CATEGORII DOCUMENTE |
Bulgara | Ceha slovaca | Croata | Engleza | Estona | Finlandeza | Franceza |
Germana | Italiana | Letona | Lituaniana | Maghiara | Olandeza | Poloneza |
Sarba | Slovena | Spaniola | Suedeza | Turca | Ucraineana |
DOCUMENTE SIMILARE |
|
Stwierdzenie, że literaturoznawcza analiza tekstów piosenek polskiego barda pozwoli na udzielenie zadowalającej odpowiedzi na pytanie o istotę omawianego zjawiska, byłoby niczym nieuprawnionym nadużyciem.
Bo co
począć z muzyką, która w tych utworach pełni znaczną i
znaczącą funkcję, wiodąc z tekstem intersemiotyczny dyskurs
na różnych poziomach i w różnoraki sposób ?
W muzycznym akompaniamencie piosenki Jan Kochanowski przebrzmiewają
frazy, które nieodparcie kojarzą się z twórczością
Mikołaja Gomółki, Zbroja opatrzona jest muzycznym cytatem z Marszu
na ruinach Aten Beethowena, zaś melodia starofrancuskiego gawota wzmacnia
ironiczną wymowę piosenki Artyści.
W wielokrotnie już cytowanej w tej pracy rozprawie Krzysztofa Gajdy
znajduje się stwierdzenie: Specyfika metody twórczej Kaczmarskiego polega
na konsekwentnym deklarowaniu intertekstualnej świadomości ,
poparte nakreślonym przez autora schematem relacji intertekstualnej dla
inspirowanej obrazem P. Brueghela Starszego Przypowieść o
ślepcach piosenki Kaczmarskiego pod tym samym tytułem.1
Poznański badacz rejestruje w owym schemacie świadome nawiązanie
przez autora piosenki nie tylko do samego obrazu, ale i do Ewangelii wg
św. Mateusza i Ewangelii wg św. Łukasza, do
wypowiedzi Chrystusa o faryzeuszach, jak również do
wielopłaszczyznowych interpretacji obrazu Brueghela autorstwa Menzla,
Białostockiego, Hagena, Francisa
i Stechowa. Ponieważ w wielu utworach autora Murów tekstem (inaczej
komunikatem o ściśle określonym znaczeniu i celu) bywa
również muzyka, wspomniany powyżej schemat relacji intertekstualnej
nie jest dziełem kompletnym.
Niesprawiedliwością,
impertynencją wręcz, byłoby wytykanie Krzysztofowi Gajdzie
uchybień w jego błyskotliwej prezentacji możliwości, jakie
stwarza dla badacza literatury semiotyka. I tak autor rozprawy wielokrotnie i w
sposób bardzo kompetentny wykracza w swojej pracy poza obszary mieszczące
się w granicach tradycyjnie rozumianego literaturoznawstwa. Zarówno w tej,
jak i w poprzedniej swojej książce2 młody
poznański badacz wykonuje pracę wymagającą wiedzy i
umiejętności warsztatowych specjalistów z następujących
dziedzin: literaturoznawstwo, historia, historia sztuki, socjologia,
dziennikarstwo, funkcjonowanie nowych mediów w komunikacji społecznej
i po części muzykologia.
Powyższy
wywód nie ma też na celu zakwestionowania sensu badań
literaturoznawczych nad twórczością Jacka Kaczmarskiego. Wydaje
się, że przy opracowywaniu monografii artystów tego typu, co autor
piosenki Nad spuścizną po przodkach deliberacje, zabiegiem w
pełni uzasadnionym byłoby tworzenie zespołów badawczych,
składających się ze specjalistów z różnych dziedzin. W tej
części poprzedniego rozdziału, która poświęcona
była omówieniu sylwetki twórczej Aleksandra Galicza, wspomniałem,
że właśnie twórczość rosyjskiego barda doczekała
się już przynajmniej kilku tego rodzaju analiz. Pomimo, iż nie
były to działania skoordynowane, stan wiedzy o dorobku Galicza jest
dziś - w porównaniu do stanu wiedzy o piosenkach Kaczmarskiego -
imponujący, a powstałe opracowania są cennym źródłem
wiedzy
o różnych aspektach sowieckiej rzeczywistości, nawet o tych, które z
twórczością Galicza mają bardzo luźny związek.
Kim jest ten, kto mówi ?
Odpowiedź
na tak postawione pytanie wydaje się prosta jedynie w sytuacji, gdy
przedmiotem analizy są pisma urzędowe, a i tu językoznawca,
socjolog i psycholog (czasami także i psychiatra) znajdą niejednokrotnie
cenny materiał do uczonych rozpraw.
O tym, jak skomplikowane i niełatwe do rozszyfrowania potrafią
być relacje osobowe
w komunikacji literackiej, pisze między innymi w swojej Semantyce wypowiedzi poetyckiej
Aleksandra Okopień-Sławińska.3 Ta, nosząca
skromny i mylący podtytuł Preliminaria, książka
mieści w sobie nie tylko sumę doświadczeń samej autorki i
innych badaczy zajmujących się w latach
sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
minionego wieku zagadnieniami semantyki wypowiedzi, semantyki relacji osobowych
i semantyki związków słownych w literaturze4;
zasygnalizowane w niej propozycje strategii badawczych wiodą w
bezpośredni sposób do stworzenia komplementarnej komunikacyjnej teorii
dzieła literackiego.
Wydaje
się, że odpowiedź na pytanie o relacje osobowe w badanym
tekście powinno być jednym z pierwszych zadań, jakie stawia
przed sobą literaturoznawca, niezależnie od wyznawanej orientacji
światopoglądowej i reprezentowanej szkoły badawczej. Bo
przecież w rzetelnie potraktowanej odpowiedzi na ten temat musi się
znaleźć informacja o odbiorcy (zarówno tzw. odbiorcy wirtualnym
jak nazywa go Michał Głowiński, czy idealnym jak chce tego
A. Okopień-Sławińska, jak i o odbiorcy rzeczywistym,
zdeterminowanym przez historyczne tu i teraz), o umożliwiającym
komunikację kodzie oraz o czynnikach zewnętrznych, które
sprawiają, że konkretny przekaz jest mniej lub bardziej
przezroczysty. Ta ostatnia kwestia wiąże się bezpośrednio
z tym, co Michał Głowiński nazywa rozpoznaniem konwencji:
Rozpoznanie konwencji jest wstępnym warunkiem zrozumienia czy też by użyć sformułowania ostrożniejszego właściwej recepcji utworu. Dzieło, realizując zasady danej konwencji, projektuje i narzuca odbiorcy pewnego typu zachowania w stosunku do siebie, które umożliwiają zrozumienie utworu. Przez rozumienie pojmuję tutaj nie tylko umiejętność odczytania właściwych znaczeń słów użytych w tekście, mam na uwadze przede wszystkim uchwycenie reguł ich wiązania oraz odniesienie do ogólnych zasad, według których wypowiedź została skonstruowana.5
Według
klasyka współczesnego polskiego literaturoznawstwa największy
wpływ na stopień rozumienia utworu przez odbiorcę ma stosunek
przekazu do obowiązujących
w konkretnej rzeczywistości pozaliterackiej (artykuł Głowińskiego
w znacznej mierze dotyczy zagadnień poetyki historycznej) konwencji
literackich oraz zwyczajów językowych; nieco mniejsze znaczenie ma sposób
konstruowania sensów w wypowiedzi, który może zakładać w sposób
zamierzony przez autora-nadawcę niejednorodne postawy odbiorców, oraz
stosunek poszczególnych elementów tekstu wobec siebie może się
przecież zdarzyć, że poszczególne części składowe
czy poziomy komunikatu są usytuowane w różnej odległości
od przyjętych w danym momencie historycznym norm
i konwencji.6
W
nawiązującym do Ingardenowskiej teorii dzieła literackiego7
artykule
O konkretyzacji pisze Głowiński tak:
problem konkretyzacji wiąże się z podstawowym dylematem () wszelkiej refleksji teoretycznoliterackiej: jak pogodzić fakt, że dzieło literackie jest tworem o swoim własnym sposobie istnienia podległym własnym regułom strukturalnym i jednocześnie- przedmiotem, którego nie można ujmować, nie uwzględniając jego przeznaczenia, nie uwzględniając faktu, że zwraca się do odbiorcy ? Konieczność dokonywania konkretyzacji w procesie odbioru dzieła literackiego określona jest przez samą jego budowę, stanowi jego następstwo. Wiąże się to z różnorakimi kwestiami. Przede wszystkim stanowi następstwo twierdzenia filozoficznego, że poznanie pewnego przedmiotu jest dostosowane do jego podstawowej struktury. Konkretyzacja jest rezultatem kompleksu czynności poznawczych, a więc siłą rzeczy wyznaczana jest przez dzieło, to wynik spotkania dwu stron 8
W ślad za Ingardenem Głowiński przestrzega również, że:
Konkretyzacja staje się adekwatna wobec percypowanego dzieła dzięki temu, że powstaje tylko wówczas, gdy jego odbiór dokonuje się w postawie estetycznej, gdy konstruuje się przedmiot estetyczny, odbiór ów jest więc zgodny z konkretnym przeznaczeniem wypowiedzi literackiej9
W powyższym cytacie zawarta jest również, sformułowana w sposób pośredni, odpowiedź na pytanie: co jest, a co nie jest utworem literackim.
Można
chyba przyjąć, że ustalanie relacji osobowych w utworze
literackim jest jednym z elementów konkretyzacji, i to takim, w którym
literaturoznawcy (obok wspomnianej już aparatury pojęciowej z zakresu
filozofii) przychodzi z pomocą językoznawstwo ogólne. Uzasadnieniem
tego stwierdzenia jest chociażby zawartość rozdziału
poświęconego semantyce relacji osobowych we wspomnianej już
książce
A. Okopień-Sławińskiej.10 Sama autorka zaznacza jednak:
Podkreślając pożytki płynące z językoznawstwa dla poetyki, nie podzielam jednak przekonania, że w tym układzie lingwistyce przysługuje nieodmiennie status dyscypliny przodującej i wzorcowej. Sądzę bowiem, że przy obecnym stanie rozwoju literatury zależności i zyski mogą być w wypadku pewnych tematów obustronne, a konkretnie że znajomość mechanizmów budowy wypowiedzi oraz procesu komunikacji literackiej będąca udziałem dzisiejszej poetyki jest w stanie znacznie skomplikować i wzbogacić ustalenia językoznawcze dotyczące rozmaitych aspektów organizacji i funkcjonowania wypowiedzi językowych.11
Kusząc się o próbę lapidarnego określenia istoty podstawowego problemu, z jakim przychodzi się zmierzyć badaczowi semantyki relacji osobowych w utworze literackim, można posłużyć się parafrazą znanego przysłowia, że diabeł tkwi w zaimkach osobowych. Pozostała, a zarazem podstawowa część tego rozdziału będzie właśnie takim wyłuskiwaniem diabła z tekstów wybranych piosenek Jacka Kaczmarskiego przy pomocy metody zaproponowanej przez autorkę Semantyki wypowiedzi literackiej. Przy tej okazji pragnąłbym poddać weryfikacji stworzoną na własny użytek periodyzację omawianej twórczości, jak i dokonaną ze względu na stosunek między podmiotem lirycznym a tematem konkretnego tekstu, typologię tych utworów.
W moim
przekonaniu dotychczasową twórczość pieśniarską
polskiego barda można podzielić na trzy okresy, będące kolejnymi
etapami kształtowania się jego artystycznej osobowości. Pierwszy
z nich, obejmujący utwory najwcześniejsze, a uwieńczony
Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego to swoisty Sturm und Drang
Periode,
w trakcie którego młodzieńcza brawura i artystyczna odwaga idą w
parze z głębokim przekonaniem twórcy o braku jakichkolwiek granic dla
własnych możliwości. Okres drugi obejmuje twórczość
powstałą na emigracji aż do stanowiącego powtórne pożegnanie
z Polską programu Pochwała łotrostwa. Ten etap twórczości
cech obfituje w rozliczne próby znalezienia swojego miejsca w coraz bardziej
obcej, niekiedy wręcz schizofrenicznej, rzeczywistości. Wreszcie
okres jak na razie ostatni, w którym twórca usiłuje narzucić (z
różnym skutkiem) swoim utworom opisywanie i komentowanie świata w
kategoriach czysto estetycznych. Oczywiście, jak wszystkie periodyzacje,
także i ta posiada charakter umowny i nietrudno byłoby
znaleźć utwory, które wyłamują się z tego
podziału.
Myślę, że o wiele łatwiej da się obronić klasyfikacja dokonana ze względu na relację między autorem a tematem i genologicznym rodowodem utworu. Jak się wydaje, zdecydowana większość dotychczas powstałych utworów Kaczmarskiego da się zaszeregować w jednej z trzech następujących grup:
a) tzw. opowieści zasłyszane (skojarzenie z tytułem tomu opowiadań Conrada nie jest tu dziełem przypadku), w tym literackie konkretyzacje obrazów i innych dzieł sztuki (także utworów literackich,
b) utwory o podłożu autobiograficznym i autotematycznym,
c) utwory, które posiadają cechy obydwu kategorii wymienionych powyżej.
Każdy z wymienionych przeze mnie okresów twórczości autora Kosmopolaka charakteryzuje się innym sposobem realizacji tych form.
Diabeł anatomia opisowa.
Oto jak wygląda zaproponowany przez A.
Okopień-Sławińską schemat układu ról
w literackiej komunikacji:
Poziom komunikacji |
wewnątrztekstowy |
Instancje nadawcze |
Instancje odbiorcze |
||
mówiący bohater naczelny narrator (podmiot liryczny) |
bohater adresat narracji (adresat monologu lirycznego) |
||||
podmiot utworu |
adresat utworu | ||||
zewnątrztekstowy |
nadawca utworu (dysponent reguł, podmiot czynności twórczych) |
odbiorca utworu (czytelnik idealny) | |||
autor |
czytelnik konkretny |
Schemat opatrzony jest
uwagą: Linia podwójna przypomina, że stosunek pełnego
odwzorowania czy symetrycznej odpowiedniości między
wewnątrztekstowymi
a zewnątrztekstowymi instancjami komunikacyjnymi wiąże tylko
poziomy podmiotu
i nadawcy utworu.12 Powyższa tabela wymaga paru słów
komentarza.
Komunikacja
literacka podlega tym samym regułom, co inne akty komunikacji
językowej. Możemy w niej wyodrębnić trzy podstawowe role:
nadawcy, odbiorcy
i bohatera. Rola bohatera jest, w założeniu, rolą bierną,
jeżeli bierze udział
w komunikowaniu (inaczej mówi), to jednocześnie wchodzi w rolę
nadawcy lub odbiorcy. By akt komunikowania stał się pełny,
konieczne jest istnienie nadawcy i odbiorcy również poza samym tekstem, w
innym wypadku realnie istnieje jedynie nadawca. To właśnie nadawca
(ja, my) narzuca układ pozostałych ról (ty, wy i on, oni)
i to jedynie on istnieje na każdym poziomie komunikacji (wewnątrz i
na zewnątrz tekstu).
W akcie komunikacji literackiej może uczestniczyć wiele osób
pełniących role nadawców, odbiorców, bohaterów i mogą one
zamieniać się swoimi rolami.
Utwór literacki zaświadcza o istnieniu nadawcy nie tylko poprzez fakt, iż ów jest jego twórcą (wypowiada go); dodatkowe informacje o nadawcy przynosi również wewnętrzna organizacja semantyczna wypowiedzi. W tym drugim aspekcie pozyskujemy dane o tzw. podmiocie wypowiedzi, który może, ale nie musi, być tożsamy z nadawcą zewnętrznym. A. Okopień-Sławińska rozróżnia w komunikacie literackim dwa rodzaje informacji o mówiących postaciach: informację stematyzowaną w znaczeniu użytych słów i zdań oraz informację implikowaną przez reguły mówienia:
Nie
istnieją żadne ograniczenia informacji stematyzowanej, przekazywanej
przez treść wypowiedzi. Może ona zarówno przedstawiać
wizerunki podmiotu, adresata czy bohatera, jak zawierać opinie na temat
własnego zorganizowania, a wreszcie dotyczyć wszelkich innych, nie
związanych z sytuacją komunikacyjną tematów. Natomiast
zasięg informacji implikowanej, zaszyfrowanej w budowie wypowiedzi, jest
bardziej wyspecjalizowany: ujawnia ona kod wypowiedzi i jego realizacje, charakteryzując
pośrednio nadawcę
i odbiorcę jako użytkowników tego kodu nadawcę jako
użytkownika aktualnego, odbiorcę jako użytkownika potencjalnego.
Informacja stematyzowana, dotycząca określonej postaci,
pochodzić może zarówno z jej własnych wypowiedzi, jak też
z wypowiedzi współpartnerów lub narratora (ewentualnie narratorów).
Informacja implikowana o postaci kryje się tylko w jej własnej mowie.
A zatem postaci milczące mogą być prezentowane jedynie w sposób
stematyzowany. W szczególnych okolicznościach zdarza się jednak,
że informacja implikowana niejasno świadczy o mówiącym. Dzieje
się tak wówczas, gdy pewne właściwości mowy narratora
kształtują się pod presją sposobu mówienia bohatera.
Formalnym podmiotem wypowiedzi pozostaje nadal narrator, ale do jego głosu
włącza się głos inny i narrator nie ponosi wtedy
pełnej odpowiedzialności za swoje mówienie.13
W
informacji implikowanej zawarte są dane o normach językowych i tzw.
wtórnych systemach modelujących (literackim, ideologicznym, religijnym i
in.), które zdeterminowały taki a nie inny sposób mówienia podmiotu
wypowiedzi. Analizując ów sposób mówienia można nie tylko
dokonać lingwistycznej charakterystyki nadawcy, ale
i określić jego literacki status i genealogię.14
Możliwy do osiągnięcia poprzez analizę tekstu stan wiedzy o nadawcy nigdy nie jest prostą sumą cząstkowych danych, ale wynikiem poprawnego zdiagnozowania układu sygnałów, jaki tworzą poszczególne informacje:
Układ
ten opiera się na różnicy stopnia autorytatywności informacji
stematyzowanej
i implikowanej, a także informacji pochodzących z różnych
poziomów nadawczych tekstu. Dwie podstawowe zasady działania tego
układu można sformułować następująco:
1) w wypadku konfliktu między informacją implikowaną a
stematyzowaną silniejsza okazuje się informacja implikowana i ona
decyduje o sposobie zreinterpretowania informacji stematyzowanej; 2) w wypadku
konfliktu między informacjami stematyzowanymi na różnych poziomach
tekstu silniejsza okazuje się informacja pochodząca z poziomu
wyższego. Informacje z poziomów niższych podlegają zawsze
interpretacji, a często reinterpretacji ze strony informacji
stematyzowanych na poziomach wyższych. Uwierzytelnienie informacji
wytworzonych na poziomie niższym następuje wówczas, kiedy między
podmiotami kolejnych szczebli panuje jednomyślność, a każdy
narrator obdarza swych bohaterów kredytem pełnego zufania.15
Sytuacja określona w ostatnim zdaniu powyższego cytatu zdarza się jednak dość rzadko, najczęściej układ ów jest w mniejszym lub większym stopniu skomplikowany. Ta semantyczna komplikacja może służyć różnym celom, na przykład podważeniu wiarygodności, czy wręcz skompromitowaniu narratora.
