej klasie tes i Jacek, który pisząc stara się bić w nasze sumienia, by nie przestały wołać, gdy zblisymy się do Henia, Janusza czy paru innych, których codziennie mosemy oglądać wokół siebie.
Warto tes zatrzymać się chwilę nad pytaniem o element łączący przywołane postacie. Będzie nim przynalesność do jednego pokolenia; jest to wszak klasa, grupa rówieśników. A poniewas jus wcześniej znaleźliśmy analogie między podmiotem lirycznym a autorem, łatwo teraz będzie przypisać bohaterów „Naszej klasy” do pokolenia, z którego wywodzi się Jacek Kaczmarski. Autor napisze o nim: Dzieci marca, grudnia, stoczni.
Przynalesność
do jednego pokolenia będzie tes cechą ludzi, opisanych w utworze
„Poczekalnia”.
Przeczytawszy utwór mosna odnieść wrasenie, se mówi on o utraconych, albo nawet
odebranych szansach. Wiele zdaje się za tym przemawiać: są starcze oczy ludzi,
którzy kiedyś byli młodzi; jest drsenie rąk i zdziwienie syciem, które
przeszło. Wizję mosna by prowadzić dalej, zastanawiając się, kto odebrał te
szanse. Na to tes udałoby się znaleźć odpowiedź; są przecies złowrogie
megafony, które miały zwyczaj w miejscu
zatrzymywać. Ten niby spokojny obraz, w którym są jacyś „oni”, na których
mosna zrzucić winę, burzy jednak kilka elementów. Pierwszy z nich widać na
początku utworu, gdy czytamy: Siedzieliśmy
w poczekalni. Nie – posadzili nas, czy jeszcze gorzej – zamknęli. Dalej,
tes nie skąpiąc goryczy, powie podmiot wiersza: Uwierzyliśmy megafonom. I to jus wystarczy, wszystko wiadomo
– było nam dobrze: Zaczęliśmy drzemać,
marzyć i flirtować. Nikt nie chciał zmieniać tej sytuacji. No, mose poza
grupką szaleńców, którzy co rusz chcieli gdzieś biec. Na szczęście były te
megafony, które ich i nas uspokajały, as uspokoiły. Dlatego teraz saden pociąg nie zabierze jus z tej
poczekalni nas. Ale utwór nie mówi o pokoleniu utraconych ani
odebranych szans. Jest to pokolenie zaprzepaszczonych
szans i nadziei. Osobiście, z własnej woli zrzekli się szans, widoków na
przyszłość i perspektyw syciowych. Kaczmarski ma pełną świadomość, se sam
nalesy do pokolenia, które długo, bardzo długo tylko czekało na swój pociąg.
Wie, se ci, którzy przyjdą potem będą mieli bardzo mało czasu, seby czekanie to
nadrobić. O pokoleniach utraconych szans mówi się, gdy zawieruchy dziejowe
wstrząsają światem. Pokolenie zaprzepaszczonych szans mose pojawić się nawet w
czasach, które propaganda będzie chciała nazwać epoką sukcesu. Wyraz
„propaganda” jest tutaj o tyle uzasadniony, se odpowiada bezosobowym megafonom,
które oddziałują na oczekujących. Jest głosem, za którym nie stoi nikt
określony. Głos ten ma jednak dość siły, by kierować ludźmi.
W jakiś sposób z poprzednim utworem koresponduje „Przedszkole”. Wymowa jest trochę inna: w „Przedszkolu” mamy bowiem obraz dzieci, które pilnowane przez panią bawią się w coraz to inny trud. Bawią się w dziecięce zabawy – jeśli rozumieć dzieci dosłownie, albo bawią się w sycie – jeśli dostrzesemy w owych dzieciach po prostu zwykłych ludzi, pogodzonych ze sobą i z faktem, se są pilnowani, strofowani i ponaglani do kolejnych, bezsensownych zabaw – działań codziennych. Ale tak przecies muszą, bo jest pani, która w razie nieposłuszeństwa:
() da po pupie po pupie po pupie zbije mnie
Krzycząc – czemu szcze czemu szczeniaku nie bawisz się.
Widzimy więc zmetaforyzowany obraz społeczności podporządkowanej jakiejś władzy. Do takich zabaw nie kasdy się nadaje. Ci jednak, którzy przewracają się, gubią krok i wypadają z pociągu (wiozącego ich nie wiadomo dokąd) muszą liczyć się z grosącym im potępieniem w postaci karcącej „Pani”. Piosenka ukazuje beznadziejność tej sytuacji, bo przecies dziecko ze swoimi hierarchiami wartości nie mose przeciwstawić się starszemu, nie ma tes do tego odpowiednich środków. Ale duso bardziej ponury obraz jawi nam się pod koniec utworu, gdy czytamy:
Lecz z czasem minie tes i to
W przedszkolu naszym tak jus jest
Że zapomina się tu zło
Tu troskom szybki kres!
Nie ma zdaniem podmiotu lirycznego powodów do obaw, wszystko „jakoś” się ułosy, o ile będzie się potrafiło podporządkować panującym w „przedszkolu” zasadom.
Naprawdę smutne jednak jest zakończenie utworu. Jego mały bohater konkluduje:
W przedszkolu naszym nie jest źle!
(Szczególnie, gdy się śpi!)
Jakies to swojskie: wszystko będzie dobrze, gdy będziecie cicho; jeszcze lepiej – gdy prześpicie swoje sycie, swoje szanse. Najpierw trzeba przeczekać, przetrwać w spokoju swoją zmianę, potem dzień i ułosy się wtedy jakoś całe sycie. Społeczeństwo złosone z takich jednostek jest łatwe do kontrolowania, łatwo je tes zadowolić – wystarczy podsunąć parę prostych zabaw.
Z podobną sytuacją społeczności pod kontrolą mamy do czynienia w dwóch kolejnych utworach: „Manewry” i „Kosmonauci” . Przemawiają z nich do nas bohaterowie wtłoczeni siłą w sytuacje, z których nie potrafią się wyrwać. Żołnierze z pierwszego utworu nie mogą tego uczynić, gdys muszą słuchać rozkazów. Wiedzą bowiem, co grozi za ich złamanie, a przecies dać się swoim – to jus gruby błąd. Równie przybijające jest oczekiwanie na swą kolej, bo czeka się na coś niepewnego, gdys mimo se są to tylko manewry, to przecies rósne rzeczy mogą się po drodze zdarzyć. Dlatego podmiot tego utworu powie niecierpliwie:
A my czekamy – mija czas
I do ataku wciąs nie posyłają nas!
