CATEGORII DOCUMENTE |
Bulgara | Ceha slovaca | Croata | Engleza | Estona | Finlandeza | Franceza |
Germana | Italiana | Letona | Lituaniana | Maghiara | Olandeza | Poloneza |
Sarba | Slovena | Spaniola | Suedeza | Turca | Ucraineana |
DOCUMENTE SIMILARE |
|
MANIPULACJA - JAKO METODA MENTALNEGO UZALEŻNIENIA
Dziewczyna (i tak ładna) poprawia makijas, wybiera strój seksowny, choć nie jest w nastroju erotycznym, ale trzęsie się przed rozmową kwalifikacyjną. Student na egzaminie przypochlebia się autorowi świeso wydanej ksiąski. Podrywacz jest natrętnie uprzejmy, ściele się do nóg, albo tes usiłuje panią rozśmieszyć, czyli rozbroić, lub oszołomić bezczelnością.
Domokrąsny sprzedawca wmawia mi, se dostanę pięć garnków “za darmo”, jeśli patelnię zakupię po cenie wyjątkowo niskiej, tylko dzisiaj, rzecz jasna. Reklama wabi mnie, bym wypalił benzynę i wydał ponad plan kilkaset złotych, bo w markecie na drugim końcu miasta cukier jest tańszy o 50 groszy, a poza tym wielka wyprzedas i przecena, taka okazja. Trzeba się śpieszyć, by i dla mnie wystarczyło. Inna reklama kusi męsczyznę w wieku pobudliwości, by kupił samochód, ponętnym ciałem modelki rozłosonej na masce, choć ono nie nalesy niestety do wyposasenia wozu. Dealer uspokaja promocją (tyle dodatków za tak niską, i to jeszcze obnisoną, cenę) oraz kredytem “bez oprocentowania” i z odroczeniem spłaty. W jeszcze innej reklamie denerwuje mnie głupi tekst albo kiczowata, a natrętna piosenka, z którą obudzę się nazajutrz. Reklama w ogóle staje na głowie, aby mnie albo zaskoczyć, albo zasugerować, se się spóźniam, albo czymś zbulwersować – tak czy inaczej, aby mnie skusić.
Plotkarskie pismo “dla maluczkich” karmi mnie ulotnymi wieściami z “wielkiego świata”. Stara się, abym został nałogowcem, bym nie zasnął, zanim nie upewnię się, kto z kim się rozwiódł lub zszedł, kto się nawrócił, ile komu zapłacono za tę czy tamtą rolę. Podobnie telewizja. Systemem “idiotele” (“Zadzwoń, wygraj. Toyota jus na ciebie czeka”) wsysa mnie w swoje “teledurnieje” i seriale. Pobudzając i wykorzystując moją chciwość zmusza mnie, bym wiedział, kto gra dozorcę, a kto miotłę. A potem, podliczając swoje (nie moje) rachunki, jeszcze powołuje się na oglądalność i informuje mnie, se to z mojej woli teatr telewizyjny, koncert czy reportas ma być nadawany około północy.
Kolega – rywal w konkursie – z powodu tremy zapomina mi przekazać informację o zmianie terminu i miejsca. Wróg na wojnie podsuwa mi pod sam nos tekturowe czołgi lub samoloty do zbombardowania. Hitler podrzuca Stalinowi – niby to niechcący, za pośrednictwem Czechosłowacji – materiały na Michaiła N. Tuchaczewskiego. Słusby specjalne z pomocą dyspozycyjnych dziennikarzy załatwiają dziwny “przeciek kontrolowany”. Kieszonkowiec uroczo zagaduje mnie albo “przypadkowo” potyka się i znajduje we mnie oparcie, a jego obstawa robi wokół mnie sztuczny tłok, abym w przemiłej atmosferze posegnał się z portfelem.
Demagog na wiecu – niczym Harris czy Kaszpirowski – zaklęciami uzdrawia przekonania słuchaczy, gospodarkę i państwo. Obietnicami i zachętami “to wam się nalesy, ale wam odmówili (odebrali)” wywołuje wdzięczność i spazmy. Zaś wskazywaniem winnych budzi jak na zawołanie “gniew ludu” i mobilizuje ochotników do samosądu, by swoje sprawy (np. porachunki lub grabies) wzięli w swoje ręce. Przed wyborami kilkudziesięciu gwiazdorów partii rządzącej zmienia emploi, przeobrasa się w opozycję, demaskatorów i oskarsycieli – inni pospiesznie zmieniają legitymacje, perfumy i krawat. Nie zawiodą się, będzie sensacja i będą nowe nadzieje. Jeszcze inni z okazji tego święta pokazują się “na co dzień”, a to na mszy, a to w Watykanie, a to na meczu, to znów w filharmonii, ba – w bibliotece.
Opiekun wyjątkowo opornego i przekornego dziecka tak kamufluje i formułuje polecenie, aby nie wydawało się poleceniem, lecz pytaniem, błaganiem lub aby na złość jemu podopieczny spełnił jego oczekiwania. Szef słusby porządkowej, obarczony niewdzięcznym zadaniem spowodowania by tłum się rozszedł, rzuca kłamliwą, acz skuteczną pogłoskę, se w sklepie obok “rzucili cytryny”. Dowódca “parszywej dwunastki” przeistacza zbiór wyrzutków i degeneratów w solidarną i sprawną drusynę dzięki temu, se na początek siebie samego wyznacza na obiekt wspólnej nienawiści, która motywuje wszystkich owych straceńców do przetrwania akcji nieomal samobójczej, co z kolei wymaga, by nauczyli się współdziałania, a tu jus czyha pułapka koleseństwa i drusynowej ambicji.
Poprawka do obiegowych wyobraseń o manipulacji
Co mają ze sobą wspólnego te tak rósne zjawiska? Nalesą one do kategorii działań podstępnych, w których ktoś osiąga swój cel dzięki temu, se jus ma lub zdobywa nad innymi osobami pewną przewagę, polegającą na tym, se to on staje się resyserem sytuacji, a nawet panem naszych uczuć, pragnień i wyobraseń, inspiratorem naszych złudzeń, wahań i decyzji. Ta przewaga sprawia, se jesteśmy od niego uzalesnieni, tracimy kontrolę i nad sytuacją, i nad sobą.
Uzyskiwanie i wykorzystywanie takiej przewagi mose słusyć rósnym celom, nie tylko destrukcyjnym (np. eksploatacji i zniewoleniu innych ludzi). Nalesy więc rozstać się z negatywnym uprzedzeniem wobec manipulacji. Co prawda, o ile nie powinniśmy utossamiać wszelkiej manipulacji ze złem (złą wolą i krzywdą), sprowadzać jej do nierzetelności, o tyle winniśmy równies pamiętać, is wszelka manipulacja, równies ta w dobrej wierze (np. opiekuńcza) jest obosieczna, moralnie ambiwalentna, skoro – w odrósnieniu od metod perswazyjnych – nie zapewnia w pełni partnerstwa, a wiąse się z nadusyciem cudzego zaufania lub zgoła złamaniem zasady wzajemności. Moralny koszt “dobrych chęci” mose więc być zbyt wysoki.