Autorka Semantyki wypowiedzi poetyckiej wykazuje, że w tekście literackiego komunikatu odnaleźć można również taki rodzaj informacji, którego nadawcą jest instancja wyższa, niż narrator i używa w stosunku do niego określenia podmiot utworu. Choć nie jest on żadną z przedstawionych postaci, nie należy do niego w obrębie utworu żadna wypowiedź i nie dotyczy go żadna informacja stematyzowana, to właśnie on pozostaje sprawcą i organizatorem struktury tekstu. Według badaczki o jego bycie zaświadcza nie tylko informacja metajęzykowa o strukturze tekstu, świadectwem jego istnienia są również pewne wypowiedzi wyższego rzędu, które pozostają w obrębie samego utworu: tytuł utworu, tytuły rozdziałów, motta i przypisy autorskie.16 Zdaniem piszącego te słowa do owych wypowiedzi wyższego rzędu można zaliczyć, choć z pewnymi zastrzeżeniami, również dedykacje i daty powstania utworu.
Podsumowując tę część swoich rozważań, zwraca badaczka uwagę na wychodzące poza tekst dzieła konsekwencje związku między informacją implikowaną a nadawcą wypowiedzi:
Otóż rządzące wypowiedzią
reguły pozwalają w pewnych opisanych poprzednio granicach
stworzyć wyobrażenie podmiotu mówiącego, o którym z tej racji
powiedzieć można, że jest znaczeniowym korelatem zrealizowanych
we własnej mowie reguł i jako ich wytwór bytuje w tekście tylko
w określonej przez nie postaci. Równocześnie jednak istnienie w
wypowiedzi owych reguł wskazuje na kogoś, kto reguły te
wybrał
z zewnętrznego repertuaru możliwości konstrukcyjnych oraz
zaktualizował w mowie,
a więc na kogoś, kto decydował także o tym, co do tekstu
nie weszło i czego z tekstu nie da się odtworzyć. Aktualizacja
reguł implikuje zatem status nadawcy znajdującego się ponad
wypowiedzią: status dysponenta reguł reprezentującego
wypowiedź wobec systemu językowego i literackiej tradycji.
Reasumując, informacja implikowana wskazuje na nadawcę sprawcę
wypowiedzi, a równocześnie zaszyfrowuje w tekście jego wizerunek,
którego wierność gwarantują elementarne wymogi literackiej
komunikacji.17
A. Okopień-Sławińska przestrzega też przed utożsamianiem zawartej w informacji implikowanej charakterystyki nadawcy dzieła ze świadomością autorską oraz zauważa, że zakres poetyki sformułowanej utworu jest zawsze węższy, niż zakres poetyki immanentnej, a więc w sporze pomiędzy nadawcą utworu a jego autorem racja leży zawsze po stronie nadawcy.18
Ponieważ sam akt komunikowania zakłada współdziałanie nadawcy i odbiorcy, to możliwość dialogu, czyli wymiany ról pomiędzy nadawcą a odbiorcą, istnieje na każdym poziomie nadawczym. Zależność pomiędzy poszczególnymi poziomami komunikatu ma charakter hierarchiczny i jednokierunkowy. Poziom niższy nie tylko nie ma żadnego wpływu na sposób istnienia poziomu wyższego, ale też nie wie nawet o jego istnieniu.
Na najniższym poziomie nadawczo odbiorczym znajdują się mówiący bohaterowie, pomiędzy którymi kontakt przybiera często formę dialogu. W tym wypadku nie ma istotnych różnic pomiędzy sposobem przedstawienia nadawcy i odbiorcy. Zupełnie inaczej kształtuje się sytuacja na najwyższym poziomie narracji - tu odbiorca jest najczęściej postacią milczącą i wiadomości o jego słownych reakcjach przynosi jedynie relacja narratora, bądź informacja implikowana. Zdaniem autorki prezentowanego wywodu:
wizerunek adresata narracji o tyle różni się od wizerunku adresata utworu, o ile narrator różni się od podmiotu tego utworu. Adresat utworu, inaczej niż adresat narracji, nie może posiadać żadnych cech osobowych, poza tymi, które związane są z użytkowaniem kodu. Struktura utworu określa całkowity zakres jego powinności deszyfracyjnych i są to jedyne właściwości, jakie mu można przypisać.19
Jeżeli
chodzi o rzeczywisty i pełny odbiór całego komunikatu
(Okopień-Sławińska określa to z punktu widzenia tekstu jako
czystą potencjalność), to jego podstawowym warunkiem jest
jednakowa znajomość kodu realizowanego w utworze przez nadawcę
i odbiorcę. Ten poziom działań nadawczo-odbiorczych
determinują w całości reguły poetyki historycznej. 20
Kolejną istotną dla zrozumienia semantyki relacji osobowych kwestią, jaka porusza badaczka w omawianej książce, jest próba ustalenia relacji między ja tekstowym i ja twórcy. W tych metodologicznych rozważaniach autorka nie tylko odnosi się do ustaleń poczynionych przez Emila Benvenistea. Georgea Herberta Meada, Paula Ricoeura, czy Philippe Lejeunea, ale proponuje własną strategię badawczą. Choć problematyka semantyki ja literackiego stanowi niejako dopełnienie rozważań na temat relacji osobowych w literackiej komunikacji, to omówienie tych kwestii na przykładzie piosenek Jacka Kaczmarskiego wykraczałoby poza cel postawiony sobie przez autora w niniejszej pracy. Jednak ostatni akapit wspomnianych rozważań należałoby potraktować jako badawcze credo dla tych wszystkich, którzy parają się lub zamierzają parać się literaturoznawstwem, a zwłaszcza nauką o literaturze współczesnej:
Rozpoznanie porządku literackich układów komunikacyjnych i warunkowanych przez nie procesów semantycznych stanowi dla badacza zadanie tyleż trudne, co obiecujące. Sądzę nawet, że obiecujące bardzo wiele, i więcej niż się po nim oczekuje, nie tylko w dziedzinie poetyki historycznej, ale i w ogólnej teorii tekstu. Obiecuje mianowicie ogarnięcie, wyjaśnienie i zharmonizowanie mnóstwa nieprzystających do siebie w obecnej postaci, a niewątpliwie spokrewnionych idei i pomysłów, nurtujących współczesne myślenie o budowie tekstu literackiego jako tekstu wielowypowiedzeniowego. Przewodzi im Bachtinowska idea dialogowości i cudzego słowa, a za nią idą w rozsypce: mimetyzm formalny i wszelkie postacie mimetyzmu komunikacyjnego, collage literacki, cytaty struktur, ikoniczność cytatu, status przytoczeń cudzysłowowych, oraz wypowiedzeń metatekstowych itp.21
I jeszcze
jedna konstatacja, która również, choć w sposób pośredni, wynika
z rozważań autorki: fenomen proponowanego przez nią sposobu
obcowania z tekstem literackiego komunikatu polega również na tym, że
rezultaty badań dwóch różnych osób, dysponujących tą
samą wiedzą teoretyczną i reprezentujących tę
samą orientację filozoficzną nigdy nie będą
tożsame. Na posiadane kompetencje nakłada się bowiem osobowość
badacza, jego indywidualne preferencje i doświadczenia. Analiza semantyki
tekstu naukowego o semantyce tekstu literackiego (a trudno wątpić,
że takie próby kiedyś będą miały miejsce) to
niewyczerpane źródło wiedzy o twórcy, jakim w pełnym tego
słowa znaczeniu pozostaje literaturoznawca z prawdziwego zdarzenia.
Na zakończenie tego podrozdziału pragnąłbym tylko wyrazić nadzieję, że - w tak obcesowo i instrumentalnie dokonanym przeze mnie streszczeniu części wywodów Aleksandry Okopień-Sławińskiej - udało mi się uniknąć poważniejszych uchybień wobec intencji Autorki omawianego tekstu.
Wyłuskiwanie diabła, czyli anatomia kliniczna.
a. na me dzieciństwo sielskie, anielskie
Cóż ważnego może mieć do przekazania światu czternastoletni chłopiec ? Na ile stan jego wiedzy i bagaż życiowych oraz artystycznych doświadczeń mogą wzbogacić się przez kolejne dziesięć lat życia ?
Właśnie
mniej więcej tyle trwa zaproponowany w mojej systematyce pierwszy okres
twórczości Jacka Kaczmarskiego. Historia literatury przynosi
wystarczającą ilość przykładów na istnienie artystów,
których twórczość pochodząca z tego właśnie okresu
życia cieszyła się o wiele większą
popularnością i uznaniem, niż utwory stworzone
w późniejszym okresie.
Ale jaki genologiczny rodowód , jaką treść i jaki kształt musi mieć artystyczny komunikat młodego twórcy, by - dysponujący w przeważającej części większym doświadczeniem życiowym i większą kompetencją językową - odbiorcy uznali go za przekaz znaczący i ważny ?
Formułą, która w umożliwia spełnienie wyartykułowanych powyżej oczekiwań odbiorców jest - proponowany przeze mnie w utworzonej na użytek niniejszej pracy klasyfikacji - typ utworów, które można określić jako opowieści zasłyszane. Co to jest opowieść zasłyszana ? To przede wszystkim przekaz opatrzony cudzysłowem. Nadawca zdaje sobie doskonale sprawę, że przekazywane treści, a częstokroć również ich pierwotny autor, mogą być doskonale znane większości odbiorców. Wspomniany cudzysłów bynajmniej nie obliguje nadawcy do nadmiernej dbałości o wierność wobec pierwowzoru . Wręcz przeciwnie wszelkie odstępstwa i przeinaczenia w tego rodzaju przekazie mogą być popełniane z artystyczną premedytacją. Jednocześnie ów, z dużą nonszalancją potraktowany cudzysłów, uwalnia nadawcę od wszelkiej, poza artystyczną, odpowiedzialności za treść przekazywanego komunikatu. Opowieść zasłyszana, postrzegana w kategoriach sytuacji komunikacyjnej, może być realizowana na dwa sposoby: jako forma odniesienia do pierwotnego nadawcy i charakterystycznego dla niego sposób kształtowania wypowiedzi, albo jako po prostu interesująca fabuła. W pierwszym wypadku częstokroć jest to pastisz, parafraza, trawestacja albo parodia, bądź tekst zawierający połączenie wspomnianych form. O randze opowieści zasłyszanej jako historii do opowiedzenia decyduje autorytet, jakim w świecie odbiorców cieszy się autor. W tej drugiej kategorii mieszczą się na przykład oparte na błahej na pozór fabule opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, czy zasygnalizowane już powyżej Opowieści zasłyszane Josepha Conrada.
W
twórczości Jacka Kaczmarskiego opowieści zasłyszane są,
już od samego początku, formą zdecydowanie dominującą.
Oto cztery utwory powstałe na przestrzeni dziesięciu lat, które niekiedy dzieli artystyczna
przepaść: napisana w roku 1971
i niewchodząca w skład żadnego programu Ballada o istotkach,
Nie lubię z roku 1976 (program Krzyk), słynne Mury z roku 1978
(z programu pod tym samym tytułem) oraz piosenka Czerwony autobus z roku
1981 (program Muzeum). Odpowiedź na pytanie o charakter relacji
osobowych w tych utworach zawiera w sobie ważną część
wiedzy o poetyce immanentnej piosenek, powstałych w pierwszym
dziesięcioleciu artystycznej obecności polskiego barda. I jeszcze
jedna uwaga w swojej analizie skupiam się głównie na omówieniu wewnątrztekstowego
poziomu komunikacji. Usprawiedliwienie dla tak arbitralnie podjętej
decyzji znajduję przynajmniej jedno identyfikowanie elementów
zewnątrztekstowego poziomu komunikacji, a więc podmiotu
czynności twórczych i autora z jednej strony oraz czytelnika idealnego i
czytelnika konkretnego z drugiej, nie tylko niejednokrotnie
łączyłoby się z dublowaniem informacji przekazanych w
poprzednich rozdziałach22, ale - nawet w wypadku pozyskania
nowych danych - pozostawałoby bez
znaczenia dla stanu wiedzy o poetyce immanentnej konkretnych tekstów. Tak
więc wszelkie odwołania do sytuacji wykraczających poza tekst
będą miały charakter incydentalny.
Ballada o istotkach Nie lubię (wg W. Wysockiego)
W skromnej skorupce z błotka Nie lubię gdy mi mówią po imieniu
Żyła sobie istotka Gdy w zdaniu jest co drugie słowo brat
Miała rączki i nóżki Nie lubię gdy mnie klepią po ramieniu
I małe zręczne paluszki. Z uśmiechem wykrzykując kopę lat!
Ojojoj małe zręczne paluszki. Nie lubię gdy czytają moje listy
Przez ramię odczytując treść ich kart
I w owej skorupce wiotkiej Nie lubię tych co myślą, że na wszystko
Wiodła żywocik swój słodki. Najlepszy jest cios w pochylony kark
Aż raz mruknęła cholera!
To błotko mnie uwiera! Nie znoszę gdy do czegoś ktoś mnie zmusza
Nie znoszę gdy na litość brać mnie chce
Rozbiła błotko młotkiem Nie znoszę gdy z butami lezą w duszę
I świat ujrzała słodki tym bardziej gdy mi napluć w nią starają się
I łąkę pełną stokrotek Nie znoszę much co żywią się krwią świeżą
A na niej mnóstwo innych istotek. Nie znoszę psów co szarpią mięsa strzęp
Nie znoszę tych co tępo w siebie wierzą
Istotki piszczały, prychały, Gdy nawet już ich dławi własny pęd!
Po pyszczkach się drapały.
Potem zaklęły krewko Nie cierpię poczucia bezradności
I zbudowały państewko W jakim zaszczute zwierzę patrzy w lufy strzelb
Ojojoj zbudowały państewko. Nie cierpię zbiegów złych okoliczności
Co pojawiają się gdy ktoś osiąga cel
Nauczyły się owe istotki Nie cierpię więc niewyjaśnionych przyczyn
Nosić kapturki i botki, Nie cierpię niepowetowanych strat
Wycięły wszystkie stokrotki Nie cierpię liczyć niespełnionych życzeń
I poustawiały płotki Nim mi ostatnie spełni uprzejmy kat
Podzieliły się na klasy: Ja nienawidzę gdy przerwie mi rozmowę
Pierwsza klasa grubasy W słuchawce suchy metaliczny szczęk
Druga klasa bimbasy Ja nienawidzę strzałów w tył głowy
Trzecia klasa chudziasy. Do salw w powietrze czuję tylko wstręt
Ojojoj strasznie chude chudziasy. Ja nienawidzę siebie kiedy tchórzę
Gdy wytłumaczeń dla łajdactw szukam swych
Tyrają biedne chudziasy, Kiedy uśmiecham się do tych którym służę
Gdy w totka grają grubasy Choć z całej duszy nienawidzę ich!
Bimbają sobie bimbasy
Szczęśliwe po wieczne czasy!
Aż krzyknął chudzias: Jezus Maria!
Stworzymy proletariat
I on to nas uchroni
Od wyzyskiwaczy srogich!
Ojojoj bardzo srogich
Świat się zmienił od tego czasu;
Schudł grubas, tyrają bimbasy,
A proletariat utył
W polityce obkuty!
I morał stąd wynika
Nie licz na wyrobnika!
Mury
On natchniony i młody był, ich nie policzyłby nikt
On im dodawał pieśnią sił, śpiewał że blisko już świt.
Świec tysiące palili mu, znad głów podnosił się dym,
Śpiewał, że czas by runął mur
Oni śpiewali wraz z nim:
Wyrwij murom zęby krat!
Zerwij kajdany, połam bat!
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat!
Wkrótce na pamięć znali pieśń i sama melodia bez słów
Niosła ze sobą starą treść, dreszcze na wskroś serc i głów.
Śpiewali więc, klaskali w rytm, jak wystrzał poklask ich brzmiał,
I ciążył łańcuch, zwlekał świt
On wciąż śpiewał i grał:
Wyrwij murom zęby krat!
Zerwij kajdany, połam bat!
A mury runą, runą, runą
Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas,
I z pieśnią że już blisko świt szli ulicami miast;
Zwalali pomniki i rwali bruk Ten z nami! Ten przeciw nam!
A śpiewak także był sam.
Patrzył na równy tłumów marsz,
Milczał wsłuchany w kroków huk,
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg
Patrzy na równy tłumów marsz,
Milczy wsłuchany w kroków huk,
A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg
Czerwony autobus (wg obrazu B. W. Linkego)
Wertepy chaszcze błota
Patrz w tył tam nie ma nic
Żałoba i sromota
Patrz w przód tam raz po raz
Cel mgłą niebieską kusi
Tam chce być każdy z nas
Kto nie chce chcieć ten musi!
W Czerwonym Autobusie
W Czerwonym Autobusie
Tu stoi młody Żyd
Noc zdradza Żyd czy nie Żyd
I jakby mu było wstyd
Że mimo wszystko przeżył
A baba z koszem jaj
Już szepce do człowieka
- Wie o tym cały kraj
Że Żydzi to bezpieka!
Więc na co jeszcze czekasz!
Więc na co jeszcze czekasz!
Więc na co jeszcze czekasz! W mordę daj!
Inteligentna twarz
Co słucha zamiast mówić
Tors otulony w płaszcz
Szyty na miarę spluwy
A kierowniczy układ
Czerwony wiodąc wóz
Bezgłowa dzierży kukła
Generalissimus!
Dziełem tych dwóch marszruta!
Dziełem tych dwóch marszruta!
Dziełem tych dwóch marszruta Luz mi mus!
Za robotnikiem ksiądz
Za księdzem kosynierzy
I ktoś się modli klnąc
Ktoś bluźni ale wierzy
Proletariacki herszt
Kapować coś zaczyna
Więc prosty robi gest
I rękę w łokciu zgina!
Nie ruszy go lawina!
Nie ruszy go lawina!
Nie ruszy go lawina! Mocny jest!
A z tyłu stary dziad
W objęcia wziął prawiczkę
Złośliwy czyha czart
W nadziei na duszyczkę
Upiorów małych rząd
Zwieszony u poręczy
W żyły nam sączy trąd
Zatruje! I udręczy!
Za oknem Polska w tęczy!
Za oknem Polska w tęczy!
Za oknem Polska w tęczy! Jedźmy stąd!
Bohaterem
pierwszego utworu jest społeczeństwo tytułowych istotek, o którym
wiedzę przynosi niemal wyłącznie informacja stematyzowana
pochodząca z poziomu naczelnego narratora-podmiotu lirycznego. Wspomniane
społeczeństwo ulegało przemianom: od niepodporządkowanego
żadnym regułom zbioru posiadających rączki, nóżki i
małe zręczne paluszki indywiduów, poprzez trzyklasowe (grubasy,
bimbasy
i chudziasy) społeczeństwo-państewko, którego istnienie i
funkcjonowanie zasadzało się na ciężkiej pracy
chudziasów, aż po rewolucyjną dyktaturę tych ostatnich, którzy
utworzyli proletariat i rządy oparte na wyzysku i krzywdzie
pozostałych klas. Przytoczone przez podmiot liryczny (w postaci mowy
pozornie zależnej) nieliczne wypowiedzi poszczególnych członków tego
społeczeństwa przynoszą, podobnie jak i cała
opowieść narratora, jedynie informację implikowaną o nim
samym. Konkretyzacji narratora, usytuowanego poza fabułą utworu,
można dokonać wyłącznie poprzez analizę jego sposobu
mówienia. To dziecko-uczeń szkolny, który dokonuje przewrotnej na
miarę skromnego zasobu posiadanych słów interpretacji uzyskanych od
kogoś dorosłego wiadomości
o istocie przemian społecznych. Sytuacja liryczna tego utworu jest prosta,
by nie rzec prymitywna, co w tym konkretnym wypadku stanowi zaletę a nie
wadę przekazu. Posłużenie się innym narratorem i rozbudowanie
informacji na najniższym poziomie komunikacji sprawiłoby, że
przekaz stałby się mniej wiarygodny w oczach odbiorcy. Kim zaś
jest odbiorca ? Na poziomie narratora są to jego rówieśnicy, dla
których zarówno użyte słownictwo (łącznie z
partykułą ojojoj), jak i mało skomplikowany,
odwołujący się głównie do własnych
doświadczeń (płotki, stokrotki, kapturki, botki,
państewko itd.) obraz rzeczywistości, to coś normalnego i
zrozumiałego. Na poziomie podmiotu utworu sytuacja się nieco komplikuje:
puenta zdradza u nadawcy o wiele większą świadomość
reguł rządzących sztuką i rzeczywistością,
niż mogłoby to wynikać z analizy informacji implikowanej na
poziomie narratora. W tekście utworu brak jednak sygnałów,
z których mogłoby wynikać, że jego podmiotem jest ktoś
starszy; to po prostu ktoś, kto wie, że istnieje grupa odbiorców, dla
których ironia jest sposobem wyrażania swojego stosunku wobec
rzeczywistości. Znaczącym sygnałem dla współczesnej
sytuacji odbiorczej pozostaje umieszczona pod tekstem utworu data jego
napisania (1971).