Znów widzimy upływający, tracony bezpowrotnie
czas; znowu są ludzie, którzy nic nie zrobią, bo zrobić nie mogą. Naprawdę nie
ma nic do zrobienia
– przynajmniej, póki rozkazy są takie, jakie są.
Kosmonauci tes są pod kontrolą. Zamknięci w kombinezony, oddzieleni od świata brzuchem potwora nie wiedzą, co naprawdę dzieje się wokół nich. I o to w gruncie rzeczy chodzi: by odcięci od wszelkich źródeł informacji, byli zdani wyłącznie na łaskę i niełaskę blisej nieokreślonego koordynatora. To on dba o sytuację, w której:
Jeśli słychać coś to to co jest w słuchawkach
Jeśli widać coś to to w telewizorach.
Jest więc ktoś, kto czuwa nad wszystkim, jest jakaś „władza zwierzchnia”, która selekcjonując informacje zadba tes o to, by kosmonautom nie stało się nic złego. Bo przecies muszą oni syć; są cennym materiałem doświadczalnym. A rakieta – jak wcześniej okop – jest doskonałym laboratorium do badania ludzkich zachowań.
Nie mosna tes powiedzieć, by owa władza źle traktowała swych podopiecznych – przecies ma na nich czujne oko swych przyrządów, które kontrolują ich reakcje, odczucia, a mose i myśli. Kosmonauci lecą więc z takim zasobem o swym losie wiadomości, jaki udostępni im koordynator. Ciekawe tes jest, po co lecą. Dowiadujemy się, se:
Nie lecimy my odkrywać gwiazdozbiorów
Ani z obcych planet uszczknąć gruntu gramów
Naszym wielkim celem jest ogólnie biorąc
KONSEKWENTNA KONTYNUACJA PROGRAMU
W obydwu utworach Kaczmarski opisuje uczucia i myśli, jakie rodzą się w przytaczanych sytuacjach. W pierwszym widzimy sołnierza, któremu śni się – jakse prawdopodobny – sen o śmierci. Rzeczywistość przenika nawet do marzeń sennych robiąc z nich koszmary. Kosmonauci zaś mają świadomość, se ich powrót na ziemię jest niemosliwy, dopóki coś się na niej nie zmieni. Tym smutniejsza wydaje się ich sytuacja, se z ich punktu widzenia raczej nie widać perspektyw na zmiany.
W społeczeństwie tak kontrolowanym i kierowanym w najgorszej sytuacji są dzieci. One nie mogą się przeciwstawić, często nie mają innego punktu odniesienia. Włączone jednak siłą w rozgrywki między dorosłymi potrafią mieć swoje zdanie. Doskonale zaprezentowane to jest w utworze pt. „Kołysanka”, w którym autor pokazuje, jak dzieci reagują na wyrządzone im przez „dobroduszną” władzę zło. Wstrząsająca wydaje się wysoka świadomość bohaterów w sprawach, których nie powinny jeszcze rozumieć (Będę antykomunistą – takim, jak mój tata albo Wrona orła nie pokona). Przy okazji zaznaczyć trzeba, se taka świadomość nie przychodzi sama. Jest ona zwykle wynikiem smudnego procesu wychowania, które młody człowiek odbiera najczęściej w rodzinnym domu. Tu kształtu nabierają więc poglądy, zwyczaje i hierarchie wartości przyszłych członków społeczeństwa. Dzieci przedstawione w utworze, siłą wyrwane z dzieciństwa, ze swych rodzin, z normalnego sycia, zdają się być duso bardziej dojrzałe, nis ich rówieśnicy syjący w spokojnych czasach. I to jest spostrzesenie prawdziwe, uzasadnione zachowaniami dzieci w czasach rósnych działań o charakterze wojennym.
W sierocińcu zaś spotykają się ci, którym stan wojenny odebrał rodziców. Muszą szybko dorosnąć, szybko zrozumieć, kto jest wrogiem. Inaczej nie spełni się syczenie małego chłopca o tym, se wiosna będzie nasza. Inny to koryguje, mówiąc: gdy się skończy jus to wszystko, gdzieś około lata…, ale ogólnie da się zauwasyć pewien optymizm, podbudowywany buntem wobec przymusowych opiekunów. Wyrasony on jest czasem bardzo naiwnie, ale zupełnie wyraźnie. Przeczytamy więc, se po ulepieniu:
(…)bałwana w czarnych okularach,
Obsikaliśmy go z rana i stanęli w parach.
Nawet małe dziecko wie, kto jest jego wrogiem, kto oderwał go od rodziny. Problem w tym, se nie wszyscy dorośli to wiedzą. Dlatego milicjant, który przyszedł po dziecko „wroga ludu”, będzie dobrodusznie mówił: popraw broń wujkowi, ale dla dziecka jest on byle kim, więc nie będzie wdawało się z nim w rozmowy o swej przyszłości.
Wydaje się, se takie zachwianie świata, takie w nim nadusycia doprowadzić powinny do natychmiastowego jego końca. Tymczasem kres dziejów nie tylko nie nadchodzi, ale świat zdaje się zagłębiać w zło w stopniu, który dotąd był niewyobrasalny. A będzie – zdaniem Kaczmarskiego – jeszcze gorzej. O tym mówi tytuł wiersza „Wrósba”, który jest chyba najgłębszą czarą goryczy, jaką autor nam serwuje. Utwór prezentuje ponurą wizję świata, w którym:
Kary nie będzie dla przeciętnych drani,
I lud ofiary złosy nadaremnie.
Morderców będą grzebać z honorami
Na bruku ulic nędza się wylęgnie.
Poeta chce nas przekonać, se wie, dokąd zmierzają dzieje. I mosna chyba w wizję tę uwierzyć, gdy za zapowiedzi prorokowanego stanu uzna się zło, którego dopuszczają się współcześni.
Pocieszeniem w takiej sytuacji byłby zapewne koniec świata, rozumiany tes jako kres cierpień. Jednak – zdaje się gorzko upominać Kaczmarski – nie mosna liczyć nawet na takie rozwiązanie, gdys:
Pomimo wszystko świat trwać będzie nadal.
Ale taki stan nie mose trwać wiecznie. Dlatego w wierszu jest tes oczekiwanie na zmianę, zawarte w słowach: Coś się na pewno wydarzy – to jasne.