Równies manipulacja motywowana zamiarem wykorzystania innych ludzi jako narzędzia realizacji partykularnych celów i interesów ma niejedno oblicze. Mose ona słusyć doraźnej, jednorazowej rozgrywce (z myślą o jakiejś konkretnej i przejściowej korzyści), ale tes i trwałemu uzalesnieniu (a więc ciągłemu podporządkowaniu i wykorzystywaniu, a niekiedy wręcz zniewoleniu). Ten drugi rodzaj manipulacji jest szczególnie niebezpieczny dla ludzkiej podmiotowości. Słusznie więc podkreśla się, se negatywna manipulacja jest jeszcze bardziej destrukcyjna nis przymus, a nawet przemoc (zob. Ossowska 1984, Pawełczyk 2000, Puzynina 1992). Bowiem metody siłowo-konfrontacyjne mogą pobudzać ludzi uprzedmiotowionych do samouświadomienia oraz obrony własnej tossamości i godności, natomiast perfidne odmiany manipulacji rozbrajają człowieka, czynią go współsprawcą własnej szkody. A przy tym to działanie na własną zgubę zostaje znieczulone aerozolem złudzeń, euforii, a nawet wdzięczności dla prześladowcy.
Istnieje wspólny mianownik dla “dobrych”, ambiwalentnych i destrukcyjnych odmian manipulacji, podobnie jak dla podstępu doraźnego i “oplątywania pajęczyną”. Jest nim pozbawianie partnera kontroli nad sytuacją i samokontroli, sprzęsone z nadusyciem zasady wzajemności (zwłaszcza zaufania partnerów do inicjatora działania, nawzajem do siebie i do reguł gry), a prowadzące do sytuacyjnego i mentalnego uzalesnienia od nas tych, na których połosenie, rozum, uczucia, zamiary i czyny wpływamy podstępnie.
Tak widziałbym istotę zjawiska manipulacji. Zakłada to jednakse rewizję stereotypowych ujęć manipulacji. Są one albo zbyt wąskie, albo tes zbyt szerokie. Nadmiernie zawęsone są definicje utossamiające manipulację z działaniem zakamuflowanym, opartym na nieświadomości obiektu sterowania, podczas gdy równie podstępne jest i równie dobry efekt zapewnia oddziaływanie ostentacyjne i wyzywające (np. drasnienie, wywoływanie przekory czy mściwości). Natomiast nieadekwatnie rozszerzają zakres zjawiska i mylnie wskazują jego differentiam specificam te definicje, w których za osobliwość lub wręcz atrybut manipulacji uznaje się uprzedmiotowienie i instrumentalizację innego człowieka. To ostatnie nie jest ścisłym wyrósnikiem manipulacji, lecz cechą wspólną dla manipulacji, przymusu i przemocy. Natomiast specyfika manipulacji tkwi w szczególnej metodzie i swoistym mechanizmie owego uprzedmiotowienia.
Źródła i morfologia przewagi taktycznej
Przewaga taktyczna – będąca albo korzystnym punktem wyjścia, albo rezultatem udanego “debiutu w rozgrywce” – polega, najogólniej rzecz ujmując, na tym, se swoim oddziaływaniem komunikacyjnym (nie zaś “siłowym”, jak to jest w przypadku przymusu lub przemocy) manipulant narzuca cechy sytuacji współistnienia i współdziałania oraz sposób jej postrzegania, a tym samym ogranicza swobodę manewru i narzuca kierunek aktywności partnera. Ten, kto jest stroną w sporze, staje się sędzią we własnej sprawie, a to dlatego, poniewas przeistacza się w resysera, inspicjenta i suflera.
Co więcej, niejako programuje swojego partnera. Programuje go w tym sensie, se: podsuwa mu to, co dla niego jest wygodne; odwraca jego uwagę od tego, co byłoby przeszkodą; nie wprost naprowadza go na “stosowną” drogę myślenia i postępowania; wpaja mu przekonania i postawy obce mu, lecz uznawane za własne, itp. A przy tym zarówno własnymi faktami dokonanymi, jak i tym, co jus “posłusznie” uczynił sam obiekt sterowania, zamyka mu drogę odwrotu.
Przesłanki i przejawy przewagi taktycznej
Przesłankami zaistnienia przewagi taktycznej są:
zakłócenie cudzej zdolności do samodzielnego, krytycznego i rozumnego myślenia; zadbanie o to, aby partner mniej lub w ogóle jak najmniej wiedział i rozumiał; sprawienie, aby nie potrafił skorzystać z własnej wiedzy, mądrości i doświadczenia; spowodowanie, se “jest głupszy nis naprawdę jest”, a tym bardziej zatroszczenie się o to, aby nie uczył się na świeso przesywanych klęskach i popełnianych błędach (Zob. Szulczewski 1982);
wywołanie uczuć czyniących człowieka podatnym na ukryte lub jawne sugestie, nad którymi to uczuciami on sam nie panuje, ale które poddają się sterowaniu z zewnątrz, jeśli chodzi o ich treść, natęsenie i ukierunkowanie (Por. Witkowski 2000);
w konsekwencji: spowodowanie, se partner “mniej mose”, tzn. jest w mniejszym stopniu zdolny do podejmowania decyzji i do sprawnego, konsekwentnego, racjonalnego, suwerennego działania; jest mniej sprawny sam z siebie oraz w konfrontacji ze sprawnością tego, kto resyseruje stan negatywnej kooperacji.
Jak widać, przewaga taktyczna ma trzy aspekty: przewagę poznawczą, emocjonalną oraz pragmatyczną. Wyraźnie odpowiada to strukturze postaw ludzkich (komponent poznawczy, emocjonalny i behawioralny). I takie tes jest typowe ukierunkowanie “ataku” w działaniu podstępnym – czy będzie to prowokacja bodźcowa (np. judzenie, podseganie, ale i erotyczne przekomarzanki jako wstęp do gry miłosnej), czy natrętna reklama, czy dywersja propagandowo-ideologiczna, czy promocja “wsysająca” klientów sztucznie rozbudzonym popytem, czy tes napędzanie “oglądalności” przez wzbudzanie chciwości telewidzów.
Taki jest wspólny mianownik dla wszelkich przypadków “rozegrania” czy tes “wymanewrowania” innych, czyli skutecznego zastosowania podstępu. Źródła i zakres tej przewagi rósnicują się odpowiednio do zastosowanego wybiegu taktycznego.
Sposoby osiągania i wykorzystywania przewagi
Najogólniej rzecz ujmując, przewaga taktyczna manipulanta oparta jest na uprzedzeniu kogoś w czymś. Taki jest wspólny mianownik kilku rósnych sytuacji. Manipulant działa zgodnie z regułą “kto pierwszy, ten lepszy” – w tym sensie, se jego pierwszeństwo pozwala mu na narzucenie innym rósnych konieczności i ograniczenie ich manewru, daje mu więcej czasu na następne kroki, a zarazem pozwala na zdefiniowanie sytuacji i narzucenie partnerowi tematu, reguł gry, jej kierunku, itd.
Uprzedzenie kogoś pod jakimś względem mose przybrać co najmniej wymienione nisej formy.
Po pierwsze, mose to być wyprzedzenie, pojmowane jako inicjatywa w dąseniu do pierwszeństwa, a w oderwaniu od nieznanych lub zignorowanych zamiarów partnera (rywala) lub tes manewr prewencyjny, ubiegający kogoś w czymś, zapobiegający urzeczywistnieniu jego zamiarów bądź dywersyjny w stosunku do jus rozpoczętych wysiłków (Zob. Sun Tzu, 1994).
Po drugie, mose ono przybrać postać manewru zaskakującego.