Piosenka
Nie lubię już w podtytule (wg W. Wysockiego) zawiera
informację implikowaną adresowaną do odbiorcy z najwyższego
poziomu układu komunikacyjnego. Czynności deszyfracyjne nie mogą
już być dokonywane bez użycia filtru wiedzy nie tylko o piosence
Ja nie ljublju autorstwa rosyjskiego barda ale i bez wiedzy o pozostałej
jego twórczości i o jego życiu wszak podtytuł zawiera
odwołanie nie do konkretnego utworu, ale po prostu do Włodzimierza
Wysockiego. Na poziomie bohatera jest to monolog człowieka zniewolonego,
doskonale zdającego sobie sprawę z istoty swojego
ubezwłasnowolnienia, który jednak nie potrafi wznieść się
ponad werbalny sprzeciw, także wobec własnej słabości. Nie
czuje się on członkiem żadnego kolektywu, a jego sposób mówienia
jest wysoce zindywidualizowany. Zwrot Ja nienawidzę przynosi
informację implikowaną o narodowości bohatera (ja
nienawiżu rozpoczynanie zdania od zaimka ja to jedna
charakterystycznych własności języka rosyjskiego). Okazuje się,
że to, co na poziomie bohatera jest tylko monologiem, na poziomie podmiotu
utworu (bo podmiot liryczny jest tu tożsamy z bohaterem) zamienia się
w dyskurs toczony pomiędzy bohaterem a totalitarną
rzeczywistością, obecną w tekście za pośrednictwem
wyświechtanej ideologiczno-gazetowej frazeologii: zbiegi złych
okoliczności, niewyjaśnione przyczyny, niepowetowane straty,
niespełnione życzenia itd. Choć artykułowane przez
bohatera, w zdecydowany sposób różnią się od reszty jego
wypowiedzi. Informacja implikowana na poziomie podmiotu utworu jest tu
więc czynnikiem dynamizującym informację stematyzowaną na
poziomie bohatera. Niezmiernie ważny dla najwyższego poziomu odbioru
sygnał o intertekstualnych powiązaniach tego komunikatu zawiera
wchodząca w skład zapisu tekstu piosenki data jej powstania wszak
rok 1976 to apogeum nowofalowego pojedynku z językiem propagandy.
Cały czas należy bowiem pamiętać
o tym, że inspirowany Wysockim utwór Kaczmarskiego napisany jest w
języku polskim
i zawiera przede wszystkim sygnały adresowane do polskiego odbiorcy.
Adresatami narracji (w tekście nieobecnymi) są wszyscy ci, którzy
spełniają następujące warunki: są członkami
społeczeństwa totalitarnego i znają rządzące nim
reguły, nie tylko nie należą do aparatu władzy, ale
również mają głębokie poczucie niesprawiedliwości i
własnej degradacji wynikającej z istoty totalitarnych stosunków
społecznych. Adresat utworu Nie lubię to ktoś, kto dysponuje
wiedzą o konkretnym utworze Włodzimierza Wysockiego,
o jego pozostałej twórczości i o warunkach, w jakich była ona
realizowana, oraz potrafi dla potrzeb deszyfracyjnych połączyć
to z kompetencją w dziedzinie wiedzy o literaturze polskiej połowy
lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Trzeba przyznać, że
są to bardzo wysokie wymagania. Oczywiście, możliwy jest
również bardziej spłaszczony rodzaj odbioru, oparty na
powierzchownej znajomości dokonań i stylistycznej maniery rosyjskiego
barda. Do truizmów należy zaliczyć konstatację, że był
on i pozostaje o wiele bardziej powszechny.
Niezwykle skomplikowana jest sytuacja nadawczo-odbiorcza w wypadku piosenki Mury, która w powszechnej świadomości funkcjonuje jako parafraza pieśni katalońskiego pieśniarza Luisa Llacha L Estaca (Pal). W samym tekście brak jednak bezpośrednich sygnałów, które upoważniałyby do takiego stwierdzenia. Ta informacja zaszyfrowana została w innym systemie znaków, stanowiącym integralny składnik artystycznego komunikatu, jakim jest piosenka. Chodzi oczywiście o muzykę. Kilkuzdaniowa dygresja na ten temat pozwoli po raz kolejny potwierdzić sformułowaną na początku tego rozdziału uwagę o co najmniej dwukodowej strukturze tworzonych przez Jacka Kaczmarskiego przekazów.
Luis Llach to jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tak zwanej katalońskiej Nowej Pieśni23, zjawiska kulturalnego, będącego reakcją na zanegowanie przez generała Franco w 1939 roku prawa Katalończyków do autonomii. Dekretom hiszpańskiego dyktatora o zakazie używania języka katalońskiego w miejscach publicznych, o zakazie drukowania i rozpowszechniania wydawnictw w tym języku, a nawet o zakazie wykonywania sardany- tradycyjnego tańca tego kraju, towarzyszyły liczne represje, wymierzone głównie w środowiska katalońskiej inteligencji. Bezpośrednią reakcją na działania władz był, obok pojawienia się nielegalnych wydawnictw, swoisty renesans pieśni tworzonych w języku katalońskim. Do historii przeszło jedno z wykonań napisanej na przełomie lat 1968/1969 pieśni LEstaca: kiedy, stosując się do wyraźnego nakazu cenzury, Llach ograniczył się do zagrania melodii tego utworu, zebrana publiczność chórem wyśpiewała jego tekst, przekształcając całe wydarzenie w żywiołową manifestację o charakterze patriotycznym. Jacek Kaczmarski w swojej piosence Mury posłużył się muzyką skomponowaną przez Llacha do LEstaca. Wybór polskiego barda był ukłonem złożonym katalońskiemu mistrzowi. Jak się jednak okaże ukłonem dość ironicznym.
Głównym bohaterem Murów jest, niewymieniony z
imienia i nazwiska oraz usytuowany w nieokreślonej rzeczywistości
historycznej, natchniony i młody pieśniarz. Jego, adresowana do
tłumów, których nie policzyłby nikt, pieśń o
konieczności powstania przeciwko staremu światu, którego atrybutami
(wymienionymi w relacji narratora) były kajdany, bat i mury, szybko
zdobyła olbrzymią popularność. Także
i sam wykonawca stał się przedmiotem czci wyrazem hołdu dla
niego i śpiewanej pieśni są tysiące świec palonych w
trakcie wykonywania utworu. Słowa rytmicznej pieśni szybko
zostały utrwalone w pamięci słuchaczy i po niedługim czasie
sama jej melodia stała się czynnikiem integrującym tłum,
który coraz dotkliwiej odczuwał swoją niedolę. Z tą
właśnie pieśnią na ustach tłum rozpoczął
rewolucję: zwalał pomniki, rwał bruk i szukał swoich
wrogów. W oczach zrewoltowanego tłumu największymi przeciwnikami jego
dążeń okazali się ci, którzy nie utożsamiali się
z nikim, zostali sami. Właśnie samotność pozostała
życiowym wyborem śpiewaka, który milcząc wsłuchany w
kroków huk obserwował, jak tworzona przez tłum
rzeczywistość przemieniała się w przeciwieństwo
przesłania jego pieśni. Zamiana czasu przeszłego na
teraźniejszy w ostatniej części narratorskiej relacji 24
w zasadniczy sposób zmienia sytuację odbioru historia, która
wydarzyła się gdzieś i kiedyś przemienia się w relację
z wydarzeń, których scena usytuowana jest tu i teraz. Informacja
stematyzowana i informacja implikowana na poziomie narracji pozostają w
harmonii - podniosły i lakoniczny zarazem styl wypowiedzi narratora
nakierowany jest na przezroczystość przekazu. Nadawca koncentruje
się na precyzyjnym zrelacjonowaniu swej opowieści zasłyszanej
w sposób wolny od jakiegokolwiek komentarza. Trudno byłoby wskazać na
jakiekolwiek wymagania, jakie stawiałby swoim odbiorcom. Te wymagania,
dodajmy wymagania bardzo wysokie, pojawiają się na poziomie
komunikacyjnym: podmiot utworu i jego adresat. Przekaz artystyczny
zatytułowany Mury zakłada u swoich słuchaczy i czytelników
(właśnie
w takiej kolejności i hierarchii zarazem) umiejętność
odbioru i interpretowania zjawisk społecznych, w tym oczywiście
artystycznych, w sposób wolny od ideologicznego fanatyzmu i publicystycznej
tendencji. Swoistą formą sideł, zastawionych na
niespełniającego tych kryteriów odbiorcę okazuje się w tej
sytuacji tyrtejski refren utworu, pozostający całkowicie w kręgu
przesłania, jakie niesie pieśń katalońskiego mistrza.
Można zaryzykować twierdzenie, że fabuła artystycznego
komunikatu Llacha LEstaca kończy się tam, gdzie zaczyna się
właściwa historia opowiedziana w Murach świat przedstawiony
tego rzekomo sparafrazowanego utworu tkwi w bardzo dalekiej
przeszłości
i w równie odległej mitycznej przyszłości, podczas gdy podmiot
piosenki polskiego barda cały swój wysiłek koncentruje na
zrelacjonowaniu teraźniejszości w sposób pozbawiony wartościujących
przymiotników. LEstaca to pieśń o irracjonalnej nadziei i o wierze
w lepsze jutro, Mury - to pieśń o samotności artysty.
Utworem, który łączy w sobie cechy wyszczególnione w trakcie analizy relacji nadawczo-odbiorczych piosenek Nie lubię i Mury jest Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego z roku 1980 szczytowe, zdaniem piszącego te słowa, dokonanie artystyczne Jacka Kaczmarskiego w pierwszym okresie twórczości. Jego interpretacja to jednak temat na oddzielny, obszerny tekst; w tym miejscu można jedynie zasygnalizować, że ów artystyczny komunikat łączy w sobie cechy manifestu programowego młodego twórcy, dytyrambu (również w znaczeniu, które sygnalizuje obecność form dramatycznych) ku czci zmarłego rosyjskiego pieśniarza, z opowieścią o samotności artysty. Barokowa wręcz polifoniczność Epitafium realizuje się zarówno w kodzie muzycznym, jak i w kodzie słownym.
Do opowieści zasłyszanych należą
także interpretacje obrazów znanych twórców. Program Muzeum, w
skład którego wchodzą wyłącznie (poza Szturmem) utwory
o takim rodowodzie, zawiera piosenki napisane w latach 1980-1981, w tym
również Czerwony autobus (wg obrazu B. W. Linkego) - podobno ostatnie
dzieło Kaczmarskiego utworzone i wykonane przed wprowadzeniem w Polsce
stanu wojennego. Jak lapidarnie
i celnie określił Krzysztof Gajda, w tym programie: artysta
zapragnął wyśpiewać swoją wizję historii Polski
ostatnich 200 lat.25 Słowami Jacka Kaczmarskiego oraz
muzyką Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa
Łapińskiego przemawiają do odbiorców - i tu rodzi się
problem: kto - mówi? Postacie z
obrazów, czy ich twórcy?
A może i jedni, i drudzy? A może czyni to ktoś inny w ich
imieniu i bez należytej dbałości o dochowanie wierności
pierwowzorom, kierując się zapożyczoną z Tadeusza
Borowskiego sentencją, że żywi mają zawsze rację
przeciwko umarłym?
Jeżeli choć cząstka prawdy tkwi w konstatacji, że począwszy od pewnego poziomu dyskursu - nie ma złych odpowiedzi, są tylko nieprecyzyjnie sformułowane pytania, to okaże się, że jest to problem pozorny.
Wchodzące w skład Muzeum utwory opatrzone
są w podtytuły :wg obrazu
i tu podane są inicjały imion i nazwiska malarzy (Matejko, Norblin,
Gierymski, Michałowski, Malczewski, Krawczyk, Witkacy i Linke). Intruzem
z innego kręgu semiotycznych odniesień pozostaje w tym towarzystwie
piosenka Osły i ludzie (wg obrazu F. Goi). Ponieważ brakuje
wskazania na tytuł konkretnego obrazu danego autora, mamy do czynienia z
sytuacją odbiorczą omówioną powyżej komplementarna interpretacja
poszczególnych piosenek nie jest możliwa bez wiedzy o życiu i
twórczości danego malarza oraz bez znajomości kontekstów
estetycznych, historycznych
i socjologicznych, w jakie wchodziła i nadal wchodzi ta
twórczość. Fakt, że sam Kaczmarski dopiero w późniejszym
okresie swojej twórczości w pełni wykorzystał (a być
może uświadomił sobie) wynikające z takich
założeń możliwości, nie ma tu większego
znaczenia.
Akcją fabuły tekstu piosenki Jacka
Kaczmarskiego pod tytułem Czerwony autobus (wg obrazu B. W. Linkego) od początku do
końca rządzi czas teraźniejszy. Wydarzenia rozgrywają
się we wnętrzu Czerwonego Autobusu, który kierowany przez
bezgłową kukłę Generalissimusa jedzie przez wertepy,
chaszcze, błota, określone przez zbiorowego narratora mianem
polskiej dziczy. O przestrzeni na zewnątrz wiadomo jeszcze, że z
tyłu nie ma nic żałoba i sromota, zaś z przodu otoczony
niebieską mgłą Cel, do którego pragnie lub musi dotrzeć
każdy z nas: bohaterowie, narratorzy
i odbiorca ich komunikatu. Narratorzy są pasażerami tego pojazdu, ale
nie utożsamiają się
z resztą znajdujących się w nim postaci, które opisują z
wyraźnym poczuciem wyższości. Jedyną więzią
łączącą narratorów z pozostałymi postaciami
fabuły jest wspólnota losu oni również znajdują się w tej
samej czasoprzestrzeni. Równorzędnym partnerem dla narratorów pozostaje
odbiorca również pasażer, do którego kierują swoje uwagi
i zalecenia w rodzaju: Patrz w tył, Więc na co jeszcze czekasz? W
mordę daj!, Jedźmy stąd. Nie można również
wykluczyć sytuacji, że owe uwagi, zalecenia oraz charakterystyki
siedzących w Czerwonym Autobusie postaci są elementami dialogu
prowadzonego pomiędzy narratorami. W tej sytuacji mielibyśmy do
czynienia
z wymiennością ról: nadawca-odbiorca. Kiedy z okna Czerwonego
autobusu ukazuje się widok Polski w tęczy, narratorzy dają
sygnał sobie i odbiorcy (bądź tylko sobie) do odjazdu:
Jedźmy stąd! Skąd ? należy przypuszczać, że z
wnętrza pojazdu. Dokąd? to również tylko przypuszczenie,
że dokądkolwiek.
Kim są
narratorzy tekstu piosenki Jacka Kaczmarskiego pod tytułem Czerwony
autobus (wg obrazu B. W. Linkego)? Poza tym, że pełnią
oczywiście funkcję podmiotu lirycznego? Jedyną uprawnioną
odpowiedzią na to pytanie, pozostaje określenie, kim nie są. Nie
są więc: Żydami, mieszkańcami wsi, Generalissimusem,
robotnikami, księżmi, kosynierami, kimś kto się modli
klnąc kto bluźni ale wierzy, robotniczymi przywódcami, starym,
obleśnym dziadem, prawiczką, ani rzędem małych upiorów,
których zadaniem jest zatruwanie pasażerów Czerwonego Autobusu swoim jadem
i dręczenie ich. Cóż jeszcze można powiedzieć o narratorach
na podstawie tekstu piosenki? Użycie przez nich
w stosunku do przywódcy robotników określenia herszt (o którego sile
wypowiadają się z uznaniem: Nie ruszy go lawina! Mocny jest!) uprawniałoby do stwierdzenia,
że ci, którzy go obwołali swoim przywódcą są w oczach
podmiotu lirycznego bandą albo szajką.26
Posłużenie się w poprzednim zdaniu trybem przypuszczającym uwalnia mnie od katorgi kontynuowania tego, opartego na fałszywych przesłankach, wywodu. Bo przecież już udzielenie głosu, w postaci mowy pozornie zależnej, babie z koszem jaj: Wie o tym cały kraj Że Żydzi to bezpieka! uprawnia do postawienia w stan podejrzenia wszystkich, poza ostatnią (Jedźmy stąd!) wypowiedzi podmiotu lirycznego w tekście. Choć są niejednorodne, łączy je najważniejsze - wszystkie opatrzone są cudzysłowem! Stanowią klasyczny przykład tego, co Aleksandra Okopień-Sławińska określa mianem mimetyzmu komunikacyjnego. Ale to dopiero informacja implikowana na poziomie podmiotu utworu odsłania ową tajemnicę.
Kim więc ostatecznie okazuje się podmiot utworu nadawca artystycznego komunikatu pod nazwą Czerwony autobus (wg obrazu B. W. Linkego)? To diagnosta - socjolog, który po analizie wszystkich danych zebranych we wnętrzu Czerwonego Autobusu wyciąga tylko jeden wniosek i kieruje go do swojego odbiorcy kogoś, kto podobnie jak on odbiera świat przedstawiony utworu: Jedźmy stąd!
b. młodość górną i durną .
Jeżeli
w tekstach utworów Włodzimierza Wysockiego informacja stematyzowana na
poziomie bohatera lub narratora (w tym drugim wypadku wyłącznie w
sytuacji, gdy narrator jest elementem świata przedstawionego utworu)
przynosi na poziomie podmiotu utworu niemal wyłącznie informację
implikowaną o zewnątrztekstowym nadawcy, to
w tekstach poezji śpiewanej Bułata Okudżawy, a przede wszystkim
Aleksandra Galicza,
w centrum uwagi podmiotu utworu pozostaje bohater lub narrator.
Dzieje się tak dlatego, że ci dwaj ostatni bardowie w trakcie realizacji swych artystycznych zamierzeń starali się być także d o k u m e n t a l i s t a m i. Bycie dokumentalistą, czy chociażby kimś kto daje świadectwo, wymaga innego rozłożenia akcentów swojego komunikatu, niż sytuacja, gdy się jest po prostu artystą. O istocie tego zagadnienia wspominam w poprzednim rozdziale, w akapicie poświęconym omówieniu sylwetki twórczej Aleksandra Galicza. Przy omawianiu twórczości Jacka Kaczmarskiego należałoby zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tego problemu:
Twórczość
Dosseny nie mieści się w jednej epoce, obejmuje okres, którego
początek ożywiał duch świata antycznego, a u schyłku
czuło się powiew renesansu. Nie chodziło tu o naśladowanie
oryginałów w zasięgu kilku dziesiątków lat, lecz o
twórczość
w duchu stylów i kręgów artystycznych odległych od siebie o
półtora tysiąca lat. Pierwsze nie przysporzyłoby zdolnemu
kopiście większych trudności; drugie świadczy o prawdziwej
wielkości artysty, który do tego stopnia potrafi wczuć się w oryginalne,
a tak różnorodne dzieła.