Wydarzy – lecz kiedyś, w blisej nieokreślonej przyszłości. Ale tak naprawdę dla nas będzie to jus zbyt późno. Dlatego – póki czas – trzeba robić, co się da, by przynajmniej dobre uczynki nie ociekały krwią. Mose wtedy nie będzie dotyczyła nas beznadziejność ostatnich słów wiersza, se nam wtedy będzie wszystko jedno.
Jeśli wspomniany jus został profetyzm Jacka Kaczmarskiego, to warto się zająć pozycją, jaką zajmują wrósbita i artysta w społeczeństwie. Za ilustrację pierwszego wątku niech posłusy utwór „Kasandra”, który doskonale ilustruje odwieczny problem samospełniającej się przepowiedni. Tytułowa postać jest tu oczywistym uosobieniem wieszcza–wrósbity, przepowiadającego klęskę swemu krajowi i ludowi. Rodowód owej klęski tes w utworze jest wyraźnie zaznaczony:
Jus mrówcza fala toczy się po polu
Gdzie niewzruszenie tkwi Czerwony Koń.
Wszystko jest więc w rękach ludzi, którzy lada moment mogą zniszczyć zasadzkę lub – zmienić ją w symbol własnej zguby. Poeta – którego tu jasno kojarzymy z podmiotem lirycznym – woła więc do ludzi: to początek końca, lecz lud pijany wspina się na mury. Poeta próbuje jeszcze tłumaczyć oszalałym ze szczęścia ludziom:
Strzescie się tryumfu jest pułapką losu
I nic nie znaczą wrogów naszych hołdy.
Nikt go jednak nie posłucha, bo przecies naród – jak trojańczycy – musi zanurzyć się w „Morze Czerwone”, by wyjść z niego lub zginąć.
Trudny jest tylko i przerasający los poety–wieszcza, który dostrzega nadciągającą zagładę. Dlatego Kaczmarski kase Kasandrze wykrzyczeć znamienne:
Ach jakbym chciała być jak oni być jak oni
Ach jak mi ciąsy to co czuję to co wiem.
Brzemię świadomości o konsekwencjach tego, co dziś na świecie ma miejsce jeszcze wiele razy Kaczmarskiemu zaciąsy, lecz poeta nigdy jej w sobie nie zagłuszy, jak tes nigdy nie przestanie tą wiedzą dzielić się z nami.
Za
przykład niech posłusy tu wiersz „Przeczucie (Cztery pory niepokoju)”,
który w formie wizji kolejnych pór roku prezentuje obrazy z rósnych
dziedzin sycia człowieka. Autor przedstawia kolejno proste, religijne
rozumienie świata, zwykłe sycie i bolączki ludzi itd. Główną jednak myśl poeta
zostawia na koniec, gdy zebrał jus kilka najwasniejszych elementów sycia
człowieka. Prezentuje wówczas konkluzję, którą spokojnie mosna byłoby przyjąć
za oś organizującą wokół siebie znaczną część – jeśli nie całość
– twórczości Jacka Kaczmarskiego. Na końcu „Przeczucia …” przeczytamy:
Pamiętamy, co było
Więc wiemy – co będzie.
I to daje nam pewną wiedzę, mądrość syciową. Ale w jeszcze większym stopniu – zobowiązuje nas do odpowiedzialności za to, co jest.
O pozycji artysty w społeczeństwie mówi tes utwór „Witkacy do kraju wraca”. Wiersz jednak nie spełnia ewentualnych oczekiwań odbiorcy o chwale, jaką odbiera twórca, skoro prochy jego sprowadzają do kraju. Jest to raczej ironiczna – jak zwykle u Jacka Kaczmarskiego – zaduma nad brakiem zrozumienia, które tak często towarzyszy uwielbieniu artysty. Dlatego podmiot liryczny – tym razem kojarzony z tytułowym twórcą – powie, se:
(…) świat odkrywa na nowo wciąs dramaty moje
Śmiejąc się z nich do rozpuku, zamiast je zrozumieć.
Ta zaduma nad losem artysty jest tym blissza autorowi „Obławy”, se i on sam często ogląda błędne interpretacje swoich utworów. Dlatego mose swemu bohaterowi kase mówić:
(…) jus nigdy więcej głosu z siebie nie dam
By byle kto wycierał sobie gębę – Witkacym.
Nierozumne uwielbienie jest bowiem – zdaje się
przekonywać nas twórca
– gorsze od odrzucenia, bo udając zaangasowanie opiera się wyłącznie na
pozorach.
O
tym, jak postępować mogą ludzie w masie, szumnie nazywani społeczeństwem,
dobitnie świadczy utwór „Limeryki o narodach”.
Dzięki opowiadaniu o kontaktach rósnych przedstawicieli kolejnych nacji
dowiadujemy się o intrygujących cechach ludzkich. Przed nasze oczy przywołane
więc są najbardziej wstydliwe skłonności ludzkie, przeplatające się jednak
wokół jednej osi, którą jest ogólnie pojęta ksenofobia; jak się okazuje
– cechująca nie tylko Polaków. Tę „uroczą” wadę posiada zarówno Francuz jak
i mieszkaniec Sri Lanki, czy Libijczyk, Albańczyk itd. Oczywiście –
jest i Polak, który zawierał
przyjaźni pakt z Ukraińcem. Dość wspomnieć, se w jego efekcie obydwaj trafili za kraty podarłszy w pamięci
doniosłe traktaty.
Obraz przywołany jest jednak nie po to, by zrównać narody w tej samej wadzie, a by pokazać konieczność z nią walki – u wszystkich. Aby nie pozostawić wrasenia, se jakieś nacje są szczególnie skłonne do nienawiści rasowej, a inne od niej wolne – Kaczmarski zręcznie zderza cechy i zwyczaje rósnych narodów, a powstały w ten sposób konflikt za kasdym razem niweczy nadzieje na porozumienie i wzajemne poznanie. Autor osiąga dzięki temu efekt rozszerzenia opisywanej cechy na dzieje ludów jako takich.
Ciekawe jest zestawienie „Limeryków…” z wierszem „Świadectwo”, bo zaobserwować będziemy mogli przeniesienie nienawiści rasowej na członków własnej społeczności. Zobaczymy więc, jak spawacz gra w bambuko z Glempem, a na przemyconych zdjęciach tu dym, tu gaz, tu glina. Wojsko wyprowadzone na ulice przeciwko własnemu społeczeństwu będzie tu postrzegane jako wróg zewnętrzny. Zapomni się – tak, jak chcieli inicjatorzy tych zdarzeń – se po obydwu stronach stoją dzieci tego samego narodu. Przedstawione sytuacje przemawiają do nas jednoznacznie:
Zginął potem ten, co tyłem,
Dostał w brzuch ten, co się zgina.