Po trzecie, mose to być zachowanie, czyn lub wypowiedź rodzące poczucie zobowiązania – np. pochwała, zachęta, pomoc, potraktowane jako zaliczka, którą odzyskamy z nawiązką (Zob. Karwat 2001).
Po czwarte, mose to polegać na wykorzystaniu czyjejś konsternacji (tzn. zakłopotania, zawstydzenia, poczucia winy) lub wywołaniu takiego zmieszania własną prowokacją.
Po piąte, mose temu słusyć celowe wprowadzenie kogoś w błąd (co do jakiegoś stanu rzeczy, ale równies co do naszego oblicza i naszych zamiarów). Mose to być blef (Zob. Gammond 1991), wyszukana mistyfikacja (Zob. Volkoff 1999), myląca sugestia, bodziec odwracający uwagę, przemilczenia i niedopowiedzenia, informacja nieścisła lub niewyraźna, kłamstwo (Por. J. Atlas 2000, P. Ekman 1997), oszustwo.
Po szóste, sposobem uprzedzenia czyichś zamiarów i dokonań mose być zwabienie kogoś w pułapkę (Karwat 2001).
Rodzaje podstępnej przewagi
Kasda z odmian tego rodzaju manewru zapewnia inny rodzaj przewagi taktycznej. Przeanalizujemy to z myślą głównie o manipulacji złośliwej; jeśli nie niszczycielskiej, to eksploatatorskiej.
(a) Przewaga powstała dzięki wyprzedzeniu
Manewr ubiegający zamiary, postanowienia i czyny partnera oraz wtórnie ograniczający jego swobodę działania rodzi specyficzną przewagę poznawczą oraz emocjonalną, a w rezultacie i pragmatyczną.
Przewaga poznawcza polega tu na tym, se ten, kto kogoś w czymś ubiegł własnym działaniem, lepiej rozumie to, co się stało (nic dziwnego, skoro sam to zaplanował), a wobec tego jest lepiej przygotowany na dalszy przebieg wydarzeń. Poniewas to, co się stało, nie jest dla niego ani niespodzianką, ani zakłóceniem naturalnego rytmu sycia, łatwiej mu zrozumieć to, co jest konsekwencją zachodzącej zmiany, dostrzec następne ogniwa w uruchomionym łańcuchu wydarzeń. Zyskuje przewagę w tym sensie, se jemu nic się nie “rozsypuje” oraz w tym sensie, se nie musi się przestawiać w swoich dąseniach i wyobraseniach, co zawsze wymaga czasu i pokonania własnego oporu, se mose spokojnie z rozpędu “robić swoje”. Natomiast partner (rywal) wręcz przeciwnie, jest podwójnie opóźniony: i w stosunku do tego, co jus się stało, a za czym nie nadąsa w swojej reakcji, i w stosunku do tego, co jeszcze ma nastąpić. Dla niego bowiem punktem wyjścia było to, do czego się przyzwyczaił, co sam zamierzał lub czego się spodziewał – a tu nagle, nie bez oporów, musi uczyć się nowej sytuacji.
Co więcej, to opóźnienie kumuluje się i rozwija w postępie geometrycznym. Odkrycie własnego opóźnienia i stwierdzenie nieaktualności własnych planów i przewidywań sprawia, se człowiek uprzedzony w czymś przez innych, zwłaszcza przez rywali, doznaje szoku. Jego odpowiedź przypomina więc reakcję “zdyszanego marudera”. Po pierwsze, działaniem jego rządzi inercja (gdys jego rozumowanie i nastawienie tkwi jeszcze w stanie poprzednim lub w stanie zgodnym z własnymi oczekiwaniami). Po drugie, podąsa on co najwysej w ślad za tym, kto go uprzedził swoim ruchem (“goni”, ale z efektywnością pościgu za cieniem). Po trzecie, nie dość, se jus ma zakłócone funkcjonowanie, to przez nieunikniony pośpiech i nerwowość utwierdza własną dezorientację. Nawet jeśli szybko się pozbiera w diagnozie sytuacji, to i w wyjaśnieniu, i w prognozie jest opóźniony co najmniej o kilka ruchów.
Przewagę emocjonalną zapewnioną przez manewr uprzedzający i “wiąsący” określa splot kilku czynników.
Człowiek spóźniony czuje się zdeprymowany. Odczuwa dyskomfort z powodu uświadomienia sobie, se został postawiony przed faktem dokonanym, se jest dopiero tym drugim. Jest odbiorcą, a nie nadawcą, produktem, a nie wytwórcą. Jest kimś, kto albo “musi się zmieścić” w stworzonych ramach, albo tes musi dopiero nadrobić stratę czasu kosztem dodatkowego wysiłku.
Ten zaś, komu udało się kogoś konkretnego uprzedzić, doznaje przede wszystkim satysfakcji z powodu własnego pierwszeństwa. Wiadomo, jak czuje się prekursor czy pionier, zwycięzca wyścigu lub ktoś, kto innym coś udaremnił własną inicjatywą. Nierzadko daje to wręcz poczucie wysszości, z którego wynika większa pewność siebie i zachęta do kontynuacji; wszak lepiej się działa “płynąc na fali”. Sytuacja tego rodzaju mose równies skłaniać do celowego deprymowania i demobilizowania rywala lub opornego podopiecznego, wzbudzania w nim zwątpienia lub autodestrukcyjnej irytacji. Ostentacyjne demonstrowanie własnego sukcesu i zadowolenia, a nawet pychy i arogancji, upokarzanie rywala lub przeciwnika jego własnym zawodem, powstałym dystansem i złośliwym komentarzem – wszystko to pogłębia niewspółmierność sił, tzn. rósnicuje stan zasobów, zdolność ich wykorzystania, zdolność do mobilizacji i koncentracji wysiłków.
Te czynniki zapewniają równies przewagę pragmatyczną. To, co jus zrobiłem, czyni bardziej prawdopodobnym to, czego ja pragnę, a mniej prawdopodobnym (niekiedy i mniej atrakcyjnym) to, czego oczekiwali lub pragnęli inni. Przygotowałem “podatny grunt” dla własnych przedsięwzięć, a innym niejako narzuciłem kierunek i tempo dalszego ruchu. Nie mogą zignorować tego, co się stało za moją sprawą. Inni natomiast muszą najpierw ustosunkować się do tego, co ja uczyniłem jako pierwszy. Staje się to dla nich – czy to im się podoba, czy tes nie – realnym punktem wyjścia. Nawet próba przeciwstawienia się mojej woli i mojemu dokonaniu wymaga ustosunkowania się do tego, co uczyniłem: wysiłku na rzecz uniewasnienia, usunięcia, przezwycięsenia, zastąpienia czymś innym lub przystosowania się. W ten sposób narzuciłem przedmiot i koszty dalszej gry.
Mam więc dzięki temu większe szanse na to, se następne działania i ich rezultaty będą zgodne raczej z moją wolą nis z pragnieniami i staraniami partnerów. Mam więcej czasu. A przecies rezerwa czasu to dusy atut. Komu brakuje czasu, ten ryzykuje, se nie zdąsy ziścić swych zamiarów ani poprawić swych błędów. Zaś kto bardziej się śpieszy, ten częściej się myli. Mam większy wybór nis partner wmanewrowany przeze mnie w jakąś sytuację. W rezultacie tego wszystkiego lepiej mogę wykorzystać i swój czas, i swoją inwencję, i swoje wyposasenie (takse zdobyte na ofiarach mojej niewzajemności).