Naśladowanie różnych stylów powierzchowny obserwator uznać może za problem wyłącznie techniczny, historyk sztuki zna jednak dobrze nie przezwyciężone trudności, jakie powstają wtedy, gdy trzeba ująć w harmonijną całość sprzeczności formy i wyrazu. Między antyczną rzeźbą, która przedstawiała człowieka w spoczynku, a rzeźbą późnego średniowiecza, wyrażającą w plastyce żywy ruch, istnieje tak wielka różnica, jak różne są duchem i mentalnością obie odległe o tysiąc lat kultury, które je wydały.
Powstała cała literatura o Dossenie i jego twórczości. Ci sami historycy sztuki, którzy poprzednio niejedną z jego rzeźb ocenili jako arcydzieło, zdegradowali je teraz do rzędu bezwartościowych falsyfikatów. Zrobiliby mądrzej, przyjmując je za dzieła wywodzące się co prawda z obcego ducha, ale jednak twórcze.27
Przytoczony powyżej fragment książki niemieckiego autora dotyczy skandalu, jaki na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych minionego stulecia wstrząsnął rynkami antykwarycznymi Europy, kiedy to okazało się, ze szereg nieskatalogowanych, cudownie odkrytych w latach dwudziestych rzeźb z okresu od schyłku starożytności aż po renesans, powstało w istocie między rokiem 1918 a 1928 w pracowni skromnego kamieniarza znad Tybru. Opisana w cytowanej książce reakcja naukowych autorytetów do złudzenia przypomina wyrok wydany na Galicza przez przewodniczącego Związku Pisarzy ZSRR Arbuzowa, że ów jest kłamcą, bo opisuje realia i doznania, jakich sam nigdy nie zaznał.
Wniosek, jaki nasuwa się po lekturze rozprawy doktorskiej Krzysztofa Gajdy, choć niezwerbalizowany przez autora, brzmi:
Teksty piosenek Jacka Kaczmarskiego składają się na niemal podręcznikową ilustrację zagadnień z zakresu poetyki historycznej i opisowej, dotyczących nie tylko poszczególnych epok czy okresów literackich, ale i konkretnych twórców.
Wydaje
się, że niezauważanie przez autorów większości
dotychczasowych opracowań dziejów polskiej literatury lat ostatnich
twórczości Jacka Kaczmarskiego,
a także zasygnalizowane chociażby w wielokrotnie tu cytowanej
rozprawie doktorskiej poznańskiego badacza kłopoty z
klasyfikacją: czy w omawianym wypadku godzi się mówić o
zjawisku autonomicznym i wykraczającym poza granice kultury masowej,
są powielaniem metodologicznego błędu, który legł u podstaw
oceny rzeźb Dosseny, genialnego rzeźbiarza, zmarłego w 1937 roku
w rzymskim przytułku dla ubogich.
Wydaje
się, że ewolucja opowieści zasłyszanych Jacka Kaczmarskiego
wiodła
od egocentrycznej propozycji Wysockiego do filologicznego encyklopedyzmu
Okudżawy i Galicza.
Już napisany w 1978 roku utwór Świadkowie,
oparty na schemacie popularnej
w owym czasie audycji telewizyjnej pod tym samym tytułem, sygnalizuje
kierunek artystycznych poszukiwań autora. W tej piosence głos zostaje
oddany mówiącym bohaterom: matce szukającej syna, człowiekowi
okradającemu w czasie okupacji skrzynki pocztowe, zostają też
przytoczone dwa listy więźniów enkawudowskich obozów, które
informują mimochodem o losach poszukiwanego człowieka oraz trzeci,
pisany w języku rosyjskim przez młodego lejtnanta radzieckiego
oddziału zwalczającego polskich bandytów, a którego treść
nie pozostawia żadnych złudzeń co do losów poszukiwanego.
Informacja implikowana na poziomie wypowiadających się postaci jest
dość bogata
i zawiera w sobie językową charakterystykę bohaterów. Piosenka
Kaczmarskiego powiela jednak tę cechę telewizyjnego pierwowzoru z
okresu socjalizmu, która sprawiała, że był on niewiarygodny w
oczach odbiorców: świadkowie byli starannie dobrani, a jedynie
słuszny komentarz i puenta należały w całości do
gospodarza programu. Cóż, posłużenie się przez Andrzeja
Wajdę socrealistycznym schematem fabularnym w filmie Człowiek
z żelaza nie przeszkodziło jurorom Festiwalu Filmowego w Cannes
przyznać temu dziełu główną nagrodę w roku 1981.
Do pełnego podporządkowania się artystycznej propozycji autora Kadiszu musiało, od napisania Świadków, upłynąć jeszcze prawie dziesięć lat. Sformułowania podporządkowania się użyłem tu nieprzypadkowo, bo zastosowanie metody twórczej tego encyklopedysty sowieckiej rzeczywistości wymagało obok - rzecz jasna artystycznej dojrzałości, także - i to przede wszystkim umiejętności pokory i olbrzymiego szacunku wobec podejmowanego tematu oraz równie wielkiego dystansu wobec samego siebie.
Obszarem, w którym posługiwanie się cudzą wypowiedzią należy do podstawowego kanonu środków artystycznego wyrazu jest kabaret. W tekstach skeczów i piosenek kabaretowych (również polskich: od Boya-Żeleńskiego poprzez Mariana Hemara aż po Wojciecha Młynarskiego) informacja implikowana zawarta w przytoczonej przez narratora wypowiedzi któregoś z bohaterów służy nie tylko uwypukleniu, w parodystyczny zazwyczaj sposób, pewnych jednostkowych cech języka i mentalności, ale pozostaje również źródłem (niekiedy jedynym) wiedzy o samym narratorze i o innych postaciach. Cechą wielu kabaretowych utworów jest ich publicystyczny charakter teksty nie tylko odnoszą się do konkretnych wydarzeń z życia kulturalnego, społecznego czy politycznego, ale posługują się przy tym aluzją lub szyfrem zrozumiałymi przez ograniczoną grupę odbiorców, związaną ze sobą towarzysko lub środowiskowo. Stosunkowo łatwa do odczytania tendencja polityczna lub obyczajowa takich artystycznych komunikatów to czytelny i jednoznaczny sygnał pozwalający na identyfikację owych odbiorców. Do tak rozumianej kabaretowej tradycji nawiązuje wiele utworów Jacka Kaczmarskiego. Warto przyjrzeć się relacjom osobowym w dwóch chociażby takich utworach: Artyści oraz Świadectwo (obydwa z programu Zbroja):
Jaja w kraju nie wyjęte - |
|
Zaszczytami zaszczuci, obarczeni sławą |
Solidarność dała ciała, |
Nie poznaliśmy strachu o skórę, |
Spawacz gra w bambuko z Glempem, |
Na paryskich parkietach salonowy gawot |
Partia trzyma się na pałach. |
Jeszcze jedną ma dla nas figurę. |
W dzień handelek, czym podleci, |
Niewidoczny fortepian gra z taktem Szopena |
Za to w nocy ostra bania - |
A narody współczują do wtóru |
Pieniądz tańszy już od śmierci, |
Ustawiając na biurku w requiemach i trenach |
Milion poszedł bez gadania. |
Statuetki Człowieka z Marmuru. |
ZOMO tanio się sprzedaje, |
Taniec śmierci ominął i tak nieśmiertelnych |
Buce tępe i uczynne, |
Znów dla naszej wiruje korzyści, |
Za dwa Króle, czyli Cwaję |
Dobry Anioł Stróż Paszport cel spełnił naczelny: |
Sami wiozą na melinę. |
Ocaleliśmy przecież Artyści. |
Starczy z okna się wychylić, |
Nam i skrzydeł u ramion na cle nie podcięto |
Krzyknąć: pokot ma pragnienie! |
Nie wybito nam zębów ze szczęki, |
A już dwaj pod drzwiami byli |
Bylebyśmy się wznieśli ponad ludzkie lamenty, |
Z odpowiednim obciążeniem! |
Poza bezmiar człowieczej udręki. | |
Koleżanki wychowane |
|
Więc rozważnie odważni, z grymasem cierpienia |
Nie certolą się na marne |
W pełen znaczeń zbroimy się spokój. |
Dają chętnie i na zmianę |
A jak brzmią w naszych ustach wymowne milczenia, |
Wszystkie bardzo solidarne! |
A jak lśnią nam niechciane łzy w oku! | |
Wszak spełniły się nasze proroctwa i wróżby! |
Zdjęcia w dupie przemyciłem |
Patrzcie! Żywi a już między mity! |
Patrz: tu dym, tu gaz, tu glina. |
Z wynajętych cokołów, w gwarze głupim i próżnym |
Zginął potem ten, co tyłem, |
Już nie słychać milczenia zabitych. |
Dostał w brzuch ten, co się zgina. |
A tu całkiem kadr, jak z Wajdy: |
|
Oni nam bili brawo żywymi rękoma, |
Człowiek, sztandar, dymu chmury. |
Chociaż cień im osiadał na głowach. |
Bracie, ale były rajdy! |
Ale ręce umarły na łańcuchach i łomach, |
Potem pojechałem w góry. |
Więc my, tu, teraz o nich ni słowa. | |
Wiele słów się po prostu nie mieści we frazach! |
Luźno w knajpach i na trasach |
Adam, druty, tortury, obozy, |
I w Kasprowym znów kultura. |
Przesłuchania, rewizje, tłumy w ogniu i gazach |
Choć raz w życiu wczasy - klasa |
Nazbyt bliskie męczeńskiej są pozy. |
Jak nie w Polsce, jak nie w górach! |
Paszport? Paszport mam wojenny, |
|
Może być, że niedługo, po śmierci za chwilę, |
Własność Pana Generała. |
Kiedy tam znowu zmieni się władza, |
Nawet ci nie podam ceny, |
Do wolnego już kraju, (za ile? na ile?) |
Przyjm, że się mnie WRONA bała. |
Naszych zwłok nikt nie będzie sprowadzał. | |
Nawet to nas nie wzrusza, myśmy dawno wybrali, |
Tam nie wracaj, grunt spalony, |
Sen o wierzbie płaczącej sczezł. |
Nie ma życia, stan krytyczny. |
W testamentach, przy winie, krewni będą czytali: |
Słuchaj, czy na paszport WRONY |
Chciałbym spocząć na Pére Lachaise |
Dadzą azyl polityczny? |
O
zjadliwości i o obrazoburstwie Artystów pełne pojęcie
przynosi dopiero informacja implikowana z poziomu podmiotu utworu, a także
z poziomu zewnątrztekstowego układu ról. Bo przecież wbrew
sygnałom zawartym na niższych poziomach relacji osobowych tego
komunikatu wcale nie mamy tu do czynienia
z narratorem zbiorowym. To wypowiadający się o sobie samym w
nominativus majestativus twórca Człowieka z Marmuru.28
Dokonany przez autora piosenki intersemiotyczny przekład
charakterystycznych dla Wajdy chwytów filmowych na równie patetyczny,
rozrzutny wręcz w swych odwołaniach do tradycji język
literackiej wypowiedzi, służy obnażeniu hipokryzji, obłudy
i płynącego z przekonania o własnej wyjątkowości i
wielkości, dorównującej co najmniej statusowi mitologicznych herosów
przypisywania sobie prawa do nierespektowania obowiązującej
zwykłych śmiertelników zasady kantowskiego imperatywu kategorycznego,
czy chociażby ludzkiego odruchu sprzeciwu wobec czyjejś krzywdy.
Podmiotem lirycznym drugiego utworu jest konspirator zdający po wyjeździe relację swojemu słuchaczowi emigrantowi ze stosunków, jakie panują w kraju. Jest to świadectwo zarówno na poziomie informacji stematyzowanej, jak i implikowanej. Realia WRONiej rzeczywistości opisywane są w języku będącym połączeniem kolokwializmów z konspiratorskim slangiem. Nadawca człowiek wykształcony i inteligentny (czym zdradza się mówiąc: A tu całkiem kadr, jak z Wajdy) gra przed swoim interlokutorem rolę, która w spektaklu pod tytułem Początki stanu wojennego w Polsce dawała mu materialne korzyści, płynącą ze względnego poczucia bezpieczeństwa pewność siebie oraz swobodę w dokonywaniu wyborów. Zawarty w stylistyce i w słownictwie tego emploi sposób myślenia zezwalał na uproszczone widzenie rzeczywistości i wynikający stąd brak rozterek. O tym, że w kraju, w którym zdaje rozmówcy relację ze swoich dokonań rozgrywa się zupełnie inne przedstawienie zaświadcza kończące utwór, pełne bezradności pytanie: Słuchaj, czy na paszport WRONY / Dadzą azyl polityczny?
Podstawową figurą retoryczną zastosowaną w obydwu tekstach jest hiperbola, przy czym intensywność relacji narratora Świadectwa zostaje dodatkowo wzmocniona kończącą jego wypowiedź, przytoczoną powyżej litotą.
Podobny charakter posiada wiele piosenek z programu
Zbroja, na przykład List do redakcji Prawdy z 13 grudnia 1981 roku,
Marsz intelektualistów, czy Raport
o stanie samobójstw.
Niezwykle
ważnym dla badacza twórczości Kaczmarskiego utworem jest
Konfesjonał (program Kosmopolak). Pozwala on na określenie
kierunku etycznych
i artystycznych poszukiwań przez artystę odpowiedniej formuły
instancji nadawczej. Opowieścią zasłyszaną jest w tym
konkretnym przypadku sama formuła spowiedzi świętej
obowiązująca w kościele katolickim, w jaką został
ujęty tekst tego komunikatu:
Konfesjonał
Staszkowi Załuskiemu
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Formuły tej nauczył mnie przyjaciel.
Myślałem o spowiedzi w formie listu,
Lecz słowa napisane brzmią inaczej.
Nie zmusza mnie do tego próżność, trwoga,
Ciekawość, nawyk, nastrój tej świątyni.
Nie wierząc w Boga obraziłem Boga
Grzechami następującymi:
Za prawo me uznałem to, że żyję.
Za własną potem wziąłem to zasługę
I co nie moje miałem za niczyje,
Więc brałem, nigdy się nie licząc z długiem.
Uznałem, że mam prawo sądzić ludzi
Dlatego tylko, ze mam tę możliwość.
Poznawszy sposób jak sumienia budzić
Zbierałem obudzonych sumień żniwo.
Bogactwo zła, którego byłem świadom
Było mi w życiu tylko za ostrogę.
Cierpieniem cudzym żyłem i zagładą.
Gdy cierpieć, ani ginąć sam nie mogłem.
Stworzyłem świat na podobieństwo Świata
Uznawszy, że na wszystko mam odpowiedź,
Lecz nie wyjąłem misy z rąk Piłata
I nie uniknął swojej męki człowiek.
Wierzyłem szczerze w wieczne prawo baśni,
Co każe sobie istnieć dla morału,
Że życie ludzkie samo się wyjaśni
I wola ma jedynie służyć ciału.
Więc nazywałem szczęściem nieodmiennie
To, co zadowoleniem było - z siebie.
I nawet teraz bardzo mi przyjemnie,
Że tak we własnych wątpliwościach grzebię.
Bo widzę, ze ta spowiedź to piosenka
Dla siebie ją samego wykonuję
To też grzech więcej grzechów nie pamiętam,
Ale tego jednego nie żałuję!
7.4.1985
Poza dyskusją pozostaje fakt, że ta piosenka zawiera
odwołania do biografii
i twórczości samego autora. Nie jest to nic nowego podobne sygnały
obecne są już
w utworach barda z lat siedemdziesiątych, jak w dedykowanym
Piosenkariatowi Pokoleniu z roku 1977 oraz w o rok późniejszej Misji
z programu Krzyk, czy
w Balladzie autotematycznej (1978). W przekonaniu piszącego te
słowa problematyka autotematyzmu w twórczości Jacka Kaczmarskiego to
temat na oddzielną rozprawę, natomiast realizacja celu wyznaczonego
przez tytuł niniejszego tekstu nie jest możliwa bez określenia
funkcji, jaką w twórczości
pełnią autobiografizm i biografizm.
Analizująca przejawy tych zjawisk w prozie debiutantów
przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych
minionego stulecia (J. Pilch, A. Stasiuk,
O. Tokarczuk) Hanna Gosk, w części teoretycznej swojego artykułu
wspomina
o zasadniczej różnicy pomiędzy sposobem ujmowania
odsyłającej do bytu realnego figury autobiografii, czy biografii
literackiej przed rokiem 1989 i po przekroczeniu tej granicy.
I tak w pierwszym okresie:
Od połowy lat siedemdziesiątych szczególnym zainteresowaniem
twórców cieszyły się takie sposoby autorskiej autoprezentacji w
prozie, w których fikcja literacka splata się z autentykiem. Konstrukcja
bohatera, narratora i nadawcy tekstu proponowała tu czytelnikowi
weryfikację wspólnie przeżywanej przygody z Historią. Grze z
autentykiem biograficznym patronował Dziennik Witolda Gombrowicza (),
a jej ważne realizacje przyniosły Pamiętnik z powstania warszawskiego
(1970) Mirona Białoszewskiego, mówiona książka Aleksandra Wata
Mój wiek (), sylwa Tadeusza Konwickiego Kalendarz i klepsydra (1976),
fabularyzowany zapis fragmentów autobiografii
pt. Miesiące Kazimierza Brandysa, () Właściwa referencjalność
tekstu wykorzystującego materiał autobiografii odnosi się nie do
poziomu wypowiedzi, lecz do poziomu wypowiadania, na którym
identyczność autora, narratora i bohatera jest sygnalizowana tak, by
mógł ją uchwycić czytelnik. Historycznie rzecz biorąc,
już samo wprowadzenie autobiografii postaci literackiej o cechach
narratora i nadawcy tekstu, ujętej w poetyce realistycznej,
uwierzytelniało jej egzystencję. Zachwianie poczucia
tożsamości takiej postaci w sytuacji presji wywieranej przez
Historię i związane z nią procesy ideowo-polityczne oraz
społeczno-obyczajowe sprawiało, że wzrosło zapotrzebowanie
na wzmocnienie wiarygodności przekazu. Z jednej strony doprowadziło
to do jego subiektywizacji, z drugiej do wyraźnego wskazania na autentyk
życiowy jako rzeczywisty układ odniesienia relacji autorskiej.29
Wspomniana przez autorkę druga strona to już zasygnalizowanie sytuacji po roku 1989:
Tu kryterium autentyczności ogniskowało się wokół
gestu autoreferencjalnego jako centralnego i determinującego referencjalność
wydarzenia. Mniej ważna wydawała się prawdziwość
faktów, a na znaczeniu zyskiwał poziom dyskursu, to, jak mówiący
objawiał się w sytuacji mówienia o sobie. Można by zaryzykować
twierdzenie, że taka postać mówiąca o własnych przypadkach
życiowych stawała się bardziej strukturą
lingwistyczną, a jej odniesienie do rzeczywistości nabierało
cech wtórnego efektu retorycznego. Właśnie swoiste uwypuklenie
poziomu wypowiadania, okazało się drugą po zmianie stosunku do
Historii polegającej na umniejszeniu jej znaczenia jako istotnej
determinanty losu jednostki cechą różniącą wykorzystanie
materiału autobiograficznego w prozie polskiej przed i po roku 1989. ()
Już przed rokiem 1989 dochodziło w prozie polskiej do osłabienia
podmiotowości, By ją wzmocnić, zwracano się nie tylko ku
biograficznemu autentykowi, lecz przede wszystkim ku obszarom
doświadczenia lokalnego, wąsko osobistego,
a w dalszej perspektywie ku dziecięcemu, religijnemu lub mitycznemu, w
każdym razie pre-instytucjonalnemu doznawaniu świata, jak się
wydawało, nie skażonemu fikcją rozumianą w latach
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych jako zafałszowanie. Podobny
zwrot, tyle że znacznie zintensyfikowany i przeniknięty świadomością
istnienia reguł gry literackiej, wagi konwencji, mediacyjnych funkcji
języka, notuje proza polska wychodząca spod piór autorów
debiutujących na przełomie lat osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych. Jest to jedna z najjaskrawszych zmian
spowodowanych zmniejszeniem znaczenia czy, jak chce Fukuyama, końcem historii.