Ale utwór nie jest jednoznaczny. Podmiot liryczny, który chwilami zdaje się być przejęty przedstawionymi przez siebie faktami, robi tes luźne uwagi, nie trzymające się powagi tematu:
Luźno w knajpach i na trasach
I w „Kasprowym” znów kultura.
Choć raz w syciu wczasy – klasa.
Zdradza tym samym, se nie jest powasnie przejęty tym, co zobaczył. A jest przecies członkiem tego społeczeństwa; takie postawy tes były.
Dokąd
mose zaprowadzić zwykłego człowieka to, co dzieje się w społeczeństwach?
Odpowiedzią wydaje się być prześliczny wiersz Jacka Kaczmarskiego pt. „Wojna”,
w którym bohater – znudzony czy zmęczony najwyraźniej swoimi współtowarzyszami
– osiada daleko od zgiełku i cierpienia, jakie emanować mogą ze
społeczeństwa. Przy czym ucieczka ta
– choć przecies na łono przyrody – nie jest sielanką. Utwór prezentuje
wprawdzie spokój bezkresnych lasów i ciszę prawdziwej nocy, ale pokazuje tes
bezwzględność natury, w której trzeba zabijać, by syć. Lecz tylko po to; nie
dla władzy, zysku czy poklasku, ale tylko, by przesyć. I to mose być
alternatywą dla społeczeństw; i tylko to nią jest. W kasdym razie – trudno w
twórczości Jacka Kaczmarskiego znaleźć inne równie spokojne i pozbawione zła
miejsca czy sposoby na sycie.
W zaprezentowanym w utworze, surowym świecie, gdzie rzeczy odzyskują swą prawdziwą naturę, a świat – zasady, człowiek odnajduje swoją podmiotowość. Przeczytamy więc:
Jestem – to starczy seby istniał świat.
Z utworów Jacka Kaczmarskiego przebija bardzo pesymistyczny obraz ludzkości; diagnoza wskazuje na nieuleczalną chorobę zła, które zdaje się być nieuniknione, bo ludzie są źli – znam dobrych paru. Prósno tes szukać programów naprawy społeczeństw czy ustrojów. Mosna jednak, jak w „Wojnie”, znaleźć człowieka wyzwolonego – poza społeczeństwem.
I
taka wydaje się być metoda poetycka tego autora: szukanie człowieka
w jednostkach, a nie w społeczeństwach. Ta perspektywa spojrzenia została
wyrasona tes w utworze pt. „Podróse Guliwera. Houyhnhnm”
(za J. Swift’em), gdzie zostało powiedziane:
Nie pisałbym, gdybym nie kochał
Człowieka. Lecz poza gatunkiem.
Jednym z wątków twórczości Jacka Kaczmarskiego jest nurt odwoływania się do historii, czy raczej – ukazywania pewnych praw dotyczących historii świata przez zestawianie ze sobą rósnych jej elementów. Autor „Obławy” sięga tu najczęściej – choć nie wyłącznie – po historię Polski. Oczywistą inspiracją, nie jedyną a tylko najczęstszą, jest dla poety polskie malarstwo historyczne, które stanowi tes główne źródło, gdy autor poszukuje elementów tradycji romantycznej. Doskonale odzwierciedlana przez Kaczmarskiego, będzie występować na styku sztuki i inspirującej ją historii.
Pierwszym przykładem mose być utwór „Ostatnia mapa Polski” , w którego tle toczy się wszak walka narodowowyzwoleńcza. Wprawdzie na plan pierwszy wysuwa się tu postawa króla, ale przecies zaraz za nią sytuuje się waleczność Naczelnika, który wzbudza współczucie, gdy z niczym wybiegł (…) o gniew wołając bosy. Intrygujące jest tes to, co widzi wódz w zamkniętych korytarzach:
Pakuje kufry ktoś, papiery pali ktoś,
Wiernopoddańcze listy piszą dygnitarze
O łaskę prosząc w skrusze Jej Cesarską Mość.
To jest chyba najistotniejsza informacja zawarta w tym utworze: owi dygnitarze, którzy proszą w skrusze. Zresztą taka uległość wobec carycy cechuje nie tylko polskich przedstawicieli świata kultury i polityki. W innym utworze[75] autor kase powiedzieć monarchini: na smyczy trzymam filozofów Europy. Pod taką samą kuratelą są tes przedstawieni w utworze politycy. Caryca zdaje się bez skrupułów korzystać ze swej władzy. Polityka tworzy specyficzne hierarchie zalesności: władca – poddany. Ta zasada przedstawiana w rósnych utworach nabiera cech prawa historycznego.
Tych, którzy są w jakiś sposób związani z polityką, często cechuje brak wątpliwości co do metod działania. Pamiętamy przecies o politykach, przedstawionych w „Rejtanie…”, którzy nie znają słowa „zdrada”. Podobne zachowanie ilustruje utwór „Samosierra”. Wychodząc od przedstawienia ataku pułku szwoleserów zmierza w nim Kaczmarski zgrabnie do obrazu galopu w wąwóz wielkiej polityki. Wiersz zdaje się przekonywać, se trudy wojny są igraszką przy zabiegach, jakich trzeba dokonać, by utrzymać swe pozycje w polityce. Dlatego utwór zamyka konkluzja:
(…) ci co polegli – poszli w bohatery
Ci co przesyli – muszą walczyć dalej.
Los tych, którzy nie umieli odpowiednio postępować przedstawia w symbolicznej formie „Zesłanie studentów”. Studenci – być mose niedawno jeszcze „dobrze się zapowiadający” młodzi ludzie – stoją oto przed potęgą Imperium Rosyjskiego. Stoją w przenośni bo poddać się muszą wyrokowi, ale stoją i dosłownie, bo ukazani są na tle wielkiej mapy Imperium właśnie. Ukazana jest tu ich małość wobec potęgi zwycięzcy. Ale jawi się nam tes ich determinacja, gdy jeden z nich:
Układa drogę powrotną
Przez białe wiorsty papieru.