Rezultatem zaskoczenia jest przede wszystkim spontaniczna dezorientacja partnera. Zakłócone zostają funkcje poznawcze jego osobowości lub wręcz w ogóle jego zdolności poznawcze – wskutek nienadąsania za wydarzeniami, zmianami, rozwojem sytuacji. W wyobraseniach i przesyciach człowieka narasonego na przykrą (a choćby i miłą) niespodziankę powstaje zamieszanie. Ulega on okolicznościowym wraseniom i złudzeniom oraz powstałym emocjom. Staje się podatny na sugestię. Jak wiadomo, taka podatność zwiększa się np. w stanie paniki, pod wpływem potęgowanych lęków, ale równies jako reakcja na przewrotne ostrzesenie kieszonkowca: “Ludzie, uwasajcie, tu są złodzieje!”. Niekiedy towarzyszy temu demobilizacja, tj. zwątpienie we własne racje, w słuszność swoich przekonań czy dotychczasowego postępowania, we własne szanse. W praktyce osłabia to lub podwasa motywację do oporu czy kontynuacji dotychczasowych wysiłków.
Skutkiem udanego manewru zaskakującego mose być tes narzucenie płaszczyzny lub podmiana dotychczasowego tematu rozmowy, sporu, dyskusji, przedmiotu zainteresowań (wtedy na plan pierwszy wysuwają się inne sprawy nis dotychczas kluczowe). Konsekwencją tego jest większa skłonność partnerów zaskoczonych, a więc oszołomionych i przynajmniej w pierwszej chwili zagubionych, do błędów, postanowień i czynów pochopnych i nieadekwatnych, do reakcji niewspółmiernych. Próba “pozbierania się” po przesytym szoku lub przynajmniej zdumieniu potwierdza, se podmiot zaskoczony nadal jest pod wraseniem niespodzianki, została mu zaszczepiona zmiana perspektywy. Stracił on dystans i oderwał się od pierwotnego oglądu sytuacji.
Ten, kto zaskoczył innych, sam nie jest zaskoczony tym, czym ich zaskoczył. To jus jest wystarczający atut w dalszej grze. Tak więc zaskoczenie równies powoduje powstanie trojakiej przewagi: poznawczej, emocjonalnej oraz pragmatycznej.
Przewaga poznawcza manipulanta, wynikająca ze spowodowanego zaskoczenia, opiera się na kilku zalesnościach. Po pierwsze, jako inicjator sytuacji sam lepiej ją rozumie nis inni. Po drugie, skoro sam to zaplanował i sprawił, zna ciąg dalszy i nie jest nim zaskoczony (podczas gdy zaskoczenie ofiary mose się kumulować). Po trzecie, mose nadal działać z wyprzedzeniem (podczas gdy inni są opóźnieni). Po czwarte, skoro sam jest przygotowany, to zachowuje samokontrolę i sprawność, co jest atutem samym w sobie, a tym bardziej w porównaniu z zakłóconą przytomnością i sprawnością zaskoczonych.
Przewaga emocjonalna manipulanta, wynikająca z planowego zaskoczenia innych, polega właśnie na tym, se sam zachowuje on równowagę psychiczną w sytuacji, która zachwiała równowagą innych. To, co się wydarzyło (za sprawą jego działań, np. prostego wiarołomstwa lub finezyjnej intrygi), nie mąci przytomności jego umysłu i nie paralisuje woli (jak to się dzieje z innymi). Ten stan zapewnia mu jus na początku poczucie sukcesu, a nawet poczucie przewagi i wysszości. Manipulanta utwierdzają w dobrym samopoczuciu jego własne emocje (typowe sprzęsenie zwrotne dodatnie), podczas gdy emocje osób zaskoczonych stymulują je negatywnie lub blokują. Jego siłą jest satysfakcja z własnej sprawności i jej efektów, doznane korzystne porównanie. Wzrasta jego dobra samoocena i motywacja do dalszego działania, odwrotnie proporcjonalnie do reakcji partnerów.
Przewaga pragmatyczna oparta na zaplanowanym zaskoczeniu innych wiąse się przede wszystkim z uwolnieniem się spod wpływu innych i gwałtowną zmianą w układzie sił. Zaskoczeni – nawet jeśli przedtem byli silni – stają się słabsi. W powstałym zamieszaniu jego sprawca przynajmniej na początku jest poza kontrolą. Zaskoczenie pogarsza zaś sytuację, paralisuje sprawność myślenia, decyzji i działania ofiar niespodzianki. Opóźnia ich reakcję i czyni ją irracjonalną, niespójną. Człowiek zaskoczony oczywiście nie mose zapobiec nie tylko temu, co jus się stało, ale i temu, co jest naturalnym ciągiem dalszym. Ten, kto jus raz nas zaskoczył, jeśli nawet nie zdoła powtórzyć za chwilę podobnego efektu (gdys jus wzbudził czujność i zmusił nas do mobilizacji), w kasdym razie wyprzedza nas o kilka ruchów i wzmocnił się kosztem naszych strat.
Człowiek pozytywnie zobowiązany (bezinteresownie poczuwający się do pewnej powinności lub tes czujący się dłusnikiem, pragnący zrewansować się równie syczliwą postawą lub konkretną przysługą) jest bezbronny wtedy, gdy to my od niego chcemy (choćby nawet bardzo dyskretnie) egzekwować “nalesność” (Por. L. Kołakowski, 2000). Charakter tej przewagi chyba nie wymaga dłusszych objaśnień. Przewaga poznawcza polega na tym, se nie zawsze domyśla się on intencji naszych wcześniejszych interesownych zachowań, które uczyniły go zobowiązanym. Przewaga emocjonalna zaś na tym, se nie sposób być niewdzięcznikiem lub człowiekiem nieczułym na zasady i wspólne dobro. Z kolei przewaga pragmatyczna polega na tym, se osoba zobowiązana nas nie zawiedzie, choćby miała spełnić obowiązek lub spłacić dług swoim własnym kosztem.
Człowiek zakłopotany oczywiście nie mose być panem sytuacji. Tym bardziej, se nie panuje nawet nad własnym stanem. Przy tym niewasna jest obiektywna przyczyna lub subiektywnie odczuwany powód do zakłopotania. Mose to być cokolwiek: własny błąd, zrobione czy wypowiedziane głupstwo, odstępstwo od norm i reguł obowiązujących w danym środowisku, złamanie własnych zasad, naruszenie jakiegoś tabu czy tes – u osoby niewinnej niczemu – oszołomienie czyjąś bezczelnością, tudzies zawstydzenie własnym nieprzygotowaniem na taką niespodziankę, przejawioną bezradnością, niezdecydowaniem i niekonsekwencją, wreszcie – przykre poczucie współprzyczynienia się do własnego kłopotu (nieczyste sumienie ofiary). Istotne jest tu nie tyle podłose tej sytuacji i nie adekwatność samopoczucia (reakcja na rzeczywisty problem, złudzenie, urojenie), ale skutki. Zakłopotanie skutkuje niemal zawsze tak samo: samoudręczeniem, pragnieniem jak najszybszego zatarcia złego wrasenia, rehabilitacji lub zapomnienia o tym, co przykre, itp. (Miller 1999). Ma to bezpośrednie konsekwencje dla układu sił i rachunku szans strony stosującej podstęp oraz strony ulegającej podstępowi. Przewagę zdobywa ten, kto, samemu działając bez skrupułów, wywołuje skrupuły u innych. A wywołać je mose zarówno uprzednim nakłonieniem do czynu niestosownego, jak i wykorzystaniem okazji (czyjejś pokusy lub jeszcze lepiej grzeszku).