Pisarze owi, obowiązujący dotąd w przekazach o tle
autobiograficznym, historyczny układ odniesienia, zamieniali
najczęściej na układ pre-instytucjonalny, uniwersalizujący
sensy wypowiedzi.30
Wydaje się, że spostrzeżenia Hanny Gosk znajdują
swoje potwierdzenie również
w twórczości Jacka Kaczmarskiego, aczkolwiek z pewnymi zastrzeżeniami
i uzupełnieniami. Po pierwsze w piosenkach polskiego barda zabiegiem
uwiarygodniającym przekaz stają się nie tylko odwołania do
biografii własnej, ale również do biografii oraz do struktury
artystycznych wypowiedzi innych postaci, niekoniecznie żyjących
współcześnie (Wysocki, Brel, Dylan, Okudżawa, Gombrowicz,
Jasieński, Norwid, Swift, Kochanowski, a nawet Marcin Luter), oraz do
powszechnie uznanych dzieł sztuki, głównie obrazów. Po drugie tak
często obecne (we wszystkich okresach twórczości Kaczmarskiego)
odwołania do owego pre-instytucjonalnego doznawania świata (do
obszarów tych doświadczeń wymienionych przez H. Gosk dodałbym
także filozofię
i sztukę) nawet w utworach tworzonych po roku 1995 nie zawierają w
sobie zwątpienia
w rolę i znaczenie Historii w życiu jednostki, ale co najwyżej
konstatację, że zadaniem sztuki i powołaniem artysty jest
przeciwstawianie się wszelkim ograniczeniom
i determinantom, jakie niosą: Biologia, Historia i Polityka. Po trzecie
wreszcie zasygnalizowaną przez warszawską badaczkę jako
podstawowy wyznacznik prozy debiutantów przełomu lat osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych świadomość istnienia
reguł gry literackiej, wagi konwencji i mediacyjnych funkcji języka,
można odnaleźć już w utworach Kaczmarskiego z lat
siedemdziesiątych, co dość wyczerpująco udokumentował
w swojej rozprawie Krzysztof Gajda.
Powracając do
Konfesjonału zamierzona przez autora identyczność podmiotu,
podmiotu lirycznego i bohatera wynika nie tylko z formuły wypowiedzi (bo
przecież spowiedź można włożyć w usta dowolnej
postaci literackiej), ale jest dla odbiorcy sygnałem o wadze, jaką
nadawca przywiązuje do swojego komunikatu. Ta, będąca
rozliczeniem z własną dotychczasową twórczością
piosenka, to zarazem tekst programowy. Wyliczanie i nazywanie po imieniu
własnych artystycznych grzechów, czyli tego, co zabronione, zawiera w
sobie przecież informacje o powinnościach artysty. Piosenka przynosi
na poziomie informacji implikowanej niezwykle istotne spostrzeżenie,
że można nie wierząc w Boga obrazić Boga (pisanego
dużą literą), które potwierdza cytowaną już przeze
mnie dwukrotnie znajomość reguł gry literackiej,
świadomość wagi konwencji
i mediacyjnych funkcji języka przez nadawcę utworu. W
sformułowaniu: Bo widzę, że ta spowiedź to piosenka,
mieści się odpowiedź na pytanie o sposób traktowania przez barda
własnej biografii jako tworzywa literackiego.
Program Kosmopolak zawiera utwory powstałe w latach 1983-1987. Konfesjonał, choć zamieszczony jako ostatni, został napisany jako pierwszy. Można zaryzykować twierdzenie, że większość tworzących tę całość tekstów stanowi próbę wyciągnięcia wniosków z omówionej powyżej, niezwykle gorliwej i szczerej artystycznej spowiedzi:
Opowieść pewnego emigranta Barykada (Śmierć Baczyńskiego)
Ja widzisz, przed wojną byłem komunista, Planetę ognia opływamy
Nic nie widzący, niewidoczni -
Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd, Przejrzyste cienie dni.
A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt. W popiołu plusz się zapadamy,
W który zmieniły się pokłady,
Może stąd dla świata tyle z nas pożytku, Niebo się coraz wyżej złoci,
Że bankierom i skrzypkom nie mówią ty żydku! Okręt nabiera krwi.
Ja bankierem nie byłem, ani wirtuozem, Unoszą nas ceglane fale -
Wojnę w Rosji przeżyłem, oswoiłem się z mrozem Piętnastoletnich kapitanów
W spełnienie marzeń o podróżach
I na własnych nogach przekroczyłem Bug W nietknięty stopą świat.
Razem z Armią Czerwoną jako Politruk. I byle prędzej, byle dalej,
Wczepieni w burty potrzaskane
Ja byłem jak Mojżesz, niosłem Prawa Nowe, Nim ciało całkiem się zanurzy
Na których się miało oprzeć Odbudowę. W ciszę bezdenną lat.
A potem mnie lojalnego komunistę Map popalonych czarne ptaki
Przekwalifikowali na manikiurzystę. Krążą dokoła gniazd bocianich,
Z których nikt nie zawoła ziemia!
Ja kocham Mozarta - Bóg to dla mnie Bach, By zerwać nas ze snu.
A tam, gdzie pracowałem tylko krew i strach. Inne dziś nas prowadzą znaki,
My już dla świata niewidzialni -
Spałem dobrze przez ścianę słysząc ludzkie krzyki I jeden tylko zbudzi hejnał
A usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki. Żelazne kule głów.
W następstwie Października tak zwanych wydarzeń Tubylec się perłami poci
Już nie byłem w Urzędzie, byłem dziennikarzem. Tam, gdzie zielona i głęboka
Rzeka wśród palm leniwie gada,
Ja znałem języki, nie mnie uczyć jak Że nadpływamy: my:
Pisać wprost, to, co łatwiej można pisać wspak Niosący w darze huk i pocisk,
Śmierć niezawodną w mgnieniu oka
Wtedy myśl się zrodziła niechcący być może, Z którego cała nam wypadła
Żem się z krajem tym związał jak mogłem najgorzej. Planeta grudka krwi.
Za tę hańbę zasługi Warszawa czy Kraków 23.8.1987
Gomułka nam powiedział Polska dla Polaków.
Tradycja
Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz
Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz. Spójrzcie na królów naszych poczet -
Kapłanów durnej tolerancji.
I szli profesorowie, uczeni, pisarze, Twarze, jak katalogi zboczeń
Pracownicy Urzędu, szli i dziennikarze. Niesionych z Niemiec, Włoch i Francji!
W obłokach rozbujałe dusze,
W Tel-Awiwie właśnie, zza rogu, z rozpędu Ciała lubieżne i ułomne,
Wpadłem na byłego kolegę z Urzędu, Fikcyjne pakty i sojusze,
Zmarnotrawione sny koronne -
I pod Ścianę Płaczu iść mi było wstyd - Nie czyja wina lecz ich wina:
Czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd? Sojusz Hitlera i Stalina!
Nie umiałem jak on, chwały czerpać teraz, Spójrzcie na podgolone łby,
Z tego, że się z bankruta robi bohatera. Na oczy zalepione miodem,
Wypukłe usta żądne krwi,
Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów. Na brzuchy obnoszone przodem,
Mówią czym jest komunizm ucz Amerykanów. Na czuby, wąsy, brody, brwi,
Do szabel przyrośnięte pięści -
Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz, To dumnej szlachty pyszne dni
A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz. Naszemu winne są nieszczęściu!
To za ich grzechy myśmy czyści -
A je przecież nie umiem nawet ująć w słowa, Gnębią nas teraz komuniści!
Jak wygląda to, com niszcząc budował.
Sejmy, sejmiki, wnioski, veto!
I tak sam sobie zgotowałem zgubę: I nie oddamy praw o włos!
Meloman nie skrzypek, nie bankier a ubek, Ten tłum idący za lawetą,
Nieświadom, co mu niesie los!
Oficer polityczny, nie russkij gieroj, Nie, to nie nasi antenaci!
Ani Syjonista, ani też i goj! Nie mamy z nimi nic wspólnego!
Nie będą nam ułani braćmi!
Jak ja powiem Jehowie Za mną, Jahwe stań My już nie dzieci Piłsudskiego!
Z tą Polską związanym pępowiną hańb. To ich historia temu winna,
Że nasza będzie całkiem inna:
Zapomnieć wojny i powstania,
Jedynie słuszny szarpać dzwon
Narodowego byle trwania
W zgodzie na namiestniczy tron.
W zamian w tej ziemi nam mogiła,
I przodków śpiew, jak echa kielich,
Że Jeszcze Polska wtedy żyła.
Gdy za nią ginęli!
10.5.1986
Wszystkie trzy utwory są świadectwami
artystycznym zapisem pewnych stanów świadomości, a za ich
pośrednictwem czyichś jednostkowych i zbiorowych losów
składających się na współczesny bardowi socjologiczny i
lingwistyczny pejzaż zatytułowany Polska. We wszystkich trzech
utworach ich podmiot pozostaje w cieniu jego zadaniem jest
wyłącznie r e j e s t r o w a n i e tego, co mają do powiedzenia
bohater
i podmiot liryczny. Nie ma tu już kabaretowej hiperbolizacji, jest za to
wynikające
z doświadczenia przeświadczenie, że historię
Żyda-emigranta można opowiedzieć tylko jego własnym
językiem, że o marzeniach, ideałach i o realiach egzystencji
wymierającego pokolenia współtowarzyszy barykad powstania
warszawskiego, rówieśników
i pogrobowców Krzysztofa Kamila Baczyńskiego prawdę opowiedzieć
należy przy zastosowaniu metaforyki, składni i stylistyki autora
poematu-baśni Szklany ptak, a o tak zwanych nastrojach polskiej ulicy
roku 1986 najtrafniej da się powiedzieć językiem lokalnych i
globalnych demagogów: niespełnionych historiozofów, niespełnionych
polityków i niespełnionych kapłanów.
W pełni zdaję sobie sprawę, że w
traktujących o poezji tekstach literaturoznawczych nie jest przyjęte
przytaczanie całych otworów, ale opatrzona komentarzem gra fragmentów o
wiele większej ilości przykładów. Ryzyko postawienia takiego
zarzutu niniejszej pracy podjąłem jednak świadomie, pragnąc
pozostać wierny podstawowemu zadaniu, jakie przed sobą
postawiłem odpowiedzi na dwa pytania: kim są instancje nadawcze
wewnątrztekstowego poziomu pewnej, subiektywnie wybranej, grupy piosenek
Jacka Kaczmarskiego oraz jaka jest ich artystyczna jakość? W moim
przekonaniu
o wartości literackiego komunikatu decyduje również jego
wewnętrzna spójność oraz wierność przyjętym
regułom i zaakceptowanym ograniczeniom. Moimi wyborami kierowała
chęć pokazania odbiorcy czytelnikowi, który rzadko przecież ma
okazję zetknięcia się z zapisem piosenek polskiego barda, jak
realizacja kategorii wewnątrztekstowego nadawcy funkcjonuje w przestrzeni
poszczególnych całości.
Począwszy od programu Kosmopolak, opowieści zasłyszane będące artystycznym zapisem czyichś stanów świadomości (inaczej artystycznymi rejestracjami pewnych, współczesnych autorowi, struktur lingwistycznych), wchodzą na stałe do repertuaru poetyckich komunikatów Jacka Kaczmarskiego, stanowiąc liczną i znaczącą kategorię utworów składających się na kolejne programy. Ta dokumentalistyczna pasja, połączona z zauważalną fascynacją możliwościami, jakie stwarza posługiwanie się cudzym słowem w piosence, realizowana jest na wiele sposobów:
Modlitwa Karnawał w Victorii
To co się stanie z tym narodem Dziś euforia:
Codziennie modły więc zanoszę do niej Gra mandolina i waltornia,
By ocaliła nas przed głodem Na bal się pcha za falą fala
Już pełna sala
Przed głodem ust, którym zabrakło chleba, Gdzie gala trwa.
Przed głodem serc, w których nie mieszka miłość,
Przed głodem zemsty, której nam nie trzeba, Tłoczą się pary
Przed głodem władzy, co jest tylko siłą. Na kuluary;
Odświętne kiecki, marynary,
Jeśli nas Matka Boska nie obroni Krążą kelnerzy i kelnerki -
To co się stanie z Polakami Każdy se w nerki
Codziennie modły więc zanoszę do niej Kropelkę da.
By obroniła nas przed nami.
Gołda nie woda -
Nami, co toną, tonąc innych topią, Pogody doda.
Co marzą innym odmawiając marzeń Ten się z tym stuknie, piątkę poda,
Co z głową w pętli jeszcze nogą kopią Wre na parkietach i dywanach -
By ślad zostawić na kopniętej twarzy. By trwać do rana -
Wymiana zdań!
Jeśli nas Matka Boska nie obroni
To co się stanie z tym narodem Lech zapowiada
Codziennie modły więc zanoszę do niej Jak zgnoi gada,
By ocaliła nas przed głodem. Co ciągle świnię mu podkłada -
Aż się od słów tych męskiej siły
Pochwała Liczka spłoniły
U miłych pań!
Szybkość naszych przemian, bracie. Waldi Gaduła
Premier prosto z internatu, Smętnie się tuła
Kumple w sejmie i w senacie. Bo wiara mu fasadę skuła -
Wykluwa się z kielichem klecha
W polityce wrze, jak w ulu: - Masz Waldek pecha -
Lechu, rząd, Michnika klika, Pociecha fest!
Dwóch Kaczyńskich, czterech Królów,
Kosy chłop na sztorc zatyka. A Tadzio Piorun
- Człowiek honoru -
Całe szczęście, że kos mało Trzyma się z dala od kiziorów;
I że lud się ciągle dzieli, Tadzio myślówę ma, jak brzytew
Bo już by się tutaj miało I w świecie przy tem
Wojnę pięciu PSL-i. Obytem jest.
Co się ziści, co nie ziści Więc Słodki Olo
Dziś najtęższe głowy radzą. Wysila polot:
Nie dziw się, że komuniści Czy mieszać harę z kokakolą?
Tak się chcieli dzielić władzą. Znaczy czy szukać sztamy z Tadziem,
Czy w starym składzie
Jak to długo potrwa wszystko W napadzie grać?
Nie wie nikt na tym etapie.
Przyjedź szybko, zobacz z bliska, Kudłaty Józek
Może jeszcze się załapiesz! Git ciągnie wózek:
W niejeden zakręt trafił z luzem,
Lament Jak zagra z Lechem w lewe karty
Czymże ja biedna zawiniłam
Że mi się nie chce żyć Ten już przypruty,
W tym kraju, o który walczyłam. Tamten opluty,
Temu się przepalają druty -
Naprawdę mam wszystkiego dość. Ów pyta damę głosem grząskim
Walka o bułkę na śniadanie Czy masz podwiązki?
I wszystkożerna złość - Niewąski bal!
A przecież przeżyłam Powstanie!
A Miecio Żużel
Potem siedziałam na UB, Pieczenie w rurze
Modliłam się, by szlag ich trafił Gasi, jak strażak na dyżurze -
A teraz nawet nie Niewdzięczna jego rola krecia:
Mam sił, żeby dojść do parafii Kto wkurzył Miecia -
Odleciał w dal.
Nie spełnia nam się tutaj nic
Wtedy, gdy się powinno spełnić! Jedni pękają
Czy warto po to tylko żyć, A drudzy grają
Żeby się o tym upewnić Na los stawiają to, co mają -
Liczy się tylko dola własna
Protest I przyszłość jasna -
Stać nas na gest!
Będę go teraz budował. W knajpie Victoria
A nawet gdybym co to da, Trwa euforia -
Nie dam się nabrać na słowa. Oto wykuwa się historia!
Widziałem, jak mój ojciec żył Każdy w niej robi za figurę -
Co całe życie pracował Kto zna kulturę
Aż umarł żyć nie mając sił. Ten górą jest!
Nie było za co pochować.
23.2.1995
Do czynu niech się rwie, kto chce
Syzyfów tutaj nie braknie,
Więc nabierajcie ich, nie mnie Podróże Guliwera. Houyhnhnm (wg. J. Swifta)
Na Polskę naszych pragnień.
Moje pragnienia moja rzecz. Jak wstyd jest żyć wśród pięknych koni
Mówcie mi zostań, mówcie precz, Podstępnym, człekożerczym życiem
A ja i tak wyjeżdżam. Miast doskonałość z nimi gonić -
Po łokcie babrać się w korycie.
Na nogi stanę pracą rąk.
Bez Boga i przypadku, Czuć wyższość ich i dostojeństwo,
A pomoc stamtąd ludziom stąd I wzrok z wybaczającym żalem
Odliczę od podatku. I własnej duszy bezeceństwo
Wychwalać jak katalog zalet.
Bieszczady
Ich ruchy płynne, czyste kształty
Czy cię tam forsa trzyma, czy układy Ja Jahus brudny i włochaty
Przyjedź i mojej zawierz raz metodzie: Potrafię zniszczyć i zbezcześcić.
Ja zawsze gdy jest jakiś ruch w narodzie
Wyjeżdżam w Bieszczady: A co potrafię to uczynię
Bo taka moją jest natura.
Mówią, ze Polska o głodzie i chłodzie Zło w mojej krwi, jad w mojej ślinie
No cóż, na głód i chłód nie znajdziesz rady, A czynem rządzi wstyd i uraz.
Lecz po co tłuszcz ma spływać nam po brodzie
Gdy można żyć o owocach i o wodzie Zresztą niwecząc to, co żywe
Jadąc w Bieszczady. I rozkoszując się niszczeniem
Wszak człowieczeństwo swe odkrywam
Tam niespodzianki cię czekają co dzień I budzi we mnie się sumienie.
Gdy w połoniny wyruszasz na zwiady,
A potem patrzysz o słońca zachodzie Płaczę nad tym, co doskonałe
Siadłszy na drzewa przewalonej kłodzie I nienawidzę w sobie złego -
Jak żyją Bieszczady. Więc tęsknię znów za ideałem
Dążąc do unicestwionego.
Przyjeżdżaj zaraz, jeśliś jest na chodzie.
Rzuć politykę, panny i ballady. Co widział, myślał tom opisał
Tutaj jesienią jak w rajskim ogrodzie I bluźnią bliźni, żem ich zbrudził,
Oprócz istnienia nic cię nie obchodzi. Mówią zgorzkniały egoista
Przyjeżdżaj w Bieszczady. Który nie cierpi wszystkich ludzi.