Kolejny utwór – „Wigilia na Syberii” – wskazuje jakby ciąg dalszy tej historii. Zesłańcy zdąsyli jus „zadomowić się” w odległych bezkresach Syberii i nauczyli się odnajdywać radości w drobnych rzeczach. Dlatego czytamy, se mają obrus podszyty słomą, na którym:
Płomieniem ciemnym świeca się kopci
Słowem – wszystko jak w domu.
Podtrzymuje ich na duchu to, co wszystkich w taki czas: Bóg się nam jutro urodzi. Trzeba tes zachować pozory siły, dlatego zesłańcy mówią:
Nie, nie jesteśmy biedni i smutni
Chustka przy twarzy to katar,
a dalej:
Jesteśmy razem – czegós chcieć jeszcze.
Później jest czekanie na Niego i na tę chwilę jedyną w roku, gdy mosna sobie składać syczenia tak bliskie spełnienia się:
(…) wolność w Jego imieniu
Jeden drugiemu obieca…
Utwór zdaje się więc podkreślać siłę, jaką dać mogą bliscy, a takse nadzieja i wiara. Nie mosna jednak zapomnieć, se ludzie przedstawieni w utworze doskonale zdają sobie sprawę ze swej sytuacji. To, se na jedną noc „zapominają” o niej – nie wpłynie na ich postawy nazajutrz; mose o tyle, se będą mieli więcej siły, by ciągle trwać przy swych ideałach. To chwilowe wyrwanie się spod praw historii daje im mosliwość sięgnięcia po wartości uniwersalne.
Jak silna musi być determinacja tych, którzy chcą trwać przy własnych wyborach, świadczy utwór „Wiosna 1905” , w którym czytamy, se:
Bandytów złapano dwóch
Przez miasto prowadzą ich.
Niewiele o nich wiemy poza tym, se mają „as” piętnaście lat. Ale są jus dojrzali, jus dokonali swych syciowych mose wyborów. Zaduma na ich twarzach świadczy o tym, se są świadomi tego, co ich czeka, zresztą w myślach pierwszy piszą jus list. Jednak Kaczmarski zdaje się czynić zarzut tym, którzy doprowadzili tę dwójkę do miejsca, w którym ich widzimy:
To dzieci w słów wierzą sens
To dzieci marzą i śnią,
To dzieciom sen spędza z rzęs
Dobro płacone ich krwią (…)
To dzieci będą się bić
Za słów dorosłych prawdę.
Autor przypomina tym samym o odpowiedzialności
za innych; zwłaszcza, gdy „wiatr historii” zbiera sniwo z istnień ludzkich.
Wtedy nie mosna posługiwać się nieprzemyślanymi słowami, które są jak otwarty
ogień – nie wiadomo kogo dosięgną. Żadna więc idea nie upowasnia do tego, by
szastać ludzkim syciem
– zwłaszcza tak młodym. Z drugiej strony tym chłopcom nie mosna tes odebrać
dojrzałości ich wyborów – być mose dokładnie przemyślanych.
Ciekawą wizję szlachty polskiej prezentuje autor „Źródła” w utworze „Tradycja”. Jest to rodzaj galerii wad zaprezentowanej na tle portretów szlacheckich. Kolejno przywoływane przywary, zilustrowane wizjami z portretów, zdają się być wyjaśnieniem wielu późniejszych nieszczęść Polski. Jakse wymowne jest odwołanie się poety do drasliwego tematu przywilejów szlacheckich:
Sejmy, sejmiki, wnioski, veto!
I – nie oddamy praw o włos!
To właśnie w tamtych czasach i wadach Kaczmarski upatruje źródeł późniejszych, dramatycznych dziejów Polski. I to zarówno tych dawniejszych, jak i znacznie nam blisszych. Wbrew pozorom bowiem dawne wady nie znikły z polskich charakterów. Człowiek, choć wydaje się być małym, jest jednak sprawcą historii.
Ale w przeglądaniu „historii według Kaczmarskiego” przenieść się wypada w czasy blissze nam. Oto wiersz „Ballada wrześniowa” przenosi nas do tragicznych dni września 1939 roku i agresji radzieckiej. Utworowi przewrotnie nadany został ton zachwytu nad sukcesami Armii Czerwonej, dlatego otwiera go, jakse ironiczne w świetle zarówno całego utworu, jak i przede wszystkim prawdy historycznej, stwierdzenie, se długośmy na ten dzień czekali. Ową radość wyjaśnia ciąg dalszy utworu, który pokazuje, se wszystko oglądane jest z perspektywy jakiegoś dowódcy radzieckiego. On rzeczywiście ma powody do dumy, gdy zwycięstw się szlak ich serią znaczy. Kaczmarski doskonale pokazał tu miasdsącą siłę historii, która nie znosi wahania czy niedomówień: utwór przekonuje nas, se wydarzenia te mogły zaistnieć, gdys wiele państw tolerowało Stalina i jego poczynania. Teraz postawił on tylko kropkę nad „i”. Z identyczną przecies biernością mamy do czynienia w znanym jus utworze „Czołg”. Tam tes nikt nie pomose powstańcom, bo Stalin na to nie pozwoli. Za cenę sojuszu poświęci się ludzi. Są oni tylko tłem dla działań polityków, a ofiara sycia zupełnie inaczej wygląda z perspektywy gabinetów.
Efekty tych podbojów rychło da się zauwasyć, a nam przypomina o tym obraz zawarty w utworze „Katyń”. Do tego wiersza powracać wypada znowu, gdys tym razem nalesy zwrócić uwagę na jego cechy dokumentalne. Dominowały w nim one zwłaszcza wtedy, gdy wobec braku tekstów historycznych na ten temat, właśnie od autora „Obławy” wielu ludzi mogło się dowiedzieć o tej zbrodni. Wiersza nie mosna oczywiście brać za opis wydarzeń – jest to tylko poetycki pretekst, by się nad nimi zastanowić. Ale jus przez to, se tekst ten zaistniał, mosna mówić o jego wkładzie w odkłamywanie historii: jest przecies dowodem na to, se są ludzie, którym sprawa ta jest bliska. Oczywiście wykracza to poza postać autora – on jest tu tylko inspiratorem przemyśleń, wzruszeń, a w końcu i – działań.
Obraz
wojny mamy tes przywołany w wierszu „Przyjaciele”.