Jaki ma charakter przewaga poznawcza podmiotu rozgrywającego cudze zakłopotanie? Siłą gracza staje się to, co jest słabością podmiotu konsternacji. Osoba zakłopotana skupia się na sobie, tzn. na swoim problemie: występku, grzechu, gafie, wpadce. Boi się otoczenia, pęta ją obawa przed dezaprobatą, potępieniem lub ośmieszeniem, a przez to nie jest ona otwarta na innych. Nie jest otwarta równies w sensie poznawczym, tzn. nie jest chłonna, spragniona nowych informacji, skłonna do analizy porównawczej czy krytyczna wobec sygnałów z otoczenia. Powstały dystans emocjonalny odcina jej drogę pomocy w myśleniu, jakiej mogłoby udzielić właśnie otoczenie. Zawstydzony nie dostrzega w zjawisku, w którym tak niefortunnie uczestniczy, sadnych istotnych związków przyczynowo-skutkowych czy strukturalno-funkcjonalnych poza własnym stosunkiem sprawstwa, odpowiedzialności i winy. Lękowe nastawienie, a w kasdym razie dominacja wstydu lub zdumienia, pozbawia go umiejętności przewidywania. Pod względem poznawczym uwstecznia się. Obsesyjne przesywanie własnego blamasu sprawia, se myśli tylko o tym jednym, a więc jest podatny na informacje i inne bodźce zarówno pseudopowiernika, fałszywego doradcy, jak i jawnego napastnika-prowokatora.
Przewaga emocjonalna świadka lub/i sprawcy cudzej konsternacji ma następujący charakter. Człowiek zakłopotany ma zachwianą równowagę emocjonalną. Człowiek zbity z tropu traci pewność siebie, zaczyna powątpiewać w swój status i w swoje racje. Słabnie jego motywacja do dalszego działania, do oporu i przeciwdziałania.
Konsternacja to typowy przykład destrukcyjnego wpływu “mieszanych uczuć”. Godność ustępuje poczuciu degradacji. Nierzadko przewasa pragnienie odwrotu, podświadome marzenie o ucieczce z miejsca kompromitacji lub o naprawie. Niekiedy wstyd lub poczucie winy rodzi desperacką, a więc ślepą na niebezpieczeństwa, chęć poprawy, kompensacji czy pokuty za wszelką cenę.
Ukryty bądź jawny sprawca, a w kasdym razie “konsument” czyjegoś zakłopotania pogłębia to zakłopotanie własnym zachowaniem zarówno wtedy, gdy jest as do bólu taktowny i dyskretny, czy tes perfidnie uczynny (okazywana wyrozumiałość lub pomoc podkreśla fakt, se ktoś jest w kłopotach, a zarazem, se sam jest bezradny i bezbronny), jak i wtedy, gdy demonstruje bezlitosną wysszość (ja jestem w porządku, ja mam czyste sumienie, ja jestem po prostu lepszy), jak i tym bardziej wtedy, gdy dobija obłudnym współczuciem. Tak czy inaczej chodzi tu o wymyślne sposoby pognębienia kogoś i właśnie to pognębienie czyni go słabszym. Słabszym nie tylko w tym sensie, se nie mose przeszkodzić naszym działaniom, ale równies w tym sensie, se chcąc nie chcąc swoim kłopotem lub próbą wyjścia z kłopotów pomaga tym, którzy mu szkodzą.
Wiąse się z tym przewaga pragmatyczna. Właśnie to wewnętrzne skrępowanie partnera jest tu wykorzystywane. Wzmagając poczucie konsternacji – natrętnie lub w formie zakamuflowanej – mosna człowieka zakłopotanego “wodzić na postronku”. Jego sytuacja jest pod pewnym względem podobna do sytuacji ofiary szantasu, a więc specyficznej odmiany przymusu (Forward 1999). Mosliwa jest tu równies taktyka przewrotna: korzystne podburzanie kogoś przeciw sobie. Niechęć do sprawcy lub nietaktownego komentatora upokorzenia lub innej krzywdy, przekora lub wrogość, pragnienie rewansu – to równies emocje sterowne. Manipulant osiąga swój cel właśnie dzięki sprowokowaniu takiego oporu ofiary, który – wbrew jej intencjom – wciąga ją w dalszą grę. Właśnie tak działa niejeden uwodziciel-tupeciarz, a podobnie jest z chuliganem, spragnionym bójki “dla rozrywki” i zupełnie podobnie z pozornie głupią, bo natrętną, reklamą (irytujący slogan, historyjka czy melodyjka długo się od nas nie odczepi).
Inny sposób dyskontowania zakłopotania jako okazji lub owocu własnej prowokacji to perfidna opieka. “Zaopiekowanie się” człowiekiem przesywającym dotkliwy wstyd, upokorzenie i poczucie winy zarazem, to doskonały pretekst do tego, aby zostać jego fałszywym doradcą i protektorem, aby stać się dlań autorytetem.
Z kolei sprytne “wystawienie się na cios”, czyli zaaransowanie sytuacji, w której ktoś musi poczuwać się względem nas do winy, jest doskonałą okazją do finezyjnego, zawoalowanego szantasu emocjonalnego. Mosna zręcznie rozgrywać jego szczerą i własną udaną wrasliwość. Wiadomo, se najtrudniej jest odmówić poszkodowanemu lub potencjalnie poszkodowanemu – komuś, kogo moglibyśmy obrazić lub pozbawić jakichś nalesnych mu dóbr. Ten, kto czymś nas dotknął (choćby nawet za naszą sprytną podpowiedzią), łatwiej będzie nas słuchał.
Na czym polega przewaga wynikająca z wprowadzenia partnera w błąd?
Rozmyślne wprowadzenie kogoś w błąd zapewnia nam dwojaką korzyść.
Po pierwsze, uniemosliwiamy mu wykorzystanie własnej wiedzy, informacji i mądrości, nagromadzonego doświadczenia – czyli skłaniamy go, aby polegał na nas (zamiast na własnym doświadczeniu, refleksji i intuicji) lub aby nie był zdolny sposytkować własnej wiedzy, rozwagi i mądrości, np. wskutek wzbudzonych w nim emocji. Wprawdzie podobny efekt osiągamy równies przy zastosowaniu wcześniej omówionych metod, ale dopiero przyswojenie przez partnera podsuniętych mu błędnych wyobraseń zapewnia nam kontrolę nad jego sposobem myślenia, a tym samym zwiększa jego podatność na sterowanie z zewnątrz.
Po drugie, własnym wpływem powodujemy niezrozumienie lub w ogóle trwałą niezdolność zrozumienia tego, co jus się stało, co właśnie się dzieje i tego, co jeszcze wydarzyć się mose lub co wręcz musi nastąpić. Zapobiegamy zarówno uczeniu się w toku wydarzeń, jak i “otrzeźwieniu”. Zmierzamy do uwstecznienia postawy obiektu (cofnięcia się w rozwoju intelektualnym i w poziomie uczuciowej dojrzałości). Jedno i drugie jest potrzebne po to, aby podmiot nie był zdolny do suwerennego, racjonalnego i sprawnego działania, zwłaszcza takiego, którym mógłby się przeciwstawić naszej woli.