Gorzki egoizm cecha płocha,
Ale niech będzie. Pod warunkiem:
Nie pisałbym, gdybym nie kochał
Człowieka. Lecz poza gatunkiem.
34.11.1989
W
Pięciu głosach z kraju (program Dzieci Hioba)
posłużył się Kaczmarski metodą, która
umożliwiła podmiotowi utworu niezajmowanie przynajmniej w sposób
bezpośredni stanowiska w kwestii będącej przedmiotem (i
podmiotem) narratorskich relacji. Wykluczające się nawzajem
wypowiedzi bohaterów narratorów poszczególnych monologów składają
się na wyjątkowo spójną całość. Uderzający
jest przy tym szacunek,
z jakim potraktowane zostały wszystkie bez wyjątku wypowiedzi
bohaterów; zawarte
w Pochwale i w Bieszczadach elementy groteski nie są wynikiem
ingerencji podmiotu utworu na poziomie informacji implikowanej, ale
stanowią integralny składnik przytoczonych struktur językowych.
Karnawał w Victorii (program Pochwała
łotrostwa) tylko na pozór jest tekstem z innej bajki. Zdaniem
piszącego te słowa mamy tu do czynienia jedynie z brawurowym
rozwiązaniem tego samego zadania, jakie przed omawianą grupą
tekstów stawia bard: doboru do fabuły i do celu artystycznego
komunikatu takiej struktury
językowej, która upoważniałaby odbiorcę do zakwalifikowania
konkretnego przekazu do kategorii świadectw. Jeżeli w Pięciu
głosach z kraju było to możliwe dzięki werystycznemu
potraktowaniu jednostkowych wypowiedzi (co w efekcie złożyło
się na diagnozę
o charakterze socjologicznym), to w Karnawale w Victorii zabiegiem o takiej
samej randze okazało się zestawienie informacji stematyzowanej (
relacja z przebiegu zabawy karnawałowej dla najwyższych rangą
państwowych dostojników w Polsce anno domini 1995, odbywającej
się w ekskluzywnym warszawskim hotelu) z informacją implikowaną,
zawartą w poetyce piosenek Stanisława Grzesiuka, piewcy warszawskich
cwaniaków, hochsztaplerów i kryminalistów. W skierowanym przez podmiot utworu
do odbiorcy komunikacie zawarta została w ten sposób sugestia, że
jedynie przy pomocy języka warszawskiej ferajny można w
przezroczysty sposób opowiedzieć o motywach postępowania i o stylu
życia nowych polskich elit.
Dokumentowanie rzeczywistości w piosenkach
Kaczmarskiego dokonuje się również przy pomocy liryki maski.
Posłużenie się rolą głównego bohatera antyutopii
Jonathana Swifta w tekście Podróże Guliwera. Huyhnhnm (program
Dzieci Hioba) stwarza podmiotowi utworu (którego można tu utożsamić
z autorem) nie tylko możliwość osądzenia
rzeczywistości, ale i wypowiedzenia paru uwag o sobie samym o
dwoistości swojej własnej natury oraz o coraz bardziej
niejednoznacznej (niesprawiedliwej) recepcji swoich tekstów przez próżne,
zadufane w sobie i coraz bardziej obce artyście otoczenie. Bard pozostaje
tu wierny przyjętej przez siebie zasadzie, według której odbiór
tekstów odwołujących się do własnej biografii, dokonuje
się przede wszystkim w postawie estetycznej. Dzieje się tak nawet
wtedy, gdy Kaczmarski pisze o swojej własnej, osobistej utopii -
wyśnioną ziemią obiecaną poety była Australia, o
której historii tak pisał
w przededniu swojej przeprowadzki na antypody:
Ta pierwsza morska podróż do
Australii!
Łotry przy burtach, prostytutki w kojach
Wszyscy się bali, łgali i rzygali
W drodze do raju. Przewrotności Twoja
Panie, coś w jeszcze nam nieznanych planach
Miał czarne diabły strzegące wybrzeży
Edenu, który przeznaczyłeś dla nas,
A w który nikt, prawdę mówiąc, nie wierzył!
Czym żeśmy, marni, zasłużyli na to?
Ten, co zawisnąć miał za kradzież płaszcza -
Płakał nad swoją niechybną zatratą;
Nie widział Ciebie w robaczywych masztach
Statku, co tylko był więzieniem nowym;
Tej, co kupczyła ciałami swych dziatek -
Ani przez mgnienie nie przyszło do głowy,
Że to nadziei - nie rozpaczy statek.
Niejeden żołnierz z ponurej eskorty
(Bo czym się los ich od naszego różnił?)
Wiedział, że nigdy już nie ujrzy portu,
Gdzie go podejmą karczmarze usłużni
I płatne dziewki; że zabraknie rumu
Zanim do celu przygnasz okręt szparki.
Z marynarzami pili więc na umór
I - wbrew zakazom - grali o więźniarki.
Prawda, nie wszyscy próby Twe przetrwali,
Ale tak ciężkoś nas doświadczył, Panie:
Nie oszczędzałeś nam wysokiej fali,
Za którą mnogim poszło w oceanie
Zakończyć żywot; innym dziąsła zgniły,
Wypadły zęby, rozgorzały wrzody
Więc znaczną nasz zielony szlak mogiły
Szkorbutu, szału, francuskiej choroby.
Nikt nie odnajdzie w ruchomych otchłaniach
Ciał nieszczęśników - oprócz Ciebie, Boże.
Ich żywot grzeszny epitafiów wzbrania,
Lecz - ukarani. Więc wystarczy może,
Żeś się posłużył straszliwym przykładem:
Oni naprawdę dotarli do piekieł,
A umierając nie wierzył z nich żaden,
Że w swym cierpieniu umiera - człowiekiem.
Ląd nam się wydał niegościnny, dziki;
Łotr bez honoru, kobieta sprzedajna
Z dnia na dzień - jak się stać ma osadnikiem
Nieznanych światów? Bo rozpoznać Raj nam
Nie było łatwo; znaleźć w sobie siłę,
Wbrew przeciwnościom, bez słowa zachęty
By mimo wszystko żyć - nim nam odkryłeś
Kraj szczodry w zboże, złoto i diamenty.
Łajdacki pomiot, łotrowskie nasienie
Czerpiąc ze spichrza Twoich dóbr wszelakich -
Choć tyle wiemy własnym doświadczeniem:
W nas jest Raj, Piekło -
I do obu - szlaki.
Czy kolęda może być świadectwem? Taką możliwość przewiduje definicja zawarta w Słowniku terminów literackich, wspominając o dopuszczalności uzupełniania treści kolęd wątkami aktualnymi dla środowiska, w którym są śpiewane.31
Jak długo grać będą
Jak długo grać
będą
Pastuszków fujarki
Nim senne owieczki powiodą na rzeź
Nim w proch się rozsypią
Królewskie podarki
Modlitwa zamieni się w pieśń?
Jezuskowi chłodno i głodno,
Matka Boska twarz ma pogodną
Bo już wie, czym prawdziwy jest ból.
Nim zapłacze w rozpaczy -
On oprawcom wybaczy;
Oto człowiek - ofiara i Król.
Jak długo pielgrzymi
Wytrwają w dobroci
Gdy wrócą pomiędzy nikczemnych i złych,
Nim żądni przemocy
Fałszywi prorocy
We wrzawie wyłonią się z nich?
Jezuskowi chłodno i głodno,
Matka Boska twarz ma pogodną
Bo już wie, czym prawdziwy jest ból.
Nim zapłacze w rozpaczy
On oprawcom wybaczy;
Oto człowiek ofiara i Król
Jak długo w miłości
Wytrzyma lud prosty
Nim krzywda znów wsączy nienawiść do krwi,
Nim hymn jakiś wzniosły
Żelaza wyostrzy
I pięści uderzą o drzwi?
Jezuskowi chłodno i głodno,
Matka Boska twarz ma pogodną
Bo już wie, czym prawdziwy jest ból.
Nim zapłacze w rozpaczy -
On błądzącym wybaczy;
Oto człowiek - ofiara, a Król.
Odmiennych mową, wiarą, obyczajem
Odmiennych mową, wiarą, obyczajem
Na jednej drodze złączyły rozstaje.
W świetle tych gwiazd, co wędrowcom się jarzą
Mogliśmy własnym przyglądać się twarzom.
Patrzeć na stopy, dłonie i kostury
I dusze w workach z żywej, ludzkiej skóry.
Przy nocnych ogniach odpoczywał pochód -
Tam poznawaliśmy siebie po trochu.
Dziwny to widok był w błyskach płomieni -
Tacy niepełni, tacy zniekształceni:
Rysy słabości w grymasach siłaczy,
Maski uciechy na skurczach rozpaczy.
W źrenicach czujność od zmierzchu do świtu,
Na podorędziu broń kłamstwa i sprytu.
Do tego sznury, sztylety i pałki,
Lękliwe groźby, naiwne przechwałki.
Krew, któż wie czyja, przyschnięta do dłoni,
Nogi ucieczce skłonne i pogoni.
Dusze jak zbite psy na wątłej smyczy,
Wywar wściekłości, krzywdy i goryczy.
Ale wraz z brzaskiem dalej szliśmy razem
Niewysłowionym budzeni nakazem.
Silniejsi nawet słabszych podpierali
By wszyscy doszli, gdzie dojść zamierzali
Długo to trwało i zwątpiło wielu,
Aleśmy wreszcie dotarli do celu.
Czekał nas widok najzwyklejszy w świecie:
Stajenka, żłobek, ojciec, matka, dziecię.
Cud w tym był tylko, że na widok onych -
Każdy się poczuł - niedoczłowieczony,
W tym, że odchodził przejęty tęsknotą.
I tylko o to chodziło.
Tylko o to.
Piosenki
pochodzą z wydanego w 1994 roku na kasecie magnetofonowej programu
Szukamy Stajenki, na który składają się wyłącznie
kolędy. I znowu sygnały, że przytoczone teksty zawierają
odniesienia do współczesności, zawarte są na poziomie
zewnątrztekstowym. Jednak tym razem z pomocą odbiorcy przychodzi
świadomość, że wspomniany powyżej intertekstualny
dialog wiodą ze sobą nie tylko utwory wchodzące
w skład poszczególnych programów, ale również same programy, które -
jako całości też mogą być formą artystycznych
komunikatów. Interpretując
programy: Sarmatia, Szukamy Stajenki i Pochwała łotrostwa w
kategoriach wyzwalania się barda
z powinności, jakie usiłowała narzucić jego twórczości
krytyka i dotychczasowi odbiorcy32, można w zacytowanych
kolędach odnaleźć ślady socjologicznych diagnoz.
Oddzielna wzmianka należy się Bluesowi Odyssa, wchodzącemu w skład Pochwały łotrostwa. To jedyny, jak na razie, utwór Kaczmarskiego, będący próbą zastosowania w piosence formuły klasycznego monodramu:
Blues Odyssa
Jestem
lump. Zgaś to światło. Jaki diabeł cię
przysłał.
Muszę oczy otworzyć, a już spałem, jak dziecko.
Dokąd jadę przed siebie. Nie widziałeś Odyssa?
Jeśli chcesz, to powtórzę ci to samo po grecku.
Pu pao brosta mu den ton ides ton Odyssea
Dziwisz się, że tak mówię? W środku nocy mnie budzisz
Z walizami, z gitarą
Kto ty jesteś, Segovia?
Myślisz sobie włóczęga. Jestem lump, mówią ludzie.
Co mnie ludzie obchodzą. Głowę mam jak na głowniach.
Czyżby myśli bolały? Ja już piję niedużo.
Jeszcze trochę zostało. Nie częstuję, nie starczy.
W końcu jestem w podróży. Te podróże mi służą.
Znają mnie boczne tory. Jak każdego na tarczy.
Nie patrz w bok, patrz się na mnie. Widzę, że ci nieswojo.
Ale wszedłeś, to siedź tu. Nie wypada inaczej.
Nie bój się, ja nie biję. Dzieci mnie się nie boją.
Tylko matki się brzydzą. I nie dziwię się raczej
Więc chcesz zostać Segovią? Życzę miłej katorgi.
Dziewięćdziesiąt lat z ręki nie wypuszczał gitary.
Piszesz wiersze? A po co? Czy nie starczy nam Norwid.
Kamizelka niewąska. Chwytasz życie za bary.
Wszystkie miejsca zajęte! To jest przedział służbowy.
Gdzie się tłuczesz po nocy z zasmarkanym bachorem!?
Tutaj ja z Telemachem mamy ważne rozmowy.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto się znajdzie nie w porę.
Ja się myję, a cuchnę. Trudno myć się kikutem.
Tramwaj. Wiele lat temu. Zimą myć się niezdrowo.
Po co ja ci to mówię? Słowa, dźwięki wyplute.
Złóż poemat, Norwidzie. Zagraj Requiem, Segovio.
Miałem dłoń, nie mam dłoni. Miałem duszę
już nie mam.
Czysta potrzeb redukcja. Co niezbędne to w grobie.
Ale o mnie nie mówmy. Nieciekawy to temat.
Ty masz wszystko przed sobą. Opowiadaj o sobie.
Zdaje się, że przysnąłem. Gdzie
jesteśmy? Znów tutaj.
Musi tu być sklep nocny. Pójdę, sprawdzę i wracam.
Dajże spokój, nie trzeba. Na co mi ta waluta?
O niebieski Moniuszko
Dobra, oddam w Itace
Stasu doso to eos stin Itaka
Monolog mówiącej postaci nie tylko jest silnie
zdialogizowany i obfitujący
w repliki na szereg domyślnych wypowiedzi partnera rozmowy, czynnikiem
dynamizującym utwór są również pozawerbalne reakcje odbiorcy na
poziomie fabuły, wpisane w tekst. Z dramatu pochodzą również
organizujące konstrukcję fabuły trzy jedności: czasu,
miejsca i akcji. Zaznaczona trzema gwiazdkami pauzę wypełnia nie
tylko sen bohatera, ale i opowieść jego współtowarzysza.
Blues Odyssa łączy w sobie cechy:
opowieści zasłyszanej bo jest przytoczeniem czyjejś
wypowiedzi, świadectwa ponieważ wypowiedź lumpa (być może
alter ego samego barda?) zarówno jako tak zwana struktura językowa i jako
opowiedziana historia zawiera w sobie informacje o charakterze socjologicznym,
wreszcie utworu o charakterze biograficznym trudno mieć
wątpliwości, ze dane dotyczące przybysza z walizami,
z gitarą dotyczą samego autora. Ujęcie całości w
formułę rozmowy pomiędzy Odyssem
i Telemachem to, często stosowany przez Kaczmarskiego, zabieg
uniwersalizujący wymowę całego komunikatu.
Nawet przy tak wąskim potraktowaniu relacji nadawczo
- odbiorczych
w piosenkach Jacka Kaczmarskiego, jakim pozostaje ich ujmowanie (nie do
końca konsekwentne) na poziomie wewnątrztekstowym, poszczególne
akapity niniejszego tekstu raczej sygnalizują sposób istnienia, niż
zajmują się analizą istoty tych związków. Ponieważ
badania nad twórczością Jacka Kaczmarskiego znajdują się w
fazie początkowej, taki sposób postępowania wydaje się
uzasadniony. Niezbędna wydaje się jednak próba uporządkowania poczynionych
dotychczas obserwacji.
O zjawiskach, które w moim przekonaniu miały
decydujący wpływ na sposób kształtowania się struktury
piosenek polskiego barda wspomniałem już w rozdziale poprzednim.
Pojęcia struktura używam tu zgodnie z definicją terminu struktura
dzieła literackiego, zamieszczoną w Słowniku terminów
literackich33, zgodnie z którą oznacza ona
aktualizację jakiegoś typu budowy dzieła literackiego,
powracającego w różnych utworach. Pojęcie to ogarnia swoim
zasięgiem plan wyrażania, plan treści oraz warstwę
znaczeniową utworu ( a więc również zawartą w tekście
informację stematyzowaną
i implikowaną o mówiących postaciach). Istotną cechą
struktury dzieła literackiego jest jej potencjalność realizuje
się dopiero poprzez odbiór.
Odnosząc
wspomniane powyżej uwarunkowania do problematyki swojego tekstu,
uważam że największy wpływ na
ukształtowanie się wewnątrztekstowej, zewnątrztekstowej i
intertekstualnej polifoniczności instancji nadawczych
i odbiorczych w piosenkach Jacka Kaczmarskiego, jak również na
obecność w jego utworach (rozunianą jako cecha stała)
cytatów struktur i różnorodnych odmian mimetyzmu komunikacyjnego
miały: twórczość rosyjskich bardów przedstawicieli tzw. poezji śpiewanej,
w tym przede wszystkim Aleksandra Galicza oraz założenia programowe
wywodzącego się ze szkoły Jerzego Grotowskiego polskiego teatru
alternatywnego z przełomu lat siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych. Choć brzmi to jak paradoks, zjawiska te
stanowiły zarówno punkt wyjścia, jak i punkt dojścia w praktyce
polskiego barda. Punkt wyjścia bo były one i pozostały dla
Jacka Kaczmarskiego twórczym impulsem, punkt dojścia bo wcielenie tych
fascynacji we własną, kompletną, spójną i
samowystarczalną artystyczną osobowość mogło się
dokonać jedynie poprzez ewolucję konsekwentne przełamywanie
barier tkwiących we własnych ograniczeniach.
Rosyjska poszlaka została w tym tekście uwiarygodniona w sposób wystarczający, należałoby jeszcze przytoczyć przynajmniej kilka argumentów pozwalających uczynić to samo z donosem o nieformalnych powiązaniach piosenek autora Raju z teatrem alternatywnym.
Ewa Wójciak, należąca do grona współzałożycieli Teatru Ósmego Dnia i po dziś dzień żelazna dama tego zespołu, wypowiada się na temat rozdźwięku pomiędzy intencją nadawcy a oczekiwaniem odbiorcyalternatywności w teatrze przez pryzmat doświadczeń własnych i swojego zespołu [wszystkie podkreślenia w poniższym cytacie zostały poczynione przeze mnie K. G.]:
()
Nasz teatr był oceniany najczęściej w kategoriach moralnych, a
nie artystycznych. () Oczekiwano od niego, że będzie odgrywał
rolę opozycji politycznej
i moralnej. W związku z tym starano się te aspekty spektakli
podkreślać szczególnie mocno. I może to powodowało, że
pomijano sferę najistotniejszą, czyli nie zastanawiano się na
czym polega odrębność naszego języka teatralnego.
Najrzadziej pisano o tym, czym w końcu wyraża się ta nasza
opozycyjność, jak ona jest budowana, przez jaki język, jaki
sposób opisu świata się w tym teatrze stosuje, a to przecież
było powiązane i jedno bez drugiego nie powinno być w ogóle
omawiane. () Myślę, że z powodu niedostatku analizy tego
zjawiska istnieje potrzeba aby zinterpretować pojęcie teatru
alternatywnego. () Alternatywność nie tylko naszego
teatru polega przede wszystkim na nie korzystaniu z gotowego tekstu, z
czegoś co istnieje jako literatura dramatyczna, czy nawet adaptacja. Jest
więc przede wszystkim próbą pisania własnego dramatu
powiedzmy opowiadania czy eseju Oprócz tego praca nad spektaklem jest
procesem poznania
i pewnym rodzajem formułowania własnej postawy, od poziomu
społecznego aż po perspektywę filozoficzną. Jest to
także za każdym razem próba zbudowania koherentnego i
całościowego dzieła, w którym nie można oddzielić
aktora od tego, co mówi i od odpowiedzialności za świat, który
się ze spektaklu wyłania. Drugą bardzo ważną
sprawą jest sposób istnienia aktora w tym teatrze. Ponieważ mówi
to, co składa się na jego myśli, przeżycia, obserwacje i
postawę wobec świata, wobec tego nie gra, nie jest jedynie
przekaźnikiem czy interpretatorem, lecz jest tożsamy z przekazem.