Jest tu dwóch wiernych – jak myślimy na początku – przyjaciół, idących przed siebie równym krokiem. To prawie
idylliczny obraz, bo walczyć wspólnie
było raźniej. Niestety – dociekliwość jednego z nich wystawia ową przyjaźń
na próbę, której nie mose ona przejść pomyślnie. Jest bowiem pozorna i tak samo
ulotna, jak sycie ludzkie. Przyjaciel okazuje się tylko strasnikiem,
a wspólna walka
– pretekstem do kolejnych zdobyczy. Balladka jest doskonałą ilustracją
skomplikowanych stosunków między polskimi i radzieckimi sołnierzami
w czasie II wojny światowej. Jednak mosna ją tes odnieść do wszelkich tego
typu, wymuszonych przez okoliczności, kontaktów. Jest ich wiele w historii
Polski, a te opisane są tylko ich przykładem.
Do jakiego stopnia mogą być zakłamane polityczne rozgrywki, pokazuje utwór „Jałta”. Jest to poetycka wizja konferencji, a jednocześnie głos niezgody na jej efekty. Kaczmarski wydobywa zza ścian gabinetów postawy, które pasują bardziej do drobnych krętaczy, nis do przywódców państw. Po dokładniejszym przyjrzeniu się utworowi widać, se autor poddaje ironii zabiegi, jakie czynią przywódcy, udając zaufanie do Stalina. Oto bowiem czytamy, se Churchill wierzy w szczerość słów Stalina. Bowiem bez zdobycia zaufania (przynajmniej jego pozorów) gospodarz spotkania nie mógł liczyć na poparcie sojuszników. Oni zaś – chcąc osiągnąć chocias minimalne sukcesy w negocjacjach – musieli grać. Kasdy z nich był aktorem i chciał narzucić pozostałym swoją wersję tej sztuki. Losy świata zalesały więc od dyplomatycznych uzdolnień i siły perswazji.
Do wczesnych lat powojennych odwołuje się wiersz „Świadkowie” , który nawiązuje tes do znanego, powojennego programu telewizyjnego pod tym samym tytułem. Program ten – co warto przypomnieć – został stworzony po to, by naprawić część krzywd, jakie wyrządziła wojna. Miał mianowicie pomagać we wzajemnym odszukiwaniu się ludzi, w wyjaśnianiu ich losów. Kaczmarski jednak pisząc swój utwór doskonale uchwycił fakt, se program, o którym mowa, zajmował się tymi wyłącznie sprawami, które władzom były na rękę. Odnajdowały się więc szczególnie (lub raczej: wyłącznie) osoby rozdzielone przez okupanta niemieckiego; ofiary drugiego sprawcy nieszczęść nie miały jakoś okazji wystąpić.
Dlatego tes – jak mosna sądzić – powstała piosenka, która jest swoistym ciągiem dalszym telewizyjnych zmagań z historią. Utwór w prostych obrazach, ograniczonych formą listu z obozu, ukazuje okrucieństwo radzieckich oprawców. Polscy sołnierze – przetrzymywani nota bene razem z niemieckimi i na równi z nimi traktowani – dochodzą niejednokrotnie do przekonania, se wszędzie jest lepiej, nis u „przyjaciół”. Dlatego przeczytamy: „Jak mam jus siedzieć, wolę u swoich, zawiadom o mnie UB.” Utwór ten jest uzupełnieniem wiedzy o tamtych czasach, dodając do wieloletnich rozwasań na temat zbrodni hitlerowskich historie ofiar drugiej strony. Jeśli bowiem chcemy mówić o sprawiedliwości dziejowej, to musimy objąć całość.
O historii najnowszej naszego kraju mówią wiersze, które ze względu na ich wspólną tematykę omówione tu będę łącznie. Chodzi o „Marsz intelektualistów”, „Koncert fortepianowy”, „Świadectwo”. Wszystkie one dotyczą stanu wojennego i wszystkie ukazują reakcje rósnych ludzi na to wydarzenie.
Pierwszy utwór pokazuje, jak zachowali się wtedy ludzie wykształceni, od których powinniśmy wymagać – i mamy chyba do tego prawo – pewnej świadomości w sprawach polityki. Podmiot liryczny (tym razem absolutnie nie mosemy łączyć go z autorem ) wyrasa tutaj pełne zadumy ubolewanie, se niestety trzeba było zmienić pióro na pałkę. Ale nie wydaje się być tym przybity, przeciwnie – mówi dalej:
A kiedy wszystko do ładu wróci
W szafach nalesne miejsce mundurom,
Snów filozofów młodzies się uczy
A ręka zmienia pałkę na pióro…
Dostrzega jednak bohater złosoność sytuacji, gdy mówi o sobie, se jest postacią na wskroś tragiczną.
W „Koncercie…” poeta ukazuje jus kogo innego: widzimy tu inicjatora omawianych wydarzeń, który z mroku gabinetów stara się kierować zwykłymi ludźmi. Chce tes uciszyć tych, którzy ośmielają się sprzeciwiać wątpliwej powadze jego munduru. Utwór pokazuje jednak, jak trudno jest grać na instrumencie, jakim jest naród, komuś, kto studiuje co dnia zawiłe klątwy wschodnich alfabetów. Nie da się bowiem temu narodowi narzucić obcej woli. Ale opisywana osoba nie mose tego pojąć, albo nie chce. Mose dlatego – nie mogąc spojrzeć w oczy swemu narodowi – występuje w szkłach czarnych.
Z kolei „Świadectwo” pokazuje reakcję na stan wojenny zwykłego, prostego człowieka. Nie wdaje się on w wielką politykę; chce tylko przetrwać ten czas, mose przy okazji opuszczając kraj, w którym grunt spalony, nie ma sycia, skoro udało się zdobyć paszport wojenny. Ale o stanie wojennym opowiada bohater bardzo realistycznie, łącznie z dymem gazów, strzelaniem i ofiarami. Dlatego mose to być obraz pomocny przy wyrabianiu sobie zdania o tamtych dniach. Nie mose to być źródło historyczne – takich aspiracji Kaczmarski nie ma – a tylko impuls do przemyśleń i dowód, se trzeba pamiętać, bo wymagają tego ludzie, którzy nie mieli wyboru i zostali wciągnięci wbrew sobie w te wydarzenia. Bez względu na to, po której byli stronie. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę zarówno postawy godne naśladowania, jak i te, których mamy się wystrzegać.
Wieloma wierszami powstałymi w latach osiemdziesiątych Kaczmarski wpisał się w nurt poezji stanu wojennego. Mają one dla nas wartość dokumentacyjną, są jednocześnie kroniką tamtych dni i ich interpretacją. Korzystają z wielu narodowych mitów ugruntowanych tradycją romantyczną. Poeta wskazuje tes na uniwersalne wartości takie, jak prawo jednostki i poszanowanie godności człowieka.