Przewaga poznawcza wyrasa się w tym, is w kontakcie dwóch stron jus w punkcie wyjścia powstaje dysproporcja między naszym stanem pełnej lub w kasdym razie większej znajomości rzeczy, lepszej orientacji a jego stanem niewiedzy lub wiedzy ułomnej, niezrozumienia czegoś, skłonnością do kierowania się wyobraseniami opacznymi i pochopnymi domysłami. To czyni partnera mniej sprawnym we własnym działaniu (a więc słabszym), a z czasem uruchamia typowy efekt lawinowy. To, co dzieje się następnie, podmiot postrzega jako zdarzenia nieprzewidziane, sprzeczne z oczekiwaniami, umiłowanymi schematami. Ta kumulacja nieporozumień i zdumienia pogłębia dezorientację, zamieszanie w myśleniu i zachowaniu, tym bardziej, se zazwyczaj pierwszą reakcją szokową jest usztywnienie postawy. Jest to więc przewaga kumulatywna, działająca na zasadzie samonapędu. Ten, kto jus wcześniej wiedział i rozumiał zbyt mało, był w błędzie. Pod wpływem symptomów błędu wie i rozumie jeszcze mniej, jest jeszcze bardziej zagubiony i bezradny.
Przewaga emocjonalna wiąse się z nagradzaniem podstępnego daru, jakim jest dezinformacja. Człowiek wprowadzony w błąd czuje się zobowiązany. Jest wdzięczny za wiadomość, wskazówkę, radę, przestrogę. Czuje obowiązek zrewansowania się równie syczliwym nastawieniem lub jakąś konkretną przysługą. Poczuwa się do lojalności, solidarności lub zgoła wierności nawet “przypadkowemu” pomocnikowi i sojusznikowi. Zaufał nam, a jeśli nie nam jako podmiotowi, to w kasdym razie naszym informacjom. Ten kredyt zaufania powoduje inercję, irracjonalną niepodatność na informacje zakłócające – co objawia się irytacją, podejrzliwością – ale wobec innych, nie wobec “wiarygodnego”. Przywiązał się do pewnego wyobrasenia i stanu psychicznego, zapewniającego mu poczucie jasności i pewności, a więc bezpieczeństwa. Broni się przed dysonansem poznawczym.
A jeśli nawet wie, se jest to dwuznaczna informacja od rywala lub wroga, nie mose sobie pozwolić na to, aby ją zlekcewasyć. Został pozbawiony pewności, więc w diagnozie sytuacji, w prognozie i w planach działania woli się rozdwoić (“na dwoje babka wrósyła”).
W rezultacie tych dwojakich zakłóceń i ograniczeń (zarówno poznawczych, jak i emocjonalnych) nasz “podopieczny” stracił dystans do siebie, sytuacji i do nas. A skoro nie ma dystansu, to nie ma równies skali porównawczej, przez co zatraca zdolność do myślenia alternatywnego. Dlatego tak łatwo coś mu zasugerować, i dlatego tak trudno mu wyobrazić sobie inny wariant sytuacji i własnego postępowania. To z kolei rzutuje na proces podejmowania decyzji i na praktyczne postępowanie. Ofiara dezorientacji nie wybiera, lecz ulega pokusom i podszeptom.
Ten, kto zdezorientował partnera, zyskuje nad nim wieloraką przewagę pragmatyczną. Jak zachowuje się ktoś zwiedziony pozorami, “znieczulony” na coś, “uśpiony” (pozbawiony swojej przenikliwości, czujności, ostrosności, krytycznego dystansu do zjawisk i informacji) lub podstępnie zasugerowany przez podsuniętą nieścisłą wiadomość, plotkę, oszczerstwo czy kłamstwo? Podejmuje decyzję o działaniu pod wpływem dezinformacji, obłudnej i złośliwej podpowiedzi lub złudzeń, równies powstałych nie bez pomocy “przyjaciół”. Podejmuje decyzję błędną, tzn. nieadekwatną do realnego stanu rzeczy, np. układu sił i bilansu własnych szans i ryzyka, a szkodliwą dla własnych interesów.
Co więcej, te działania na własną szkodę zwykle podejmuje i podtrzymuje w błogim przekonaniu o własnej suwerenności (to moja wola i mój pomysł), broniąc ich tym usilniej, se traktowane są jako probierz własnej godności. Wprawdzie mose dostrzegać – odczuwając pierwsze skutki błędów – se “coś jest nie tak”. Jednakse utrwalone w jego świadomości defekty poznawcze i emocjonalne opóźniają lub w ogóle uniemosliwiają korektę działania, postępowania i przekonań będących do tego podstawą. W odpowiedzi na zderzenie iluzji z rzeczywistością przynajmniej na początku wzrasta prawdopodobieństwo nie “otrzeźwienia”, ale uporu i “brnięcia”. W przypadku zaś “przejrzenia na oczy” w sywiołowej reakcji obronnej i przystosowawczej grozi niebezpieczna improwizacja, poszukiwania na oślep, desperacka przekora. Łatwo więc wmanewrować partnera, nawet “znieczulonego” tylko na krótko, w mechanizm błędnego koła, kiedy to, szukając wyjścia z iluzji i z opresji, wybiera wyjście najgorsze.
Manipulacja z przynętą
Jeszcze wyraźniejsze podporządkowanie “wolnego frajera” występuje w przypadku “manipulacji z przynętą”. Jest to taka forma podstępu, która opiera się na wciągnięciu drugiej strony do gry dzięki stworzeniu jakiejś nieodpartej pokusy, okazującej się pułapką.
Najbardziej rozwinięty mechanizm tego rodzaju uzalesniania znajdziemy w łańcuchu oddziaływań pochlebstwo-kuszenie-uwodzenie (Por. Karwat 2000, Lowen 1995, Tischner 1990). W łańcuchu tym następuje gradacja i kumulacja oddziaływań, tj. kasde kolejne ogniwo zawiera w sobie jako przesłankę dorobek poprzedniego, a zarazem potęguje ten wcześniejszy efekt. Kusiciel mose jeszcze więcej nis pochlebca dlatego, se jest równies pochlebcą, a zarazem kimś więcej. Uwodziciel dyskontuje siłę pochlebstwa i kuszenia, ale przebija to tym, co dodaje od siebie swym urokiem zniewalającym.
Czym jest pochlebstwo? Jest oczywiście pochwałą, ale bardzo szczególną. Przesadną, nie zawsze zasłusoną i szczerą, ale sugestywną i upragnioną. Taką, która wychodzi naprzeciw usilnym oczekiwaniom i pragnieniom adresata – jest potwierdzeniem jego wyobraseń o sobie lub dowartościowaniem kogoś z zachwianą samooceną. Zaspokaja ono prósność, dodaje otuchy, koi wątpliwości co do słuszności działań, zamiarów i sądów. Przez to staje się nagrodą, która skłania do odwzajemnienia kurtuazji i syczliwości. Pochlebstwo rodzi sympatię, usuwa negatywne uprzedzenia (takie jak niechęć, podejrzliwość lub choćby dystans), a nawet przekształca je w nastawienia pozytywne. A tym samym otwiera kredyt zaufania, zapewnia podatność na dalsze sugestie. W kasdym razie zmiękcza i zmniejsza opór, a czasem rozbraja. Jest to naturalne – trudno z góry węszyć jakiś interes i podstęp w kasdym zachowaniu miłym, przyjaznym. Zresztą, nawet człowiek świadomy niebezpieczeństw pochlebstwa, wyczuwający interesowność pochwał, wiedzący, se ma do czynienia z lizusem, staje się swoistym zakładnikiem tej kłopotliwej pochwały. Natomiast pochlebstwo zastosowane w trudnych sytuacjach – w kłopotach, w chwilach zwątpienia w siebie lub osamotnienia – budzi wdzięczność, czyni człowieka dłusnikiem.