To oczywiście nie znaczy, że jego stosunek wobec tego o czym mówi ma
być statyczny. Aktor relacjonuje pewien dialog, który się w nim
samym odbywa. 34
Wypowiedź Ewy Wójciak, aczkolwiek zorganizowana nieco inaczej niż słownikowe definicje czy rozprawy teoretyków, mówi o istocie zjawiska zwanego alternatywnością (nie tylko w Teatrze Ósmego Dnia i nie tylko w teatrze) bardzo dużo. Własny tekst (którego elementem mogą być oczywiście przytoczenia czyichś wypowiedzi), ekspresja własnego ja zawsze wobec ty i on ze wszystkich poziomów komunikacyjnych, polifoniczność i dyskursywność wypowiedzi nawet na poziomie monologu, ujawniająca się właśnie w eseju (określenie opowiadanie zastało użyte przez aktorkę nieco niefortunnie) demokratyzacja wypowiedzi, polegająca na przełamywaniu reguł gatunkowych oraz hierarchiczności tkwiącej w socjolingwistycznym decorum35 wszystko to odnaleźć można w piosenkach Jacka Kaczmarskiego. Dopiero poprzez ową alternatywność uwiarygodnia się tylekroć podkreślana przez Krzysztofa Gajdę więź łącząca tę twórczość z dokonaniami Boba Dylana i jego artystycznych antenatów. Także immanentna właściwość tekstów polskiego barda, jaką pozostaje specyficznie realizowana ikoniczność przekazu - której poznański literaturoznawca poświęcił kilka rozdziałów swej rozprawy doktorskiej - to element intersemiotycznej struktury artystycznego komunikatu, będący cechą dystynktywną nie tylko, jak chcą tego autorzy Słownika terminów literackich36,, teatru alternatywnego, ale alternatywności w sztuce w ogóle.
W tym
miejscu należy tylko przypomnieć, że rosyjscy bardowie:
Okudżawa, Wysocki i Galicz byli również aktorami i w swojej
pieśniarskiej praktyce często wykorzystywali środki wyrazu rodem
z teatru. Na dodatek Aleksander Galicz to przecież uczeń
Konstantego Stanisławskiego, uznawanego przez twórców teatru
alternatywnego za jeden z największych autorytetów w dziedzinie teorii i
praktyki sztuki aktorskiej
i reżyserskiej.
Warte literaturoznawczego grzechu wydaje się również opisanie artystycznych zapożyczeń polskiego barda z pieśniarskiej praktyki Jacquesa Brela (też między innymi - aktora). Czytelne sygnały o tym źródle inspiracji zawiera wiele tekstów autora Pijaka.
Kolejnym
dowodem na wykorzystywanie przez Kaczmarskiego zdobyczy teatru, tym razem
już nie alternatywnego, jest częste posługiwanie się przez
niego formą oratorium dramatycznego37. Można tu mówić
o oratoryjności zarówno w obrębie poszczególnych utworów, na przykład Epitafium dla
Sowizdrzała(program Wojna postu
z karnawałem), jak i całych programów.
Epitafium dla Sowizdrzała (wg powieści K. de Costera)
- Na progu Twego domu ktoś oddaje mocz,
Dziedzinę Twoją ma za szalet;
Do okien Ci zagląda dzień i noc
Ty z tego drwisz Sowizdrzale
- Przecież wiem kto
Robi mi to,
Bym bał się, wściekał się na zło,
Aż strawię czas swój na bezsilny lęk i boje.
Ja wolę skok
Przez blask i mrok
Na tyczce drwin, bez zbędnych zwłok
Nad każdym błotem śmignąć i nad każdym gnojem.
Niech patrzy drań
Co łatwych pań
Ma w bród za kilka śliskich zdań -
Jak żyją ci co się nie mają czego wstydzić.
Judasza spłosz -
A on za grosz
Zmyśli, czego nie widział wprost:
Czego się nie da zniszczyć - z tego trzeba szydzić.
- Bezkarnie w biały dzień szaleje wściekły pies
I mądrość też ugrzęzła w szale.
Mądrością dzisiaj wściekły śmiech z
nieśmiałych łez -
A ty szalejesz, Sowizdrzale!
- Jest śmiech i śmiech,
Jak dar, jak grzech,
A ja się będę śmiał za trzech
Z wściekłego psa, co kąsa wokół zanim zdechnie;
Lecz jest i łza
I nad nią ja
Nie parsknę, póki boleść trwa
I pierwszy walnę w pysk, co przy niej się uśmiechnie.
Lub zaleję się po chamsku
W uczcie ślepców wezmę udział
I jak pijak dam się zamknąć
W pierwszej lepszej budzie.
Lub zatoczę się w ramiona
Sine, wyprzedane do cna,
Skoro ma być opłacona
Moja miłość nocna.
Lub zadławię się na amen
Myślą która nic nie sprawi,
Aż mi w końcu pozostanie
Codzienna nienawiść
- Na linie tańczysz już podciętej z obu stron
Nad tłumem, uskrzydlony w chwale,
Gdy spadniesz - zginiesz i nie zabrzmi nigdy dzwon
Nad twoją gwiazdą, Sowizdrzale!
- Gonimy czas
Czas goni nas
Chłoszcze po piętach raz po raz
I nie nadzieja każe pozbyć się wytchnienia
Wśród drzew i chat
Od lat, od lat
Gna ludzi niewidzialny bat
I lęk przed snem, bo w czasie snu bat rytm swój zmienia.
Więc choćbym chciał -
Nie będę spał;
Tańcem i śpiewem będę rwał
Do góry dusze poduszone własnym ściskiem.
Stąd widzę, gdzie
Szukają mnie
I w całym świecie czuję się
Jak brzdąc w kołysce, gdy go ręce pieszczą bliskie.
- Wyzywasz, drażnisz tych, co w złotych tronach tkwią;
Cudownych nie zna świat ocaleń:
Za dokuczliwość możesz stracić głowę swą;
Drugiej nie znajdziesz, Sowizdrzale!
Mój los - to głos,
Mój głos - to stos,
Stos - do lepszego świata most,
Nie moja sprawa szukać dla mnie nowej głowy.
Dopóki trwa
Bandycka gra
Ta, którą mam niech drwi i łka,
Dopóki nie pojawi się Sowizdrzał nowy.
Już mi płomień twarz osmalił,
Już się zbiera gwarna gawiedź,
Już się inkwizytor chwali,
Paląc ku poprawie.
Już do domu dymem wracam,
Szarpię drzwiami zhańbionymi,
Matka ściera łzy przy pracy,
Bo jej w oczy dymi.
Już i popiół wygasł w chłodzie,
Palenisko wymieciono,
Krąży plotka po narodzie,
Że heretyk spłonął.
O
oratoryjności przytoczonego powyżej utworu, pochodzącego z
tego samego okresu twórczości i odnoszącego się do podobnych
problemów, co Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego, zaświadcza nie
tylko wyraźny podział na monologi arie
i partie chóralne; o dramatyczno-muzycznym rodowodzie tego komunikatu
informują też częste zmiany rytmu, nastroju i charakteru
poszczególnych wypowiedzi, realizowane nawet na poziomie organizacji
zgłoskowej tekstu przez zmianę stopy (peon IV, trochej), albo przez
zastosowanie wiersza nieregularnego. Jednocześnie trudno nie
zauważyć, że ekspresja osobowości Dyla Sowizdrzała
podobnie jak próba rekonstrukcji psychologicznego i artystycznego wizerunku
Włodzimierza Wysockiego realizowana jest przez pryzmat wiedzy (a
przynajmniej wyobrażenia) o sobie samym głównego nadawcy, czyli
autora utworu.
Skrajnym przykładem posłużenia się przez Jacka Kaczmarskiego formą oratorium w obrębie jednego tekstu pozostaje niewchodzące w skład żadnego programu Requiem rozbiorowe z roku 1995:
Requiem rozbiorowe
I
Głos I:
Pamięć moja - ponurej natury:
Nie chce wskrzeszać soczystych rozkoszy,
Nie rozczuli jej flet,
Nie rozrusza tamburyn,
Płoche szczęście ją peszy i płoszy.
Pamięć moją ożywia żałoba,
Lecz - nie płaczka rozpaczą podniosła,
Tylko wściekły ten wstyd,
Co się szwenda po grobach,
Które lepka pleśń legend porosła.
Jeśli grzmiące obrzędy bezcześci,
Jeśli babrze się w szczątkach wstydliwych
To nie po to, by mieć,
Nośny temat do pieśni,
Lecz by wstyd - byt ostrogą - dla żywych.
II
Glos II: 1.
Na śniadaniu u Carycy
Sutą dzieli się potrawę;
Pertraktują biesiadnicy
Komu jaki kęs i skrawek.
Temu galicyjski połeć,
Temu - wielkopolski gryz;
Monarchini żre nad stołem
Schab 'Polonia a la
russe'
Chór:
Nie przystroi się garnirem
Za to krwistym sosem lśni,
Dies irae, dies irae
Idą gniewu dni.
2.
Uczta w imię Trójcy Świętej
Oświeconych autokratów
Potwierdzona dokumentem
Co posiada moc traktatu.
Nie ma to, jak pełna miska
Do dyplomatycznej gry,
Choć wątpliwy na niej przysmak:
Kapuściane polskie łby.
Chór:
Zaraz się nad nimi schylą
Żeby im upuścić krwi
Dies irae, dies irae
Idą gniewu dni.
3.
Polska karczma wciąż pijana
Od swych obłąkańczych swar,
Polska pana i plebana
Zatopiona w chamski gwar.
Bizantyjski na niej przepych
Azjatycki na niej brud.
Więc się do trzech par rąk lepi
I potrójny syci głód.
Chór:
Nie powlecze jej nikt kirem
Nie uroni nad nią łzy
Dies irae, dies irae
Idą na nią gniewu dni
III
Głos II:
Śpijcie spokojnie ojcowie i matki
Naszego ja' - co tak dziś niewyraźne.
Już poza wami żywotów przypadki
I wybór między spodleniem a kaźnią.
Was nic już więcej obchodzić nie musi
Dotknięci życiem - snujcie śmierci smutek
To nam spuściznę dziwną czas wykrztusił,
Niewymienialną na żadną walutę.
Chór: Śpijcie - wy poza dobrem, poza złem
Requiem.
Głos 1:
Śpijcie spokojnie - zdradzani, zsyłani,
Mięso eposów skomlące o sens;
Straceńcy, stróże niewidzialnych granic
Powyznaczanych majestatem klęsk.
Niech was nie budzą skrzekliwe capstrzyki,
Parady, werble, rocznicowe msze;
Szare - z ołowiu sumień - żołnierzyki,
Grzechot w pudełku pamięci, na dnie!
Chór:
Śpijcie - już poza dobrem, poza złem
Requiem.
Głos II:
Spijcie spokojnie - skrytym zdradom wierni,
Za bezcen strachu swej pychy kupieni,
Karni dzierżawcy cmentarnej guberni,
Hetmańskich buław, biskupich pierścieni.
Nikt wam już dzisiaj nie pohańbi mogił;
Sąd Ostateczny odległy, niepewny,
Nieprzeliczone zapomnienia drogi,
Bóg dobrotliwy, człowiek - krótko gniewny.
Chór:
Śpijcie - znów poza dobrem, poza złem
Requiem.
Gtos l:
Śpijcie spokojnie - mędrcy przenikliwi,
Żonglerzy światła, tak bezsilnie świetni,
Ze nawet temu niezdolni się dziwić,
Gdy próchnem w mroku świeci ból szlachetny.
Wszystkoście z góry najlepiej wiedzieli,
Lecz nie zdołali niczemu zapobiec:
Naładowana broń - co nie wystrzeli,
Bo ma na ścianie wisieć ku ozdobie.
Chór:
Śpijcie więc, poza
dobrem, poza złem Requiem.
Głos 2
I ty spokojnie śpij, bezkształtny tłumie
Analfabetów o zwichniętych karkach,
Którego grozy nigdy nie zrozumie
Mędrzec, wojownik, skazaniec ni zdrajca.
Śpij, boś też myślał, walczył i też
zdradzał;
Czemu byś lepszy miał być, niż te tuzy,
Dla których człowiek, wiara, rozum, władza
Do tego tylko, by im służyć - służy!
Głos l i II:
Śpij wstrzymywany dobrem, gnany złem
Requiem.
IV
Chór:
Jesteśmy - jacy jesteśmy
Byliśmy - jacyśmy byli
Tę prawdę o sobie unieśmy
W tej krótkiej, danej nam chwili.
Będziemy - jacy zechcemy
Byle widzieć nam - czego chcieć,
Lecz - nie wiemy - czego nie wiemy,
Więc nie mamy - co chcemy mieć.
Mogliśmy, czego nie wolno,
-Co wolno - nie chcemy móc.
Wolimy niewolę, niż wolność,
W której nie ma o co łbem tłuc.
Więc będziemy - jacyśmy byli,
Więc jesteśmy - a jakby nas brak
W tej krótkiej danej nam chwili,
Której jutro nie będzie i tak
V
Głos I:
Tym, co w szkarłatach, tym co w kazamatach,
Tym, co w kapturach i tym na sznurach,
Tym, co w powozach i tym co w powrozach
Chór:
Lacrimosa
Nie mamy rąk - mamy łapy,
Nie mamy głów - mamy łby.
Dlatego dla nas ochłapy,
Dlatego po nas - łzy.
Głos 2:
Tym w dumnej pozie i tym w pokorze,
Tym, co w koszarach i tym w koszmarach,
Tym, co w przestworzach i tym w obozach -
Chór:
Lacrimosa.
Nie mamy snów - lecz majaki,
Nie mamy myśli - lecz szał,
Dlatego los byle jaki,
Dlatego głos łka, jak łkał.
Tym - złote zboża, tym - ostrze noża.
Tym - szlak po płozach, tym - szlam bezdroża,
Tym - łaska boża, tym - trwożna groza
Chór:
Lacrimosa.
Za wiarę mamy - błaganie,
Za dzieje nasze - zbiór klechd.
Bezsilną ożywia nam pamięć
Nasz płacz i z nas cudzy śmiech
Odniesienie się do tego utworu w konwencji przyjętej i zastosowanej w niniejszej pracy wobec innych tekstów byłoby nie tylko impertynencją wobec samego przedmiotu rozważań i autora Requiem rozbiorowego; podważałoby też wiarygodność całej mojej dotychczasowej wypowiedzi. Niechaj obecność tego gorzkiego, wielogłosowego rozrachunku z polską historią i z polską mentalnością pozostanie w mojej pracy na zasadzie kolejnego sygnału o możliwościach, jakie stwarza dla badaczy, nie tylko dla literaturoznawców, twórczość Jacka Kaczmarskiego.
Do znacznie bardziej rozbudowanych oratoriów
dramatycznych można zaklasyfikować większość programów autorstwa Jacka
Kaczmarskiego. W zasadzie niemal w każdym z nich da się
wyodrębnić jakąś fabułę, a składające
się na konkretny program utwory nie tylko wiodą między sobą
intertekstualny dyskurs, ale zorganizowane są według pewnego
linearnego porządku. W każdym programie jest miejsce na partie
chóralne
i solowe, każdy posiada swój prolog, epilog i epizody. Na przykład
fabuła Raju osnuta jest wokół starotestamentowych wątków
Księgi Rodzaju, zderzonych z wywodzącymi się z
oświeceniowej tradycji współczesnymi nurtami filozoficznymi,
postulującymi prawo człowieka do wolności wobec czegoś i
kogoś i od czegoś. Upływ ponad dwudziestu lat od powstania
Raju nie wpłynął na możliwość odbioru tego
komunikatu w kategoriach estetycznych, unieważnieniu czy dezaktualizacji
uległa jedynie jego polityczna wymowa. Program Sarmatia to z kolei
oratorium rozpisane na nieograniczone wyłącznie do jednej epoki -
wypowiedzi uczestników i komentatorów pewnego modus vivendi, zwanego
sarmatyzmem, realizowane na zasadzie
udzielania głosu strukturom językowym, prozopopejom i innym
rodzajom przytoczeń cudzysłowowych. Pomiędzy rubasznym, inwokacyjnym
prologiem w wykonaniu kogoś w rodzaju koryfeusza - przodownika chóru
(piosenka Do muzy suplikacja przy ostrzeniu pióra) a melancholijnym ,
obfitującym
w odniesienia do współczesności, wypowiadanym przez tego samego
nadawcę epilogiem (Z szesnastowiecznym portretem trumiennym rozmowa),
przewija się przez scenę niezwykle plastyczny, dynamiczny i
rozdialogizowany korowód bohaterów dramatu, którzy bądź to
współdziałają ze sobą na zasadzie różnorakich i
wielopoziomowych, zwalczających się koalicji, bądź wręcz
odmawiają innym wykonawcom oratorium prawa do zaistnienia.
I znów podmiot każdego z wchodzących w skład Raju i
Sarmatii utworów konstruowany jest z perspektywy wiedzy o sobie samym
zewnątrztekstowego, głównego nadawcy.
Oczywiście, na temat teatralnego rodowodu piosenek Jacka Kaczmarskiego można mieć różne zdanie, można nawet zaprzeczać sensowności snucia takich analogii. Uczynił tak na przykład Krzysztof Gajda. W prywatnej rozmowie ze mną posłużył się przykładem współczesnych zespołów rockowych, których artystyczne komunikaty nie mogą się wręcz obyć bez otoczki specjalnych efektów świetlnych, akustycznych, inżynieryjnych, komputerowych i bez użycia teatralnych rekwizytów. Jego zdaniem właśnie w tym wypadku bardziej uzasadnione wydaje się mówienie o teatralnych zapożyczeniach. Najprawdopodobniej nie potrafiłem jeszcze wtedy w sposób precyzyjny wyartykułować, że chodzi mi o teatr, który zawarty jest w samym języku, w sposobie konstruowania wzajemnych relacji pomiędzy wchodzącymi w skład językowego komunikatu strukturami. Poza tym asemantyczne w większości teatralia zespołów rockowych wywodzą się, moim zdaniem, w prostej linii z dziewiętnastowiecznego teatru mieszczańskiego, który zjednywał sobie publiczność instalowaniem na scenie tryskających fontann, obecnością żywych zwierząt, czy systemu zapadni i ukrytych przejść, pozwalających na nieoczekiwane znikanie i pojawianie się postaci. Taki sposób istnienia wymusiły na wspomnianych zespołach prawa rządzące coraz bardziej agresywną wobec odbiorcy (a może już tylko konsumenta?) i czyniącą go coraz bardziej ubezwłasnowolnionym, kulturą masową. W moim przekonaniu to właśnie uzurpatorski charakter kultury masowej w znacznym stopniu przyczynił się do zasygnalizowanych przez Ewę Wójciak rozbieżności pomiędzy intencjami nadawcy a oczekiwaniami odbiorcy artystycznych komunikatów. Odbiór spektaklu teatru alternatywnego, czy na przykład recitalu Jacka Kaczmarskiego jedynie w kategoriach opatrzonego terminem ważności produktu, powstałego na konkretne zamówienie polityczne i społeczne, był i pozostaje nadal faktem bezspornym.
c. wiek męski
W tej, części rozdziału odnoszę
się do twórczości barda w ostatnim
z wyodrębnionych przeze mnie okresów jego pieśniarskiej
obecności, pragnąc zasygnalizować parę innych konsekwencji
eksperymentów autora Obławy z rodzajami
i gatunkami literackimi, ze stylami wypowiedzi i z cudzym słowem. Wypada
jednak zacząć od przytoczenia, istotnych dla treści dalszych
rozważań, uwag
A. Okopień-Sławińskiej:
Nie każda wypowiedź mówi o nadawcy i odbiorcy,
czyli przedstawia ich w sposób stematyzowany, każda natomiast czyni to w
sposób implikowany. Informacja o nich zawarta jest bowiem nieuchronnie w samym
sposobie mówienia skonfrontowanym
z dwojaką sytuacją komunikacyjną: po pierwsze
założoną w wypowiedzi, po drugie rzeczywiście
realizowaną. Każda informacja stematyzowana podlega weryfikacji,
tzn. zostaje wzbogacona, potwierdzona lub zakwestionowana przez informację
implikowaną. Nad każdym wizerunkiem ja stematyzowanym w wypowiedzi
przedstawionym i uprzedmiotowionym nadbudowuje się więc
wyobrażenia ja implikowanego: podmiotowego odbicia nadawcy w jego
własnej mowie. Analogicznie zhierarchizowana, dwojaka informacja
semantyczna tworzy wizerunek odbiorcy wypowiedzi, z tą odmianą,
że oba poziomy informacji o ja odnoszą się do tej samej
postaci, natomiast ty stematyzowane i ty implikowane mogą
oznaczać różne postacie. Reguły wypowiedzi, na których podstawie
wytwarza się implikowany obraz uczestników komunikacji, świadczą
zawsze o faktycznej kompetencji ja oraz o postulowanej przezeń, lecz nie
faktycznej, kompetencji przedstawionego ty38.