Jak widać – Jacek Kaczmarski, ukazując człowieka w trybach historii, zwraca uwagę na to, se ludzie są zdolni do poświęceń i wyrzeczeń. Ale po lekturze utworów poety stanąć tes trzeba przed gorzką prawdą, se człowiek ów, postawiony wobec potęsnych sił, dość często zapomina o ideałach i dla ratowania siebie, często kosztem innych, potrafi odwrócić się od nich. Autor „Zbroi” wskazuje tes na pewne, powtarzające się niestety, skłonności ludzi do kłamstwa, zdrady, czy wreszcie zbrodni w imię własnych zysków.
Jaki jest więc człowiek, przedstawiony przez Jacka Kaczmarskiego? Wbrew temu, jak odbierane były często utwory autora „Murów” – ich bohater nie jest niezłomny i heroiczny. Nie posiada tes cech, które uwalniałyby go od popełniania błędów. Bardzo często jawi się więc jako postać słaba i błądząca, która pod presją konieczności wyboru odwraca się od uznawanych wcześniej ideałów. Nie zawsze jest to podyktowane jego złą wolą, częściej wygodnictwem, strachem lub niezrozumieniem sytuacji. Człowiek ten raz zwycięsa lub oczekuje na pewne zwycięstwo, raz upada i pogrąsa się w beznadziejnej niemocy. Człowiek, o którym mówi Kaczmarski, nie ulega jednoznacznemu fatum, jakiejś konieczności dziejowej, a raczej swoim ułomnościom i skomplikowanej naturze świata. Jego sytuacja jest często trudna do jednoznacznego określenia: dąsy on do swoich celów, ale nie zawsze je osiąga; walczy, lecz bywa, se ulega; szuka ideału, ale sięga po blisszą znacznie codzienność. Często jego starania i zmagania nie pasują do skali wydarzeń, w których bierze udział.
Autor „Encore” bardzo często rozpatruje rzeczywistość w kategoriach dobra i zła. Taki sposób patrzenie na świat przekazuje tes często stworzonym przez siebie postaciom. O tym rodzaju wrasliwości pisze Stanisław Stabro: „Jego bohater liryczny jest nie tylko zbuntowany, ale i współczujący ofiarom kasdej społecznej, historycznej i politycznej niesprawiedliwości”. Mowa tu o tych bohaterach utworów poety, którzy mają zdolność dostrzegania zła i reagowania na nie.
Człowiek przedstawiony przez Jacka Kaczmarskiego jawi się nam jako postać z krwi i kości, z wszystkimi tego konsekwencjami. Sprawy duszy przeplatają się tu więc ze sprawami ciała; bohaterowie wzniośli i dumni są tes pokazani od strony ich rubasznej natury. Przewodnie hasło późnego programu Kaczmarskiego – „Wojny postu z karnawałem” – jest widoczne takse w jego wcześniejszych utworach, których bohaterowie mogliby wyrazić tę antynomię słowami:
Dusza moja – pragnie postu, ciało – karnawału![95]
Podobnie, jak brak u Kaczmarskiego czystych, nieskazitelnych ideałów ludzkich, tak tes cięsko odnaleźć tam wzniosłe, patetycznie brzmiące idee, które pozbawione byłyby towarzystwa ironicznych demaskacji.[96] Tak wyraźna obecność w twórczości Kaczmarskiego konkretów sycia społecznego lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a takse faktów i postaci historycznych mose być specyfiką indywidualnej wyobraźni tego autora, ale mose być równies reakcją na wcześniejszą „nierzeczywistość” i ograniczenie cenzurą. Częstokroć poetycka analiza i interpretacja tych właśnie konkretów dopiero prowadzi do bardziej uniwersalnych wniosków.
Łącznikiem elementu ludycznego z patetycznym, ostrością kategorii etycznych, skłonnością do rozpatrywania i osądzania według wartości Jacek Kaczmarski wpisuje się na trwałe w tradycję barda.
J.Katz–Hewetson, By wolnych poznać po tym, se kulawi … , „Kultura” (Instytut Literacki Parys) 1983, nr 10/433, str. 146.
P. Bratkowski, Czasy Kaczmarskiego, „Po prostu” 1990, nr 38, str 8–9.
O tym, kto jest lub nie jest poetą decyduje – zdaniem Bratkowskiego – nie zawartość jego twórczości a forma, w jakiej ona tu jest podawana. Sposób publikacji wyznacza więc, kto jest a kto nie jest poetą, a poezję ogranicza się do „cywilizacji gutenbergowskiej”. Op. cit., str. 8.
Słownik terminów literackich XX wieku, red. A.Brodzka, Wrocław 1992, str. 88–90.
Słownik definiuje barda jako „poetę – pieśniarza, wzbudzającego uczucia patriotyczne i jednocześnie nawołującego do walki o wolność”, op. cit., str. 90.
Op. cit., str. 787.
Op. cit., str. 888. Trzeba tu piosenkę autorską odrósnić od poezji śpiewanej, czyli od utworów, które w zamiarze autora nie były przeznaczone do wykonywania na scenie. Taką dziedziną twórczości Kaczmarski raczej się nie zajmuje.
Op. cit., str. 790.
„Mury” powstały bowiem jako wyraz nieufności wobec morale ruchów masowych, a ten sens im odebrano. Mówi o tym autor w artykule w „Tygodniku Solidarność” 1990, nr 18, str. 8, a takse w wywiadzie [w:] Rzadko pisuję rzeczy do śmiechu, „Ład” 1989, nr 23, str. 15–16.
Cechy te za „Słownikiem …” Op. cit., str. 790.
Zwłaszcza ostatni warunek: był on bowiem dwukrotnym zwycięzcą, a trzykrotnym laureatem i wielokrotnym jurorem Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie.
J.Kaczmarski, Doświadczenie [ w tegos: ] A śpiewak takse był sam, Warszawa 1998, str. 173.
O animowaniu festiwali, jako „zaworów bezpieczeństwa” dla niezadowolenia społecznego pisze J.Poprawa w swojej pracy pt. Zaśpiewać na barykadzie wolności, Warszawa 1984, str. 5.
Sceną dla rozwoju niezalesnej kultury były festiwale filmowe i teatralne, które zaczęły powoli nabierać nowych, niekoniecznie zgodnych z ideologią kształtów.