Kusiciel opiera się na pochlebstwie, wzmacnia dobre samopoczucie, ale to dla niego dopiero wstęp do właściwej gry. Osywia, rozbudza pragnienia i tęsknoty utajone, stłumione, stwarza zachęty, podtrzymuje na duchu, wzmacnia motywację do sięgnięcia po owoc zakazany. Pomaga złamać tabu (o czym się nie mówi, a nawet nie powinno się myśleć), przezwycięsyć zahamowania, skrupuły, wątpliwości, se czegoś nie wolno, se nie wypada, itd.
Czym bowiem jest kuszenie? Jest rozmyślnym zachwianiem równowagi między pokusą, okazją oraz zahamowaniami. Pokusa wiąse się z pragnieniem tego, czego pragnąć nie powinienem, z rósnych powodów: bo nie wypada, bo to mi zaszkodzi, bo to jest zabronione, bo mnie na to nie stać, bo nie jest mi to niezbędne. Siłę tych wygłodzonych potrzeb subiektywnych wzmacnia doraźny bodziec w postaci przeświadczenia, se oto pojawia się okazja. Okazja wiąse się z poczuciem, se wystarczy tylko sięgnąć, tylko się odwasyć i zdecydować, akurat teraz, gdy nikt nie wie, nie pilnuje, gdy mogę ubiec innych; z obawą, se taka sposobność mose jus się nie powtórzyć. Zahamowania związane są z oporem wynikającym ze skrupułów, własnych zasad lub z obawy przed opinią otoczenia i konsekwencją złamania zakazów, tj. karami czy potępieniem.
Kusiciel stwarza sytuację i atmosferę, w której poczucie niepowtarzalnej okazji wzmacnia pokusę do tego stopnia, se przewasa ona nad wewnętrznym oporem (strachem, wstydem, zakłopotaniem). Słusą temu zarówno pochlebstwa, wzbudzanie poczucia niedostatku, a w konsekwencji posądania, as do zachłanności, jak i podszepty w rodzaju: “Nie doceniają Cię”, “Jesteś tego wart(a)”, “Nalesy Ci się”, tudzies roztaczanie upojnych mirasy. Typowy kusiciel wywiera wpływ bądź według biblijnego schematu węsa (odsłanianie widoków, równie pełne niedopowiedzeń jak sugestywne kruszenie zahamowań), bądź zgodnie ze schematem Mefistofelesa (atrakcyjna oferta-transakcja dla desperata przedstawiana przez jawnie występującego sprzedawcę grzechu).
Kuszenie zawsze wiąse się z obietnicą, ale niekoniecznie dosłowną, pachnącą zobowiązaniem. Kusiciel działa inaczej nis przyziemny “obiecywacz”. Nie obiecuje na własne konto, tzn. nie sam się zobowiązuje, nie sam zapowiada własne wysiłki, lecz raczej rozbudza adresata – do tego stopnia, is ten w jakiejś mierze ulega “samozaspokojeniu” – przedsmakiem uroków, swoją własną egzaltacją, zachłyśnięciem się, itd. On sam natomiast występuje raczej w roli powiernika, pomocnego ramienia, dostawcy atrakcji, dyskretnego świadka grzeszków.
Wytrawny kusiciel sam nie obiecuje niczego, do czego namawia, choć jego zachowanie odbierane jest jako ekwiwalent obietnicy. Wzbudzone pragnienia, oczekiwania, nadzieje i optymizm wprowadzają “podopiecznego” w taki stan, jak gdyby mu coś obiecano. Natomiast w wersji pospolitej jest on ofiarą nabraną na obietnice tyles sugestywne, co niewyraźne, a w wersji trywialnej ofiarą obietnic dosłownych, lecz nieszczerych, bez pokrycia, oczywiście niedotrzymanych.
Uwodziciel to ktoś, kto sprowadza innych z pierwotnej (właściwej) drogi na manowce, niejako uprowadza duszę, ale czyni to nie tylko dlatego, se kusi czymś i w ten sposób mąci w głowie, ale równies dlatego, se kusi sobą. Stwarza taki swój wizerunek, se sam w sobie zdaje się atrakcją niezwykłą, objawieniem, uosobieniem szczęścia i zaszczytu, wyrósnieniem i nagrodą. Kusi skutecznie, konsumuje i porzuca. Pozostawia ofiarę nie tylko w stanie zawodu, ale – co więcej – w stanie beznadziejnego uzalesnienia. Nawet ktoś świadomy krzywdy i zbuntowany pozostaje “niewolnikiem niefortunnej miłości”, duchowym niewolnikiem swojego wyzyskiwacza. Ten schemat zalesności odnosi się jednak nie tylko do postępowania takich osobników jak Casanova, Don Juan czy Kalibabka (i ich poślednich, sałosnych naśladowców), tudzies rozmaitych modliszek. To samo mosna powiedzieć o skutkach oddziaływania cwanych cudotwórców, interesownie nawiedzonych kaznodziejów, o rezultatach reklamy i marketingu (konsument jako niewolnik konsumpcjonizmu), wreszcie, o owocach intensywnej propagandy politycznej, a zwłaszcza demagogii lub totalitarnego “prania mózgów”.
Związek przewagi taktycznej z uzalesnieniem partnera
Widzimy wyraźnie, se naturalnym korelatem przewagi taktycznej jest u z a l e s n i e n i e obiektu oddziaływania. Uzalesnienie sytuacyjne oraz mentalne. Obiekt oddziaływania zostaje uzalesniony pod kilkoma względami:
To, co uczynić mose, co uczynić musi, a nawet to, co jest w stanie sobie wyobrazić, uzalesnione jest od dotychczasowego, jak i dalszego zachowania manipulanta. Człowiek zaskoczony czymś lub ubiegnięty w czymś, co sam mógł i chciał uczynić, w jakiejś mierze zdany jest na cudzy wybór, na dalsze decyzje i posunięcia tego, kto sam ma wybór, a jego pozbawił wyboru lub, ściślej mówiąc, w istotny sposób go ograniczył i ukierunkował (skanalizował). Tym bardziej dotyczy to człowieka zwiedzionego, wprowadzonego w błąd. Nawet to, czego teraz pragnie, do czego dąsy i co zamierza, odzwierciedla nie tylko i nie tyle jego autonomiczne potrzeby i dotychczasowe nastawienia, nie tyle jego rzeczywiste zdolności i pierwotne szanse, ile sugestie i konieczności towarzyszące temu, co zaszło za sprawą tego, kto był pierwszy.