Im bardziej skomplikowana jest struktura komunikacyjna artystycznego komunikatu, tym bardziej złożony staje się proces weryfikacji informacji stematyzowanej. Na dodatek owa weryfikacja możliwa wyłącznie w sytuacji zaistnienia pełnej zgodności pomiędzy zamierzoną, a rzeczywiście zrealizowaną przez nadawcę, sytuacją komunikacyjną.
Czy możliwa jest taka konstrukcja poetyckiego komunikatu, by jego odbiór mógł się odbywać również według reguł deszyfracyjnych właściwych dla percepcji eseju?
Przyczynek do legendy o świętym Jerzym
Beacie Biegańskiej
Zabił Święty Jerzy
Smoka,
W płaszcz z atłasu wytarł miecz
Czarna zdobi go posoka:
Smocza śmierć - rycerska rzecz.
Odrąbanym skrzydłem gadzim
Mąż opędza się od much;
Dowód tryumfu w sakwę wsadził:
Komplet świeżych smoczych kłów.
Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Smok bezzębną paszczę szczerzy,
Chociaż już się nic mu nie śni -
Zabić gada los ci każe,
Żebyś trafił na ołtarze,
Ale to nie koniec pieśni!
Zasłużoną karmił sławą
Smokobójcę wdzięczny lud
I podziwiał sakwę krwawą,
Z której snuł się smoczy smród.
Rycerz pocił się w purpurach
Wśród koronowanych głów
I nie było trubadura,
Co nie śpiewałby tych słów:
Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Gadzi zewłok w prochu leży,
Dla robactwa żer i pleśni.
Zabić Smoka los ci kazał,
Byś się znalazł na ołtarzach,
Ale to nie koniec pieśni!
Wszędzie swą postawił stopę,
Wszędzie poniósł gadzi swąd.
Pokrył świat swym świętym tropem
Aż posiwiał, schudł i zwiądł.
A z rozprutej sakwy ronił
Krok po kroku kieł za kłem
I odrastał smoczy pomiot
Z tryumfu dobra drwiąc nad złem.
Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Święty sen ci się należy,
Wymęczyli cię współcześni!
Bo uprawiać smokobicie
Łatwiej, niźli walczyć z życiem,
Ale to nie koniec pieśni!
Umarł rycerz, a w Kościele
Rozprawiano parę lat,
Jak podzielić jego szkielet,
Bo relikwii żąda świat.
Smoków się wyraja mrowie,
Za to nigdy świętych dość!
Sprawiedliwie! - ktoś podpowie:
Mit za mit! I kość za kość!
Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Liczą kości buchalterzy,
Ile w nich się wiary zmieści -
Niepisany sen Twym szczątkom,
Musisz zacząć od początku
I nie będzie końca pieśni
Przytoczona
powyżej piosenka, wchodząca w skład programu Między nami,
poświęcona jest sposobowi funkcjonowania mitów, legend i innych
opowieści prawdziwych, składających się na system
wartości, przekonań i wzorców osobowych
w społeczeństwie autorytarnym, opierającym swoje istnienie na
niepodlegającej dyskusji wierze w owe mity i legendy oraz na
wynikający z nich porządek świata. Jednym
z atrybutów takiego społeczeństwa jest nieśmiertelność
wzorców osobowych. Chcąc czy nie chcąc, za życia i po
śmierci (fizycznej), ojcowie założyciele, a także
utrwalacze systemu skazani są na wieczną służbę
strukturze, która ich dostrzegła lub stworzyła, wypromowała i
eksploatuje. Podległe podmiotowi utworu instancje nadawcze
reprezentują wszystkie te formy wypowiedzi, z których powinien składać
się przyzwoity esej: przytoczenie legendy, cytaty pochwalnych pieśni,
dołączoną do ironicznego komentarza związanego z
życiem pośmiertnym bohatera parodię tych pieśni,
filozoficzno-socjologiczny wywód związany z rodowodem, naturą i
funkcją przytoczonej legendy
w zhierarchizowanym systemie Kościoła katolickiego oraz proponowany
przez autora komentarza ciąg dalszy pochwalnej (ale tu zabarwionej
ironicznym współczuciem) pieśni trubadurów.
Z innymi realizacjami skomplikowanych sytuacji lirycznych w poetyckich (piosenkarskich?) wypowiedziach Jacka Kaczmarskiego spotykamy się w programie Dwie skały:
Tren spadkobierców
Zbigniewowi Herbertowi
Teraz, kiedy leżysz w czółnie pod całunem
Z obolem ojczyzny pod głazem Języka
Wszelka rozmowa jest już niemożliwa
Bo wielka wrzawa po tej stronie rzeki
Gasną subtelne odcienie milczenia
Grzmot fajerwerków tłumi światła strunę
Odpływasz w płaski wizerunek rycin,
Który umiałeś być Panem Cogito,
Miastem, pamięcią i śladem na śniegu
Więc Jakiż z Ciebie partner dla nas - żywych
Niezakończonych, więc jeszcze wszechmocnych
Nienasyconych piołunem zdobyczy?
Będziemy zatem rozszarpywać schedę
Słów przemyślanych, myśli przebolałych
Każdy dla siebie, każdy podług siebie
Tak się zbroimy Twoim arsenałem
Przeciwko sobie i przeciwko Tobie
Bo tylu nas przecież jest a spadek jeden
Zsiwiale drzewo z korą krwi Marsjasza
Pójdzie na opal traktatów o sztuce
Wyjałowionych z pamięci i bólu
Wierność skrzywdzonym, która nie przebacza
Ale potrafi współczuć i rozumieć
Przyjmie służbę w sztabach prokonsulów
Co ulepione - będzie potrzaskane
Co ukochane - spłynie w zapomnienie
Co da się pożreć - zostanie pożarte
Tylko żurawia krzyk trwogi nad ranem
Obudzi czyjeś bezsilne cierpienie
Jedyne Złote Runo - czegoś warte
Rechot Słowackiego
Za rządów kniazia Jura
Heretyka
(Którego lud zwał także - Uśmiechniętym),
W czasach, gdy życia pęd oddech zatykał,
A powóz dziejów dziwne brał zakręty,
Gdy się z herezją borykał Watykan,
Choć ekumenizm głosił Ojciec Święty -
Ja już nie żyłem od półtora wieku,
Lecz - nie do końca krytykom na przekór.
Kraj wyszedł właśnie z dżumy i powodzi,
Polak więc słaby jeszcze był i mokry.
Kniaź - ewangelik katolików godził
I zadżumionych usiłował odkryć,
Żeby w narodzie mór się nie odrodził,
Bowiem z zarazy korzystały łotry
I jak się w dziejach przydarzyło nieraz
Rozkwitał chory, a zdrowy umierał.
Wie, kto ratował kiedy tonącego,
Że ratowany - ratownika dławi
I, kogo przed tym w porę nie ostrzegą
Ten i sam tonąc - topielca nie zbawi;
Najprostszy morał pragnę wysnuć z tego:
Trudniej człowieka niż państwo naprawić,
Więc, zgryźć nie mogąc twardego orzecha,
Kto tonął - tonął, a kniaź się
uśmiechał.
A tam, gdzie sucho - wielkie trwały prace:
Puchły od płodów obfitości spichrze,
Kute w krysztale podniebne pałace
Blask słońcu kradły w złotonośnym wichrze;
Lecz nie zamieszkał w nich, kto nie miał za co
I gniew ogarniał go na widok tychże,
Więc rzucał warsztat, zaniedbywał rolę
I z rozrzewnieniem wspominał niedolę.
Wielu ubogich duchem i maluczkich
Dotąd nieznane olśniły błyskotki:
Sztuką - kuglarskie były dla nich sztuczki,
Pięknem - konterfekt półgołej kokotki,
Nauką - całkiem kosztowne nauczki,
A wiedząwróżby, bajeczki i plotki.
Ci zapomnieli marząc o kokosach,
Że ich królestwo - dopiero w niebiosach.
Chciwy odmiany po wioskach i miastach
Człek brał się za to, co najlepiej umiał;
Groszem publicznym pan starosta szastał
(To dla plebana, to dla pana kuma),
Wyżej katedry rychło bank wyrastał
Czyniąc tym zamęt w nieprędkich rozumach,
Gdy mszę niedzielną zamawiał w kościele
Spasiony krzywdą wiernych Zloty Cielec.
Pysznił się szatan swoim widowiskiem:
Karczemna burda - politycznym sporem,
Wolność - przekleństwem, czystość -
pośmiewiskiem,
Rubaszny czerep - cnót patrioty wzorem,
Własna głupota - niecnych obcych spiskiem,
Rozsądek - zdradą, a zdrada - honorem.
Kto sprawiedliwy w tym dymiącym kotle
Widać nauczył się latać na miotle.
Więc z lotu miotły dostrzeże przez chwilę
Kosmiczny zamiar wichrowej spirali:
Owszem, tam w dole pogorzelisk tyle
Co zapłonęło - musi się wypalić.
Zostaną w węglu łapy krokodyle,
A to, co człowiek wzniósł to człowiek zwali;
Ten ślad jaszczurzy znaczy jego dzieje:
Pełznie, więc dąży dąży, -więc istnieje.
Ba! Nawet wampir od polskiej krwi tłusty
Siedząc w pałacu carów namiestnika,
Niebieskooki, młody, złotousty
Łabędzich szyi dziewic nie dotyka,
Przestrzega postu, chodzi na odpusty,
I wojny z czosnkiem i Krzyżem unika.
Patrząc na niego przysiągłbyś łaskawco,
Że się z krwiopijcy niemal stał krwiodawcą!
Sny o wielkości srebrne są a kruche;
Polak dla siebie bywa niebezpieczny.
I cóż, że wyśni odrodzenie Duchem,
Kiedy ten duch w nim - zgoła średniowieczny.
Niechaj więc łyka oślizgłą ropuchę,
Zwłaszcza, że w gębie nader wciąż waleczny,
A skoro życie jest snem niech się we śnie
Spełni, jak zechce - nie budząc przedwcześnie!
Wiek męski niekoniecznie musi być wiekiem klęski, jak chce tego funkcjonujące dziś na zasadzie frazeologizmu powiedzenie Wieszcza. Powinien za to być i częstokroć bywa okresem podsumowań, uświadomieniem sobie nie tylko właściwej skali własnych dokonań, ale i granic, których już nigdy nie dane będzie przekroczyć. W wypadku poety, którego estetyczne wybory posiadają częstokroć wymiar etyczny, w takim podsumowaniu nie powinno zabraknąć odpowiedzi na pytanie o ocalający wymiar swojej twórczości. W tej rozmowie z samym sobą dojrzały Jacek Kaczmarski jest już realistą, to znaczy kimś kto wie, że realizm to synonim maksymalizmu na miarę własnych możliwości:
Motywacja
Nie
opiszę dziejów. Nie osądzę Wieku.
Nie złożę świadectwa, które kłamie Piekłu.
W sieć kościelnych sklepień nie wzniosę modlitwy.
Napiętym nadgarstkom nie podsunę brzytwy.
Nie myślę znieczulać kroplówką pokrzepień.
Nowego Człowieka ze słów nie ulepię.
Nie wydam wyroku na podłość i małość.
Oddam nieomylność gromkim trybunałom.
Nie wskażę, gdzie która ze stron świata leży -
Mądremu to na nic, głupi nie uwierzy.
***
Załatwię najwyżej osobiste sprawy
Tak, by nie potępić, ale i nie zbawić.
By z klęsk, rozczarowań, żalów obmyć myśli.
Otrząsnąć ze zwycięstw i z krzywd je oczyścić.
By móc podarować prywatne zachwyty
Komuś, przed kim zachwyt - goryczą zakryty.
By móc się podzielić swoim niepokojem
Z kimś, kto tak się boi przyznać: ja się boję!
By to, co słabością, bólem i kalectwem
Stało się modlitwą, światłem i świadectwem.
W kategoriach realizmu niech odebrana zostanie również decyzja autora niniejszej pracy o braku klasycznego zakończenia.
Przypisy:
K. Gajda, op. cit., s. 121
K. Gajda, Jan Krzysztof Kelus op. cit.
A. Okopień-Sławińska, Semantyka wypowiedzi poetyckiej. Kraków 2001.
Niczym nieusprawiedliwionym popisem pseudoerudycji byłoby przepisywanie przeze mnie w tym miejscu adresów bibliograficznych prac związanych z omawianym zagadnieniem, zamieszczonych w następujących opracowaniach:
a) M. Głowiński, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński, Zarys teorii literatury. Warszawa 1986.
b) Słownik terminów literackich. Pod red. J. Sławińskiego. Wrocław 2000.
c) A. Okopień-Sławińska, dzieło cytowane.
O tekstach, z których rzeczywiście korzystałem przy pisaniu tego rozdziału, informuję w oddzielnych przypisach.
M. Głowiński, Wirtualny odbiorca w strukturze utworu poetyckiego. [w:] M. Głowiński, Dzieło wobec odbiorcy. Szkice z komunikacji literackiej. Pisma wybrane, tom III. Kraków 1998, s. 76.
M. Głowiński, op. cit., s 76.
Głowiński w swoim artykule podaje następujący adres bibliograficzny cytowanych przez siebie dzieł Romana Ingardena:
a) O dziele literackim, Badania z pogranicza ontologii, teorii języka i filozofii literatury. Przekład Marii Turowicz. Warszawa 1960.
b) Studia z estetyki, t. I-III, Warszawa 1957-1970.
c) Szkice z filozofii Literatury, Łódź 1947.
M. Głowiński, O konkretyzacji. [w:] Pisma wybrane , s. 92
M. Głowiński , ibidem, s. 93. Samego terminu konkretyzacja używam w znaczeniu nadanym mu przez Romana Ingardena (a zacytowanym przez Głowińskiego) na stronie 267 tomu III jego Studiów z estetyki: To, co jest wytworem intencyjnych czynności autora, to dzieło sztuki. To zaś, co dzięki odbiorowi dzieła przez perceptora stanowi nie tylko rekonstrukcję dzieła w tym, co efektywnie w nim zawarte, a nadto jego częściowe dopełnienie i zaktualizowanie jego momentów potencjalnych, i co jest niejako wspólnym wytworem autora i perceptora to konkretyzacja dzieła. Z trzech uwzględnianych przez Ingardena aspektów konkretyzacji: ze względu na budowę dzieła literackiego, ze względu na proces jego poznawania i ze względu na przeżycie estetyczne, za najistotniejsze dla celów niniejszej pracy uważam pierwsze dwa aspekty.
A. Okopień-Sławińska, dzieło cytowane, s. 57-135.
ibidem, s. 61.
ibid., s. 116
ib., s. 103.
ib., s. 106.
ib., s. 106-107.
ib., s. 110.
ib., s. 111.
ib., s. 112-113.
ib., s. 114.
ib., s. 115.
ib., s. 135.
Autorem znakomitej większości ustaleń dotyczących zewnętrznej sytuacji komunikacyjnych utworów Jacka Kaczmarskiego pozostaje oczywiście, wielokrotnie w tej pracy cytowany, Krzysztof Gajda.
Wiedzę na temat twórczości Luisa Llacha oraz o katalońskiej Nowej Pieśni czerpię z artykułu Rafała Halendy: Llach: Iść dalej. Karta 1985, nr 3, s. 41-49 (wydawnictwo bezdebitowe).
Także i ten artystyczny chwyt został zapewne przez Kaczmarskiego zaczerpnięty z repertuaru Włodzimierza Wysockiego, pod którego olbrzymim wpływem w owym czasie pozostawał. Jednym z najbardziej znanych utworów rosyjskiego barda, w którym ta pozornie niewinna gramatyczna modyfikacja w czasie narratorskiej relacji w zasadniczy sposób zmienia przesłanie utworu z moralizatorskiego na o wiele drapieżniejsze odwołanie do współczesnej twórcy społeczno-polityczmej rzeczywistości, jest Prawda i łoż (Prawda i kłamstwo). Niezwykle dbający o polityczną poprawność swych translatorskich dokonań Bogusław Wróblewski w swym polskim tłumaczeniu przekształcił ową rewelacyjną w artystycznym sensie balladę w banalną i nie do końca zrozumiałą (oczywiście za sprawą przekładu) opowieść o pijaczku pod tytułem Prawda i blaga.
W. Wysocki, Piosenki i wiersze. Wybór tekstów i redakcja: Bogusław Wróblewski. Lublin 1986, s. 27-28.
K. Gajda, ib., s. 56.
Słownik języka polskiego. Pod redakcją M. Szymczaka. Tom I. Warszawa 1988, s. 737.
F. Arnau, Sztuka fałszerzy fałszerze sztuki. Z niemieckiego przełożył F. Buhl. Warszawa 1988, s. 274-275.
O genezie tego utworu wspomina K. Gajda w swojej dysertacji: op. cit., s. 31-33.
H. Gosk, Autobiograficzność w prozie debiutantów przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. [w:] Autobiografizm przemiany, formy, znaczenia. Red.: H. Gosk, H. Zieniewicz. Warszawa 2001.s. 148-149.
Ibidem, s. 150-151.
Słownik terminów literackich, dzieło cytowane, s. 246.
33 Dzieło cytowane, s. 527-528.
Sformułowania socjolingwistyczne decorum używam w znaczeniu nadanym mu przez Michała Głowińskiego w artykule: Dzieło literackie wobec demokracji. [w:] Tenże, Dzień Ulissesa i inne szkice na tematy niemitologiczne. Kraków 2000., s. 28-36. Zobacz także: Michał Głowiński, Poetyka a socjoliongwistyka . [w:] Tenże, Poetyka i okolice. Warszawa 1992.
Op. cit., s. 158-160.
Tamże, s. 160.
Politica de confidentialitate | Termeni si conditii de utilizare |
Vizualizari: 2694
Importanta:
Termeni si conditii de utilizare | Contact
© SCRIGROUP 2024 . All rights reserved