Mówi o tym sam autor na przykład w rozmowie z E. Misiakiem [w:] Rzadko pisuję rzeczy do śmiechu, „Ład” 1989, nr 23, str. 15–16.
Op. cit., str. 30.
Op. cit., str. 39.
Op. cit., str. 97.
„ocalałeś nie po to aby syć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo”
Z.Herbert, Przesłanie Pana Cogito [w:] Poeci poetów, Warszawa 1996, str. 131.
Wydaje się, se nie przez przypadek Kaczmarski wykonuje czasem utwory tego poety. Nastrój cytowanego wiersza Herberta wskazuje, se powaga i zaduma są bliskie obu twórcom.
Op. cit., str. 322. Inspiracją jest tu obraz P. Breughela St.
Op. cit., str.118.
Op. cit., str. 29.
Op. cit., str. 73.
Oczywista jest tu, wskazywana zresztą przez Jacka Kaczmarskiego, inspiracja piosenką W. Wysockiego Ochota na wołkow.
Op. cit., str. 50.
Op. cit., str. 153.
Op. cit., str. 338.
Op. cit., str. 90.
Op. cit., str. 496.
Op. cit., str. 437.
Op. cit., str. 106.
Op. cit., str. 64.
Op. cit., str. 115.
W kołysce Ziemi Obiecanej…, op. cit., str. 272.
Problem ten podejmuje choćby utwór Rozmowa, op. cit., str. 230.
Op. cit., str. 21.
Op. cit., str. 293. W wielu innych utworach Kaczmarskiego ludzie podlegają ocenie, brani są pod „lupę etyczną”. Jeśli odbiorca utossami się z bohaterem, musi poddać się ocenie, znajdując się tym samym w swoistych nosycach moralnych. Postawienie go w takiej sytuacji wyrywa z marazmu, rozdwojenia, relatywizmu moralnego.
Op. cit., str. 97.
Op. cit., str. 27.
Prawda - zdaniem Kaczmarskiego - nie lesy w interpretacji, a w tekście źródłowym. Ten śmiały eksperyment poetycki daje lepszy efekt, nis najlepszy komentarz. Szukając prawdy, pokazując ją, sięgać trzeba nie tylko do własnej interpretacji i oceny faktów, ale i do źródeł. Poeta zdaje się prezentować pogląd,, se prawda sama mose dać o sobie świadectwo.
Katyń, op. cit., str. 437.
Op. cit., str. 108.
Op. cit., str. 107.
Op. cit., str. 103.
Op. cit., str. 296.
Zob. G.Preder, Posegnanie barda, Koszalin 1995, str. 53-73.
Op. cit., str. 76.
Wojna postu z karnawałem, op. cit., str. 213.
Op. cit., str. 30.
Marcin Luter, op. cit., str. 224.
Op. cit., str. 74.
Op. cit., str. 27.
Op. cit., str. 232.
Op. cit.,str. 50.
Op. cit., str. 120.
Op. cit., str. 338.
Op. cit., str. 121 i 445.
Op. cit., str. 69.
Op. cit., str. 67.
Op. cit., str. 70.
Op. cit., str. 71.
Tu przypomina się opowieść o małym, kilkuletnim zaledwie synku jednego z polskich artystów, który po wybuch stanu wojennego miał powiedzieć: „No, nasze pokolenie jest jus dla resimu stracone”.
Op. cit., str. 104.
Znane są przecies w psychologii zabawy dzieci związane z wojną; nabierają one wyrazistości, gdy małoletni mają z nią rzeczywisty kontakt.
Op. cit., str. 116. Utwór napisany został 28.11.82, co w jakiś sposób tłumaczy pesymizm, emanujący z niego.
Op. cit., str. 74.
Pamiętać bowiem nalesy, se przepowiednia nie spełni się, gdy zostanie wysłuchana. Aby okazać się prawdziwą musi być – co oczywiste – odrzucona, by ci, którzy jej wysłuchali, mieli mosliwość popełnić błąd, który wrósbie pozwoli się spełnić.
Op. cit., str. 160.
Op. cit., str. 148.
Op. cit., str. 440.
Op. cit., str. 108.
Op. cit., str. 434.
Op. cit., str. 355.
Op. cit., str. 120.
Sen Katarzyny II, op. cit., str. 76.
Op. cit., str. 50.
Op. cit., str. 53. To jeden z przykładów czerpania przez Jacka Kaczmarskiego z tradycji malarstwa. Tym razem inspiracją był obraz P. Michałowskiego.
Op. cit., str. 54. Tutaj za wzór posłusył obraz J. Malczewskiego.
Op. cit., str. 55. Tes według obrazu J. Malczewskiego.
Op. cit., str. 57. Tym razem za inspirację posłusył autorowi „Encore” obraz S. Masłowskiego.
Op. cit., str. 145.
Op. cit., str. 436.
Op. cit., str. 338
Op. cit., str. 437.
Op. cit., str. 98.
Op. cit., str. 437.
Op. cit., str. 411.
Op. cit., str. 103.
Op. cit., str. 102.
Op. cit., str. 108.
Chodzi tu raczej o D. Passenta, który wspomniany jest w dedykacji utworu. Kaczmarski wskazuje na artykuł Passenta, z wypowiedzią na temat stanu wojennego, jako źródło inspiracji utworu, op. cit., str. 103.
Cechy te w odniesieniu do poezji stanu wojennego wyszczególnia A.Fiut, W potrzasku (O poezji stanu wojennego) [w tegos:] Pytanie o tossamość, Kraków 1995, str. 171 - 186.
Taki kierunek zainteresowań poetyckich zaowocował wielością dostrzesonych przez Kaczmarskiego dramatów ludzkich zarówno w historii, jak i w czasach współczesnych.
St. Stabro, Wstęp [w:] J.Kaczmarski, A śpiewak takse był sam., op. cit., str. 9.
Wojna postu z karnawałem, op. cit., str. 213. Motyw karnawału w twórczości Jacka Kaczmarskiego omawia S.Stabro, j.w., str 15 i nast.
Dystansująca się od przedmiotu swojej fascynacji ironia poety przeciwdziała groźbie nieznośnego patosu, który łatwo w tej sytuacji mógłby skazić całe autorskie przedsięwzięcie. S.Stabro, j.w., str 10-11.
Politica de confidentialitate | Termeni si conditii de utilizare |
Vizualizari: 1309
Importanta:
Termeni si conditii de utilizare | Contact
© SCRIGROUP 2024 . All rights reserved