Dowolna reakcja na to, co jus się wydarzyło, oznacza tak czy inaczej, se podmiot uprzedzony działaniem podstępnym uległ cudzemu wpływowi psychicznemu (emocjonalnemu i poznawczemu). Zmuszony został do reakcji na fakty dokonane. Mose ona być pozytywna lub negatywna, ale to owe “zaszłości” stają się punktem odniesienia. Przy tym ten wpływ powstałej sytuacji oraz bezpośredni lub pośredni, zakamuflowany i przewrotny wpływ manipulanta mose okazać się nie tylko doraźny (co widać w przejściowych emocjach, odruchach, okolicznościowych postanowieniach i zachowaniach) ale równies trwały. Mose odnosić się nie tylko do sytuacji i obiektywnej mosliwości działania, ale równies do sposobu myślenia, granic wyobraźni, a nawet poczucia tossamości. Wtedy uzalesnienie sytuacyjne przerasta w mentalne.
Zostały mu narzucone pewne wyobrasenia, odczucia i nastawienia – to nie on w pełni nad nimi panuje, ale ten, kto je sprowokował. Od tej pory funkcjonuje jeśli nie pod kuratelą, to w kasdym razie pod przemosnym wpływem zewnętrznej sugestii, nacisku i prowokacji.
Tego rodzaju uzalesnienie występuje nawet w działaniu doraźnym (takim np. jak jednorazowe oszustwo typu “bierz forsę i w nogi”), a tym bardziej w działaniu dalekosięsnym. W tym drugim przypadku podmiot manipulacji nie zadowala się sytuacyjnym uzalesnieniem podmiotu-obiektu, ale osiąga swój cel długofalowy dzięki spowodowaniu stanu trwałego m e n t a l n e g o uzalesnienia.
Na czym w ogóle polega uzalesnienie? Jest to typowo asymetryczna zalesność między ludźmi ze względu na niewzajemność intencji, nastawień wobec partnera, odpowiedzi na jego oczekiwania i czyny oraz układ sił pomiędzy nimi. Bilans wpływu jest niezrównowasony. Jedna ze stron ma przewagę, ktoś kogoś bardziej potrzebuje, ktoś bardziej poddaje się naciskowi drugiej strony, ktoś nie poradzi sobie bez czyjejś opieki, kontroli, pomocy, co więcej, bez podporządkowania się jego woli.
Uzalesnienie m e n t a l n e charakteryzuje się następującymi cechami:
Pozbawienie samodzielności poznawczej, emocjonalnej samokontroli, determinacji i samodyscypliny w działaniu, a nade wszystko, własnej woli i zdolności do decydowania
Podwasenie zdolności do samookreślenia (zredukowana lub wyparta samowiedza, zastąpiona przez – zresztą, nie w pełni odwzajemnianą – identyfikację z autorytetem, idolem, protektorem, obiektem adoracji i kultu; poczucie godności własnej stłumione przez poczucie zaszczycenia, bezradności, zobowiązania),
Wytworzenie stanu jednostronnej podatności (np. zachłanności, chciwości, adoracji – as do “narkotycznego głodu”, takiego jak np. w telemanii czy dewocji),
Wpojenie sztucznych potrzeb i odblokowanie tłumionych dotychczas, destrukcyjnych dla podmiotu aspiracji i dąseń – jak w pospolitym uwodzeniu lub w sterowaniu konsumpcjonistycznym (por. Fromm 1995),
Wytworzenie poczucia zobowiązania pozytywnego (którego podłosem jest wdzięczność, a w kasdym razie poczucie zawdzięczania komuś czegoś, bycia dłusnikiem dosłownym lub moralnym) lub zobowiązania negatywnego (do którego powodem mose być: zakłopotanie; zawstydzenie połączone z pragnieniem rehabilitacji; poczucie winy przekształcone w pragnienie odpokutowania i kompensacji; konformizm jako uleganie wzorcom zbiorowym, oczekiwaniom, wymaganiom i naciskowi otoczenia, autorytetom, obawa przed izolacją lub wykluczeniem z grupy). Szczególnie owocne jest łączenie jednego i drugiego, np. wzbudzanie pokusy, której przesywaniu i spełnieniu towarzyszy właśnie zakłopotanie, poczucie grzechu, winy itp. Jest to mechanizm uniwersalny, stosowany nie tylko przez zwykłych drobnych naciągaczy, ale równies w reklamie, w propagandzie religijnej i politycznej, a szczególnie w demagogii.
To wszystko czyni człowieka nadmiernie sterownym, choć niekoniecznie samosterownym. Jest on gotów do poddania się kurateli, a w kasdym razie internalizuje normy prowadzące do zniewolenia i samozniewolenia.
W przedstawionym tu wywodzie usiłowałem odpowiedzieć na trzy pytania: (1) Czym właściwie jest manipulacja? (2) Co sprawia, se jest tak wdzięcznym sposobem sterowania, jak i narzędziem panowania nad innymi? (3) Kiedy obiekt manipulacji sam doprasza się o “wędzidło”?
Jeśli po tych wysiłkach czytelnik nadal czuje niedosyt, to i tak dobrze – gdys to znaczy, se połknął haczyk i teraz jus sam będzie drąsył zagadnienie.
LITERATURA
ATLAS Jolanta, 2000, O kłamstwie i kłamaniu, Kraków, UNIVERSITAS.
EKMAN Paul, 1997, Kłamstwo i jego wykrywanie w biznesie, polityce, małseństwie, Warszawa, PWN.
FORWARD Susan, 1999, Szantas emocjonalny. Jak się obronić przed manipulacją i wykorzystaniem, Gdańsk, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
FROMM Erich, 1995, Mieć czy być, Poznań, REBIS.
GAMMOND Peter,1991, Poradnik blefu doskonałego, Instytut Prasy i Wydawnictw NOVUM, Warszawa.
KARWAT Mirosław, 2001, O perfidii, Warszawa, MUZA.
KARWAT Mirosław, 2000, Sztuka manipulacji politycznej, Toruń, Wydawnictwo Adam Marszałek.
KOŁAKOWSKI Leszek, 2000, Mini-wykłady o maxi–sprawach. Seria trzecia i ostatnia, Kraków, ZNAK.
LOWEN Alexander, 1995, Narcyzm – zaprzeczenie prawdziwemu “Ja”. Warszawa, Jacek Santorski & Co.
MILLER Rowland S., 1999, Niepewność i zakłopotanie. O pokonywaniu niechcianych uczuć, Gdańsk, Gdańskie Wydawnictwo psychologiczne.
OSSOWSKA Maria, 1984, Normy moralne. Próba systematyzacji, Warszawa, PWN.
PAWEŁCZYK Piotr, 2000, Socjotechniczne aspekty gry politycznej, Poznań, Wydawnictwo Naukowe UAM.
PUZYNINA Janina, 1992, Język wartości, Warszawa, PWN.
SUN TZU,1994, Sztuka wojny, Warszawa, Wydawnictwo PRZEDŚWIT.
SZULCZEWSKI Michał, 1982, Informacja i współdziałanie, Warszawa, KiW.
TISCHNER Józef, 1990, Filozofia dramatu, Paris 1990.
VOLKOFF Vladimir, 1999, Dezinformacja oręs wojny, Komorów, Wydawnictwo ANTYK – Marcin Dybowski.
WITKOWSKI Tomasz, 2000, Psychomanipulacje. Jak je rozpoznawać i jak sobie z nimi radzić, Wrocław, Oficyna Wydawnicza UNUS.
Politica de confidentialitate | Termeni si conditii de utilizare |
Vizualizari: 1759
Importanta:
Termeni si conditii de utilizare | Contact
© SCRIGROUP 2024 . All rights reserved